Nocciola Piemonte I.G.P./Druga Płeć
Nocciola Piemonte I.G.P./Druga Płeć
Druga Płeć Druga Płeć
308
BLOG

Dziadek do orzechów

Druga Płeć Druga Płeć Rozmaitości Obserwuj notkę 2

Miasteczko, w którym mieszkam jest miastem bliźniaczym jednego z rolniczych miasteczek we Włoszech, a ściślej rzecz ujmując w Piemoncie. Co roku organizowane są różnego rodzaju imprezy kulturalne mające zbliżyć do siebie te dwie miejscowości. Rzecz jest tym bardziej ułatwiona, że oddziela nas niespełna 250 km. Na tyle skutecznie promuje się u nas piemonckiego bliźniaka, że w zeszłym roku zdecydowaliśmy się spędzić wakacje właśnie w tym regionie Włoch. Uczciwie mówiąc, przeważył fakt, że to niedaleko, bo odległe samochodowe podróże z Antkiem nie należą do przyjemności.

Muszę przyznać, że by to strzał w dziesiątkę. Otóż poza wspaniałym krajobrazem, gościnnymi mieszkańcami, najlepszym włoskim winem, fantastyczną kuchnią i wspaniałymi słodkościami, odkryliśmy tam najlepsze orzechy laskowe świata. Tak, tak, najlepsze, nie przesadzam. Jest to szlachetna odmiana Nocciola Piemonte zwana Tonda Gentile delle Langhe. Jej wyjątkowość objawia się przede wszystkim w wyjątkowo intensywnym i harmonijnym aromacie i smaku. Duże pachnące orzechy wzbogacają każdy produkt, z którym się zetkną, podobnie jak dobre trufle. Robi się z nich nugat i gianduję, dodaje do czekolady, miodu, wypieków, a nawet do mięsa. Swoją perfekcję osiągają w miejscowym cieście orzechowym, w którym używa się zmielonych orzechów laskowych zamiast mąki. Cóż tu dużo mówić, piemonckie orzechy laskowe są absolutnie doskonałe. A ponieważ Włosi uwielbiają je prażyć czy też raczej tostować, w takiej postaci ich bogaty smak jest jeszcze bardziej oszałamiający.

Oczywiście Piemont to nie tylko orzechy. Wracając do domu ledwie domknęliśmy bagażnik wypełniony po brzegi wytrawnym czerwonym winem, winnym octem, karmelizowaną papryką doskonałą do koziego sera, pastą z płatków maków podawaną do cielęciny, zielonym sosem do białego mięsa, kremem z białych trufli, suszoną kiełbasą, karczochami w occie, suszonymi pomidorami i grzybami, makaronem jajecznym tajarin pakowanym w nieprzyzwoicie wielkie worki, miodem, dżemami z truskawek, z moreli i z jeżyn, orzechowym ciastem, ciastkami, ciasteczkami, makaronikami, sabajonem, nugatem, giandują i prażonymi orzechami pakowanymi próżniowo, by nie traciły aromatu oraz pastą orzechowo-miodową do smarowania chleba i orzechami w miodzie.

No właśnie, te orzechy w miodzie, hmmm... Jak byłam mała, na wyjazdy w góry zabierało się oprócz turystycznej, paprykarza, pasztetu drobiowego, żółtego sera, kabanosów, suszonej kiełbasy i suszonych jabłek, gorzką czekoladę i puszki po bułgarskiej czy tureckiej chałwie wypełnione po brzegi orzechami włoskimi lub laskowymi i zalanymi miodem właśnie.

Natomiast co do najlepszych orzechów laskowych świata to... Mój dziadek zasadził przed domem leszczyny. Gdy byłam małą dziewczynką leszczyny były już duże i rozłożyste. Latem dawały cień, w którym schronienie znajdowały bujne paprocie. Ale najlepsze, co dawały, to orzechy. Może niezbyt duże, ale pięknie pachnące. Najlepsze były zrywane prosto z drzewa, gdy jeszcze nie były całkiem dojrzałe. Były wtedy mięciutkie w środku, do którego dostawaliśmy się z moim starszym bratem przy pomocy Dziadka i jego scyzoryka. Dziadek siedział na werandzie i rozkrajał nam nasze zdobycze rzucając od czasu do czasu prośbę, byśmy zostawili trochę orzechów by dojrzały. Te dojrzałe zostawały na zimę. A wtedy to już Babcia przejmowałą pałeczkę i tłukła je nam w wielkim ciężkim żeliwnym moździeżu... Bezdyskusyjnie to były najlepsze orzechy laskowe świata.

 

 

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości