Doda i dziwne przypadki głośnego śledztwa

Redakcja Redakcja Celebryci Obserwuj temat Obserwuj notkę 5
Dorota Rabczewska twierdziła, że pod jej adresem ktoś wysłał maila z groźbą śmierci. Organy ścigania nie chcą ujawnić, co stanęło na przeszkodzie, że nie udało im się ustalić sprawcy. Dziwnie zachowuje się też adwokat piosenkarki, który był wręcz niezadowolony, kiedy zaczęliśmy interesować się tym tematem.

Niemal całe lato sopocka prokuratura razem z tamtejszą policją wyjaśniały sprawę gróźb, które Doda miała otrzymać mailem od nieznanej osoby. Od samego początku historia była dość dziwna. Po pierwsze – Doda nie otrzymała gróźb na swojego maila. Ktoś zadał sobie dużo trudu i zdobył adres mailowy, którym posługuje się mama piosenkarki oraz ustalił, kto jest adwokatem Dody. Tych piosenkarka ma kilkoro, o czym przekonała się redakcja SALON24 kiedy Doda zaczęła jej grozić po wywiadzie, jakiego udzielił Emil Stępień.

Były mąż Rabczewskiej na naszym kanale ujawnił nieznane informacje z życia piosenkarki. Później Stępień zrobił tourne po innych mediach. Wywiady byłego męża spowodowały kryzys wizerunkowy Dody. I właśnie w takich okolicznościach, ktoś wysłał na adres mamy Dody i jej adwokata groźby, które dotyczyły samej piosenkarki.

Treść maila była szokująca: „Będziemy publikować o niej, co będziemy chcieli. Jest coś takiego w Polsce jak wolność słowa. A Pani Dorota Rabczewska zostanie z…a nożem na scenie dziś lub jutro na festiwalu w Sopocie (…).”

Doda w publikacji na Instagramie mówiła wtedy tak::

– Wracam z próby generalnej, wszystko super. Mniej super ma mój menedżment, bo jest właśnie na komisariacie policji. Niestety, dostałam pogróżki (…) zgłaszam sprawę na policję. (...) Nie będę tego bagatelizować. Nie jest to fajne, nie jest to miłe.

Dziwne zachowanie Dody

Później Doda żaliła się, że prokuratura nic nie robi w jej sprawie. Jak się szybko okazało – winna była sama piosenkarka.

– Dorota Rabczewska nie złożyła zawiadomienia w Prokuraturze Rejonowej w Sopocie. Zawiadomienie złożyła menedżerka Doroty Rabczewskiej na Komendzie Miejskiej Policji w Sopocie – tłumaczyła Salon24 prokurator Karolina Kurpisz-Skwarczak z Prokuratury Rejonowej w Sopocie. – Dorota Rabczewska nie stawiła się na policji, celem złożenia zeznań i wymaganego przy tego rodzaju sprawach wniosku o ściganie.

Bez wniosku o ściganie, prokuratura i policja miały związane ręce i nie mogły formalnie prowadzić śledztwa. Dopiero po publikacji Salon24, Doda zjawiła się na komisariacie. W kolejnym wpisie w mediach społecznościowych twierdziła, że nikt jej nie poinformował, iż musi złożyć wniosek o ściganie. Nie zrobił tego nawet jej adwokat Artur Wdwoczyk, który sam o dziwo taki wniosek złożył. Dlaczego nie poinformował swojej klientki, że musi zrobić to samo co on? Tego nie wiemy. Na tym dziwnych historii jednak nie koniec..

. Podejrzewali oni, że wiadomość mogła być nieprawdziwa i była nawet wynikiem zakrojonej akcji mającej odwrócić uwagę od kłopotów piosenkarki. W tamtym czasie były mąż Dody odbywał tournée po mediach i udzielił kilku krytycznych wywiadów na temat Rabczewskiej. 


Doda kłamała. Nie wiadomo, po co?

Uwagę śledczych zwróciła też sama Doda, która w mediach opowiadała historie, które – jak ustalono – się nie wydarzyły. Zaraz po występie w Sopocie piosenkarka udzieliła wywiadu dla kanału Shownews.pl. Mówiła tam tak:

– Komputer już jest zabezpieczony, mail jest zabezpieczony, IP zaraz będzie namierzane, więc nikt nie jest bezkarny ani anonimowy w sieci.

Prokuratura, pytana wtedy przez Salon24 o to, czy adwokat Dody przekazał swój komputer – bo to on otrzymał wiadomość o groźbach wobec piosenkarki – odpowiadała:

– Nie przekazał.

Wysłaliśmy prokuraturze nagranie, na którym Doda mówi o zabezpieczeniu komputera i ustalaniu adresu IP.

– Trwają czynności zmierzające do ustalenia wszystkich istotnych okoliczności sprawy. Szczegóły postępowania nie będą na tym etapie ujawniane – napisała nam wtedy prokurator Karolina Kurpisz-Skwarczak.

Ostatecznie pod koniec września prokuratura się poddała. – Postępowanie zostało umorzone postanowieniem z uwagi na niewykrycie sprawcy przestępstwa. Postanowienie o umorzeniu dochodzenia nie jest prawomocne – informuje prok. Mariusz Duszyński, rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Gdańsku.

Niezadowolony adwokat Dody

Kiedy SALON24 potwierdził informacje o umorzeniu śledztwa nasz dziennikarz skontaktował się z mecenasem Wdowczykiem. Ten był wręcz zirytowany naszymi pytaniami o umorzenie postępowania. Odnieśliśmy wrażenie jakby mecenas nie chciał żeby nasza redakcja zajmowała się tym tematem.

Śledczym z letniego kurortu pomagała miejscowa policja. To jej funkcjonariusze wykonywali większość czynności. Wiemy, że w sprawie nie zabezpieczono komputerów na które wysłane były groźby. Mecenas Wdowczyk mówi nam, że nie oddał komputera, bo nikt nie prosił. A dlaczego nie zabezpieczono komputera matki Dody? Policja unika odpowiedzi.

- W odpowiedzi na Pana zapytanie informuję, że wszystkie czynności w przedmiotowej sprawie były prowadzone zgodnie z obowiązującymi procedurami pod nadzorem prokuratury i to Prokuratura Rejonowa w Sopocie podjęła decyzję o zakończeniu postępowania. Wszelkich informacji dotyczących szczegółów sprawy udziela rzecznik Prokuratury Okręgowej w Gdańsku – napisał nam mł. asp. Radosław Jaśkiewicz z Komendy Miejskiej Policji w Sopocie.

Co się stało z komputerem mamy Dody?

Ale prokuratura też nie jest zbyt wylewna. - W postępowaniu pozyskano wszelki dostępny materiał dowodowy, w tym adres IP, z którego doszło do wysłania wiadomości e-mail. Działania te jednak nie pozwoliły na ustalenie tożsamości sprawcy czynu zabronionego. Prawidłowość przeprowadzonego postępowania zostanie poddana kontroli sądowej w toku procedury odwoławczej – odpowiada tylko rzecznik Prokuratury Okręgowej w Gdańsku.

O to jak powinno wyglądać takie postępowanie zapytaliśmy poznańskiego adwokata Zbigniewa Krügera, który specjalizuje się w takich sprawach. - W dzisiejszych czasach praktycznie nie spotyka się źródłowego adresu IP nadawcy w treści wiadomości email. Wiadomość taką należy zobaczyć w tzw. „Widoku źródła”, w którym co do zasady powinien być numer IP nadawcy. Duzi dostawcy usług, tacy jak Google, Microsoft, czy Apple ukrywają w wiadomościach mail źródłowe adresy IP nadawcy, wskazując jedynie IP serwerów pośredniczących, np. Google – mówi mecenas Krüger.

Adwokat opisał nam co policja i prokuratura powinny zrobić by ustalić autora gróźb.

– Policja lub powołany przez organy ścigania biegły bada maile, i może na ich podstawie ustalić ścieżkę przesyłu i czasy. Dopiero wtedy organy mogą wystąpić do dostawców usług np. Operatora skrzynki e-mail o dostarczenie tzw. Logów. Logi zawierają informacje takie jak źródłowe IP, timestamp połączenia, identyfikatory sesji – opisuje Krüger.

- Kolejnym etapem jest powiązanie uzyskanego od dostawców usług źródłowego IP z konkretnym użytkownikiem. Na żądanie Policji lub Prokuratury dostawca Internetu, np. mobilnego lub stacjonarnego ustala na podstawie numeru IP i daty i godziny połączenia jaki użytkownik w określonym czasie miał przypisany dany numer IP. W większości przypadków operatorzy stosują tzw. dynamiczne IP, które się zmieniają, dlatego trzeba ustalić, konkretne IP, które występowało w określonym czasie.

Według mecenasa pierwszym krokiem do ustalenia tych wszystkich danych jest zbadanie oryginalnych nagłówków wiadomości mailowych. - Ważne by wiadomości te były oryginalne, w formie elektronicznej, dlatego komputer ofiary jest pomocny. Na tej podstawie policja uzyskuje dane konkretnego użytkownika – kończy mecenas.

Pytania o komputer mamy Dody, na który został wysłany mail, policja i prokuratura zbywają milczeniem.   


Fot. Dorota Rabczewska "Doda"/PAP

MK


Udostępnij Udostępnij Lubię to! Skomentuj5 Obserwuj notkę

Komentarze

Pokaż komentarze (5)

Inne tematy w dziale Rozmaitości