syzyfoptymista syzyfoptymista
828
BLOG

Spacer dziką plażą....

syzyfoptymista syzyfoptymista Podróże Obserwuj temat Obserwuj notkę 33

                                                   

image

Jako, że jesteśmy w środku lata, wielu z nas zdecyduje się zapewne na spędzenie urlopu nad polskim morzem. Ja również, jak co roku, wybrałam się w lipcu nad Bałtyk. Ponieważ nie należę do snobów i nie muszę nikomu niczym imponować, wypoczynek nad polskim morzem zaspokaja moje potrzeby.
Od lat jeżdżę w to samo miejsce na Mierzei Wiślanej. Jeżdżę tam dlatego, że mam blisko - a ze względów rodzinnych nie jest to bez znaczenia - i dlatego, że zwyczajnie to miejsce lubię i doskonale tam wypoczywam.

Wiem, że „światowcy” i „Europejczycy” natychmiast mnie uświadomią, że Mierzeja to Zatoka, nie morze, tak jakby w Zatoce nie było morskiej wody. Mało mnie jednak interesują interpretacje tego, co dla kogo jest Bałtykiem, a co Zatoką, ja jeżdżę nad Bałtyk i tyle.

I kocham to zimne polskie morze, które jest inne każdego dnia, a czasem zmienia się dość gwałtownie w ciągu godziny… Ma to swój urok nawet wtedy, gdy wiatr nieodwracalnie (do umycia:))odkształci moje niesforne włosy…

Przyznam, że w tym roku miałam pewne obawy co do czystości wody w Zatoce po tym, gdy ścieki z Gdańska wylały się do morza. Moje obawy okazały się jednak płonne, miałam wrażenie, że woda była czyściejsza, niż kiedykolwiek. Widocznie ścieki popłynęły w innym kierunku…

Co prawda kąpieli morskich nie zażywałam, ponieważ nie umiem pływać, ale nogi zamoczyłam spacerując, bo muszę przyznać, że mnie największą przyjemność nad Bałtykiem sprawiają długie spacery wzdłuż morskiego brzegu. W przerwach lubię sobie przysiąść na jakimś pniu wyrzuconym przez fale…

Wiadomo, że po Mierzei można spacerować kilometrami, oczywiście daleko pozostawiając za sobą plaże strzeżone, które są wypełnione głównie rodzinami z dziećmi i plemionami dotkniętymi "parawaningiem". Dzikie plaże były i są pożądane przez osoby nielubiące zgiełku i tłoku.

Plaża, dzika plaża…. pewnie wielu przedstawicielom starszego pokolenia Polaków dźwięczą w uszach słowa jednej z bardzo znanych, romantycznie kojarzących się piosenek Stana Borysa z 1969 roku.

Z przykrością muszę jednak stwierdzić, że po tym, co zaobserwowałam w tym roku na dzikiej plaży na Mierzei, trudno o skojarzenia romantyczne. Wystarczyło bowiem oddalić się od brzegu w kierunku wydm, by natknąć na mnóstwo śmieci porzuconych przez plażowiczów. Tubylcy o ten stan rzeczy obwiniają wójta, który zawarł złą umowę na oczyszczanie plaży – za mała częstotliwość. Ja nie obwiniałabym jednak wójta - winni są tylko i wyłącznie plażowicze.

Oczywistym staje się skojarzenie dzikich plaż z dzikością obyczajów – brakiem elementarnej kultury naszych rodaków. By jednak za dobrze nie było dodam, że plaże strzeżone również są zaśmiecone. Mało tego, miejsce (obok wejścia głównego na plażę) które parę lat temu było „tarasem widokowym” na morze, stało się darmowym, cuchnącym szaletem pod chmurką, a płatny kibelek (za 2,50zł) jest sto metrów dalej…. Tak źle w ubiegłym roku jeszcze nie było…

Nie pokuszę się o skomentowanie tego stanu rzeczy....


Na potwierdzenie swoich spostrzeżeń zamieszczam kilka zdjęć zrobionych w promieniu 15 metrów.


Syzyfoptymista


image

                                                                        Dawny "taras widokowy"

image

image

image

image

image

image

Wystarczy....


Large Visitor Globe

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości