Stanisław Sygnarski Stanisław Sygnarski
434
BLOG

"Prośba o umiar" - refleksja po lekturze "Błysku rewolwru" Wisł

Stanisław Sygnarski Stanisław Sygnarski Rozmaitości Obserwuj notkę 4

 

 
 
         Jakiś czas temu dostałem w prezencie wydaną niedawno książkę Wisławy Szymborskiej „Błysk rewolwru”. Z ciekawością zacząłem przewracać kartki tej niezagrubej pozycji i - rzucając okiem na  fotografie, „wycinanki”,  limeryki, moskaliki, czy „lepieje” -  myślałem sobie: „Acha! To mi wygląda znajomo. Podobne „drobiazgi” Szymborskiej poznałem już dawno”.  I choć zdałem sobie sprawę z tego, że poezja wydana w „Błysku rewolwru”  nie będzie kalibru, do którego Poetka nas przyzwyczaiła, to ani mi było w głowie - przecież to Szymborska - odstawić książkę na półkę bez czytania.
         Zacząłem od „Kilku słów...” przedmowy Bronisława Maja. A tu całkowite odwrócenie sytuacji - dalej to może będą i fraszki, ale wstęp do nich - to prawdziwe dzieło. Dzieło wyrażające uwielbienie dla każdego napisanego przez Poetkę słowa. Przyznam, że trudno mi zaakceptować taki całkowity brak krytycyzmu wobec tekstów zamieszczonych w "Błysku rewolwru". Co prawda Autor przedmowy  zaznacza, że w większości są to „humoris causa” mogące ugruntować szkodliwy wizerunek Szymborskiej piszącej „niejako na marginesie twórczości par excellence rozrywkowej” również (!) jakieś wiersze, ale obawiam się, że nadmierne zachwyty nad  zawartością tomiku mogą same przez się  utrwalać ten wizerunek.
         Ze wstępu dowiadujemy się co nieco i o samym jego Autorze. Najpierw, że był niezwykle zajęty, że nie miał ani chwili dla napisania tych „Kilku słów...”, że jednak - „nagabywany” przez Wydawcę... - ustąpił i... był napisał! Potem, że szarpały Nim „potwornej mocy” emocje, bo z jednej strony - jak pisze - te inedita (teksty niepublikowane) są to „anekdota poiemata” - rzeczy, których sama Autorka ogłaszać.... „....nie chciała ... a przecież mogła była!”; a  z drugiej strony - o zgrozo – „... to jednak są... ... - inedita Wisławy Szymborskiej!” Jednakże przeważyła w Autorze chęć dochowania „wierności Wielkiej Przyjaciółce”  i „Kilka słów” zostało napisane.
         I możemy wraz z Autorem podziwiać dziecięce próby „Wielkiej  Przyjaciółki”, ocierać się  o „Moskaliki” z czasów Krupniczej i Wołodka, potem wejść  w „Erę Kornela” (Filipowicza) – trafiając na ślady  „duchowej pracy pisarzy”  (Szymborskiej i Filipowicza). Ślady, które wiodą nas do - pisanego przez nich - słownika wyrazów obelżywych. Ach, te ich słownikowe hasła: „ (dorobkiewicz, mieszczuch, rzeźnik, krwiopijca, samiec...)”! Cóż to za ekscytujące fakty, cóż to za zapis czasów, ducha i myśli. 
         Dalej - zaczytani w przedmowie - odkrywamy Szymborską jako „matkę gatunków” lirycznych. Czyż te przez Nią stworzone „Adoralia”, „Rajzefiberki”…, czy też „Lepieje” nie są oryginałami na skalę światową? Muszą być, skoro - jak nam opowiada Maj - cały Kraków rzucił się w „odmęta... tej ...gatunkowej twórczości”.
         Nie. Ja nie jestem żadnym specjalistą od twórczości Szymborskiej i nie usiłuję nim zostać. Jednak zdając sobie sprawę z tego, co Szymborska dała i poezji i -  jak sądzę - każdemu kto przeczytał choć kilka jej wierszy, czuję się w obowiązku zaprotestowania przeciwko robieniu z niej nadpoetki, przeciwko wyświęcaniu każdego wersu, który napisała.
          Rozumiem, że należy drukować wszystko, co wyszło spod Jej ręki. Ale, na Boga! Nie nakazujcie nam doszukiwać się wielkości w czymś takim - nawet przy pełnej znajomości kontekstu - jak choćby ten wierszyk z Moskalików:
 
Kto powiedział że Buszmeni
Cenią polską rację stanu
Tego nisko się oceni
Pod murami Watykanu
 
Czy to w :”Na rybach z K.”:
Za górami za lasami
Ludzie trują się salami
 
Czy choćby w tym z limeryków:
Żaden kierownik z Iwonicza
Forsy nikomu nie pożycza
Chyba że petent nie jest cham
I w towarzystwie starszych dam
Czytuje strofy Mickiewicza.
 
Czy choćby to z „Rajzefiberków”:
W Milanówku
Półgłówek na półgłówku
 
W Gdyni
Świnia na świni
 
Czy to z „Lepiei”:
Lepiej pecha miećdo pań
Niż tu wybrać któreś z dań
 
Czy wreszcie z „Lepiei hotelowych”:
Okolicę mamy ładną
Ale pokojówki kradną
 
 
         Zacytowałem kilka rymowanek Szymborskiej,  pokazując co m.in. zawiera „Błysk rewolwru”. I wcale nie twierdzę, że nie ma w nim tekstów lepszych, jak choćby „Pod silnym wrażeniem tańca solowego Ludwika Flaszena”, czy nawet bardzo dobrych „Meblościanka” /wcześniej już publikowana/. Jednak dla mnie zawartość tego tomiku jest bardzo przeciętna, w przeciwieństwie  do znacznie lepszego zbiorku rzeczy z podobnej materii  „Rymowanki dla starszych dzieci” /poddane przez samąPoetkę, jak sądzę, analizie i selekcji zamieszczone w nim limeryki,” lepieje” i inne drobiazgi wytrzymały i ostrze krytyki, i próbę czasu/.
         Zatem, czym dla mnie jest „Błysku rewolwru”?  Dla mnie - to jeszcze jeden obraz Szymborskiej. Obraz pokazujący jak na dłoni, że te rymowanki, te słowne igraszki są dla Poetki świetną zabawą, rozrywką, ćwiczeniem, zabiciem czasu, zapisem chwili, nastroju, fotografią miejsca i ludzi. Ale one są małe - bo są - bo takie miały być. Bo nigdy - jak sądzę - w zamyśle Noblistki nie miały być wielkie. Wielkie - dzisiaj, dla mnie, dla nas -  są przez to, że pokazują Szymborską jako poetkę, która w każdej wolnej chwili - od wczesnego dzieciństwa po dni ostatnie - czy to jadąc samochodem, czy to smażąc ryby, czy czekając na przystanku, ani na chwilę nie opuściła swojego świata - świata słowa.
         I na słowo wstępne do takiej materii nie widzę potrzeby dorabiania ideologii, używania wzniosłych wyrażeń i rozwijania patetycznych wizji. Nie widzę potrzeby egzaltowania się erudycją Poetki, różnorodnością jej tekstów i wszystkim innym, co tylko można wymyślić, żeby umacniać, już umocniony - i to znacznie trwalszym  materiałem - pomnik. 
         Czy zatem mogę razem z Autorem przedmowy ośmielić się mniemać, że te inedita odmienią nam, dopełnią całość dorobku Poetki? Niestety nie. Owszem, te teksty nie są dla mnie w żadnym razie massą tabulettae. Ale nie jest to też nic takiego, co w jakiś widoczny sposób wpłynie na moje Jej widzenie.  Traktuję te inedita - jak już powiedziałem - jako igraszki słowne i myślę, że w ich przypadku winniśmy zejść na ziemię i górnolotnymi słowy nie podnosić li tylko poziomu sprzedaży tomiku.
Ktoś mógłby powiedzieć, że napisałem ten tekst tylko po to, by wyrazić wprost swój sprzeciw wobec stwierdzeń Autora przedmowy. Czy może - z chęci czystej polemiki. W żadnym razie. Przyszło mi tylko na myśl prawdopodobne przecież zdarzenie. Mianowicie wyobraźmy sobie, że komuś, kto dotąd nie zetknął się z Szymborską, wpada w ręce „Błysk rewolwru”. I czyta ten ktoś przedmowę,  przechodzi dalej i… Przeżywa rozczarowanie i.. Wyrabia sobie ten ktoś, być może już na zawsze, zdanie o naszej Noblistce i prawdopodobnie nigdy więcej nie sięgnie do Jej wierszy. Zastanawiam się, co możemy powiedzieć takiemu czytelnikowi. Że co? Że Szymborska to pisała tak po godzinach?
 
         Przychodzi mi teżdo głowy nieco żartobliwa myśl co odpowiemy nadal tkwiącemu w odmętach gatunkowej twórczości Krakusowi, który z ławeczki na Plantach rzuci nam paroma „lepiejami” w rodzaju:
Lepiej z mostu skoczyć w wodę
Niż raz zawieść dziewczę młode
 
Lepiej z mostu skoczyć w wodę
Niż mieć w łóżku zimną kłodę
 
Lepiej z mostu skoczyć w wodę
Niż się ciągle drapać w brodę
 
Że co, że on też powinien dostać Nobla?
Stanisław Sygnarski

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości