Romuald Szeremietiew Romuald Szeremietiew
2760
BLOG

Rosji nie zależy na dobrych stosunkach z Polską

Romuald Szeremietiew Romuald Szeremietiew Polityka zagraniczna Obserwuj temat Obserwuj notkę 93

Rozmowa:

Dorota Kowalska: Myśli Pan, że odzyskamy wrak tupolewa, który wciąż pozostaje na terytorium Rosji?

image 

Romuald Szeremietiew: Było w tej kwestii tyle sprzecznych komunikatów, że tak naprawdę trudno ustalić co się zdarzy. Natomiast spoglądając od strony Rosji, to oddanie wraku Polsce kończyłoby grę jaką Rosja prowadzi sprawą smoleńską. Efekty tej gry są dla Rosji korzystne więc Rosjanie raczej nie będą chcieli nam wraku oddać.

Dlaczego korzystne? Co Rosjanie na sprawie smoleńskiej ugrają?

- Dość dużo. My, bez wraku nie możemy zbadać, co naprawdę było przyczyną katastrofy. W związku z tym, nie wiemy, co wydarzyło się na pokładzie prezydenckiego tupolewa, a to z kolei prowadzi do różnego typu spekulacji. Ich pokłosiem są sprzeczne wypowiedzi, kłótnie i spory, a w konsekwencji Polacy jako naród są skłóceni, podzieleni, co jest korzystne z punktu widzenia Rosji.

No tak, ale z drugiej strony, gdyby Rosjanie ten wrak oddali, gdyby okazało się, że doszło do katastrofy – ucięłyby się różnego typu oskarżenia, także padające pod adresem samych Rosjan.

- Myśli pani, że Rosjanom przeszkadzają te oskarżenia? Że zależy im, aby wszystko wyjaśnić, wszystko raz na zawsze uciąć? Żeby wyjaśnić, że to rzeczywiście była katastrofa, a nie jakiś zamach? Myśli pani, że to jest w ich interesie?

Ale to dla Rosjan musi być mało sympatyczna sytuacja, gdy padają oskarżenia pod ich adresem!

- Ależ to naprawdę Kremlowi zupełnie nie przeszkadza. A nawet, powiedziałabym, że umacnia w Rosjanach przekonanie, że są strasznie ważni. Proszę zobaczyć, jak reagują na sprawę otrutego szpiega Siergieja Skripala. W telewizji rosyjskiej mówiono, że słuszna kara dosięgła zdrajcę Skripala i to spotka każdego zdrajcę – tak mówili znani dziennikarze. Ciągle wyjaśniam i ciągle nie znajduje zrozumienia, że mentalność rosyjska, jest zupełnie inna, niż nasza, bo to zupełnie inna cywilizacja. Dla Rosjan ważne jest to, co świadczy o ich sile, w tym zwłaszcza przekonanie, że wszyscy się ich boją, że Rosja wzbudza strach. To wzmacnia dumę narodową Rosjan. Natomiast wzory postępowania, które mamy wypracowane w naszej cywilizacji: należy dążyć do prawdy, że lepiej się porozumieć, niż się kłócić, a konflikty trzeba rozwiązywać za pomocą negocjacji, osiągania kompromisów – dla Rosjan, to są dowody słabości, naszej zachodniej słabości. Duma narodowa Rosjan bierze się z przekonania, że ich wszyscy boją się.

Dla pana sprawa katastrofy smoleńskiej została wyjaśniona, czy nie?

- Nie, niestety nie. I nie przypuszczam, aby w miarę szybko dała się wyjaśnić. Bo dopóki nie zostanie dokładnie zbadany sam wrak, te wszystkie urządzenia nagrywające, które były na jego pokładzie – to zdarzenie, moim zdaniem, nie zostanie wyjaśnione. Tymczasem to wszystko dzięki czemu można by wyjaśnić przyczyny katastrofy jest wciąż w rękach Rosjan, a my nie mamy do tego dostępu. Można oczywiście podejmować jakieś działania zastępcze: badać ciała ofiar pochowanych na cmentarzach, przeprowadzać jakieś eksperymenty, snuć hipotezy, ale to, jak widzimy, ciągle nie daje ostatecznych jednoznacznych odpowiedzi.

Czyli rozumiem, że raport komisji Jerzego Millera pana nie przekonał?

- Nie, absolutnie. Raport nie miał zresztą szans, aby mnie przekonać, ale chyba nie tylko mnie. Cały kontekst jego opracowania, co się wtedy działo i co działo się później każe być nieufnym. Nie chciałbym o tym mówić, bo to sprawa dla mnie jest boląca - w tym samolocie zginęli także moi przyjaciele. Łączyły mnie bliskie relacje z prezydentem Ryszardem Kaczorowskim, znałem bardzo dobrze generałów, Franciszka Gągora, szefa Sztabu Generalnego, Bronisława Kwiatkowskiego, dowódcę operacyjnego, przyjaźniłem się z biskupem polowym Tadeuszem Płoskim, ze Stefanem Melakiem, z Bożeną Łojek. Przeżyłem więc też bardzo osobiście tę tragedię. A gdy przypomnę sobie jak stałem w Belwederze na warcie honorowej przy trumnie, w której miało być ciało prezydenta Kaczorowskiego, a później dowiedzieliśmy się, że ciała pomylono…. Naprawdę trudno mi się na ten temat wypowiadać.

imagePodkomisja smoleńska, której szefuje Antoni Macierewicz jakoś nie przybliża nas do prawda, nie uważa pan?

- Mówiłem od samego początku, że szanse są marne. Przy pomocy takiego badania na odległość, oglądając zdjęcia wraku i bez dysponowania czarnymi skrzynkami nie można przecież wiele ustalić - zdani jesteśmy głównie na domysły. Nie da się tym sposobem jednoznacznie wykazać co sprawiło, że ten samolot spadł. Dziwiłem się, że Antoni Macierewicz z takim zapałem podjął się wyjaśnienia tej sprawy, że zapewniał, iż do tego doprowadzi. Uważałem, że to jest niemożliwe. Mówiłem, że jeśli prowadzić jakieś postępowania, to tylko te, które wyjaśniałyby, co działo się w Polsce, co dotyczy działań polskiej strony, czyli jak zorganizowano ten lot i kto za co odpowiadał. Należało wyciągnąć z tego wnioski, także karne konsekwencje w stosunku do osób, które zawiodły, bo uważam, że gdyby przestrzegano procedur, które obowiązywały, to do tego lotu by nie doszło, a więc nie byłoby też katastrofy. Tutaj szukałbym rozstrzygnięć. Natomiast, w sprawie samej katastrofy należało jasno stwierdzić, że Rosjanie nie oddając wraku uniemożliwiają nam ustalenie co było jej przyczyną. Należało walczyć o zwrot tupolewa, który jest przecież własnością państwa polskiego. Dziwię się, że nie korzystamy z organizacji międzynarodowych, do których Polska należy, myślę tu o Unii Europejskiej i NATO, bo widać, chociażby na przykładzie zamachu na Skripala, że możliwości działań istnieją.

Właśnie, czemu nie zwróciliśmy się o pomoc do międzynarodowych instytucji?

- Nie wiem, nie rozumiem tego. Dziwię się temu bardzo, i jeszcze raz podkreślę, bardzo się dziwię. Wielka Brytania z racji zamachu na jej terytorium na byłego rosyjskiego szpiega mogła to zrobić, a Polska po stracie prezydenta Kaczyńskiego na terytorium Rosji nie!

Skoro mówi pan, że Rosji nie na rękę jest oddanie nam wraku, a z drugiej strony – bez niego nie odpowiemy jednoznacznie na pytania o przyczyny katastrofy smoleńskiej, to znaczy, że nigdy nie poznamy prawdy?

- W przypadku zbrodni katyńskiej ujawnienie prawdy trwało bardzo długo. Przez dziesiątki lat przedstawiano nam zakłamany obraz tej zbrodni. Mnie w 1982 roku sąd Warszawskiego Okręgu Wojskowego skazał na kilka lat więzienia m.in. za „podważanie sojuszu” z ZSRR bowiem twierdziłem, że sprawcami zbrodni katyńskiej byli Rosjanie. W tym procesie jako biegli sądowi wystąpili dwaj „uczeni” z Wojskowej Akademii Politycznej im. Feliksa Dzierżyńskiego, którzy w obszernej ekspertyzie wywodzili, że sprawcami zbrodni byli Niemcy. W przypadku ustalenia prawdy o katastrofie pod Smoleńskiem, nota bene w miejscu, gdzie nieopodal dokonano zbrodni katyńskiej, też mogą minąć lata nim dowiemy się, co naprawdę wydarzyło się. 

Prawo i Sprawiedliwość przez lata całe mówiło o zamachu pod Smoleńskiem i o tym, że jak tylko dojdzie do władzy rozwiąże sprawę, sprowadzi wrak do Polski. Wydaje się, że sprawy nie wyjaśni, nie udowodni w sposób wiarygodni tezy o zamachu, wraku nie sprowadził. Nie uważa pan, że to uderza w wiarygodność partii rządzącej?

- Było dla mnie zrozumiałe, że PiS nieufnie potraktował próbę wyjaśnienia przyczyn katastrofy w wykonaniu komisji ministra Jerzego Millera. Było jednak błędem zawierzenie Antoniemu Macierewiczowi, że on zbada i wyjaśni wszystkie wątpliwości. Widać było, że gubi się ogłaszając kolejne hipotezy badawcze. O ile jednak można go było tłumaczyć, że będąc w opozycji nie może wykonać zadania bowiem nie ma w dyspozycji środków, które pozwoliłby zbadać katastrofę, o tyle później, gdy PiS wygrało wybory, a Macierewicz stanął na czele resortu obrony dysponując wszelkimi środkami jakimi posiada państwo polskie takiego tłumaczenia już być nie mogło. A dziś, gdy minęło ponad dwa lata pracy powołanej przez Macierewicza podkomisji smoleńskiej widzimy jaki jest efekt -  mimo ustawicznych zapewnień, że jesteśmy „coraz bliżej prawdy”, ciągle nie ma przekonywujących i ostatecznych ustaleń zamykających sprawę. Tak to jest spora trudność.

A jak pan w ogóle ocenia nasze stosunki z Rosją?

- W praktyce wszystko zależy od Rosji, a nie wiele od nas. Nie sądzę, aby Polska chciała napięć w stosunkach z naszym wschodnim sąsiadem. Były zresztą próby odwilży w tych relacjach, ale najwyraźniej Rosji dobre stosunki z Polską nie są potrzebne. Wręcz przeciwnie – Polska jest postrzegana jako wróg, jako podstępny Polaczyszka – jakby to powiedział Fiodor Dostojewski, jeśli chodzi o politykę, tak wewnętrzną, jak zwłaszcza zagraniczną Rosji.

Dlaczego jesteśmy w Rosji postrzegani jako wrogowie?

- Polska znajduje się w bardzo ważnym, z punku widzenia zamierzeń Rosji, miejscu. Leżymy w Europie Centralnej, czy raczej, jak to określił wybitny historyk Oskar Halecki w Europie Środkowo-Wschodniej – jest to rejon, który z punku widzenia planów skonstruowanych na Kremlu jest kluczowy, naprawdę bardzo ważny.

Jaki to plan?

 image

- Rosja chce doprowadzić do zbudowania „eurazjatyckiej wspólnoty geopolitycznej”, nawet padają takie określenia: Od Władywostoku do Lizbony. Kreml uważa, że uda się zbudować podporządkowaną Moskwie wspólnotę, w której potencjały państw europejskich, w szczególności Niemiec, byłby gospodarczą podstawą takiego nowego imperium. Dzięki temu Rosja mogłaby jako supermocarstwo wejść w równoprawne relacje z Chinami i ze Stanami Zjednoczonymi. Jednak Amerykanie się temu przeciwstawiają, nie chcą się na to zgodzić. W związku z tym na terenie Europy Zachodniej, w Berlinie, Paryżu, Rzymie, Madrycie trwa  swoista polityczna rywalizacja, czy pójść bardziej z Rosją, czy bardziej z Amerykanami. Osłabiona Europa Zachodnia, chociażby z powodu kłopotów z uchodźcami, z muzułmanami, będzie musiała szukać wsparcia. Władimir Putin pokazuje się jako ten, który potrafi z muzułmanami surowo i stanowczo postępować. Pojawiają się nawet takie opinie, że Putin będzie bronił chrześcijaństwa przed zalewem islamu, czyli spełni jakąś rolę współczesnego Jana III Sobieskiego. I w tym zamiarze Rosji mamy Polskę, która, po pierwsze - ma doświadczenia bardzo kiepskie, jeśli chodzi o relacje z Rosja, bo przez ostatnie dwa wieki byliśmy pod jej butem 150 lat, a po drugie – Polskę, która uważa, że gwarancje bezpieczeństwa dają jej Stany Zjednoczone, a to oznacza, że stoi w poprzek wszystkiego, co chce w Europie osiągnąć Rosja. A bez Polski, która nie chce się Rosji poddać, trudno będzie Kremlowi nawiązać bliską współpracę w Niemcami. Od rozbiorów Rzeczypospolitej w XVIII wieku Rosjanie i Niemcy zawsze chcieli mieć wspólną granicę, pakt Ribbentrop-Mołotow przecież był tego wyrazem. Wtedy co prawda Hitlerowi i Stalinowi zależało na usunięciu polskiej zawalidrogi bowiem jeden chciał maszerować na wschód, a drugi na zachód, ale były też okresy w latach zaborów, kiedy współpraca niemiecko-rosyjska była bardzo dobra. Za każdym razem jednak usunięcie polskiej przegrody było w interesie Berlina i Moskwy. Więc tu też leży cały problem dziś. Polska, mogłaby zmieścić się w eurazjatyckim planie Rosji, gdyby zgodziła się na formułę wasalną, status jakiegoś nowego PRL-a, ale wątpię, aby Polacy to zaaprobowali.

Ale wydaje się, że Europa, Unia Europejska bardziej stawia na Stany Zjednoczone niż na Rosję.

- Tak się wydaje, ma pani racje, tak się wielu wydaje.

Rosja nie ma chyba szans, aby przejąć rolę, jaką w Europie mają Stany Zjednoczone.

- Ksiądz Benedykt Chmielowski twórca pierwszej polskiej encyklopedii powszechnej „Nowe Ateny albo Akademia wszelkiej sciencyi pełna.. „ mawiał: „Smoka pokonać trudno, ale starać się trzeba.” Rosjanie bardzo starają się usunąć amerykańskiego smoka z Europy Zachodniej.

Ostatnie wydarzenia związane z otruciem Siergieja Skripala i jego córki pokazały jednak solidarność Europy, w ogóle świata w stosunku do Rosji. Wladimir Putin takiej reakcji się chyba nie spodziewał.

- Reakcja była rzeczywiście spektakularna, taka wystrzałowa, ale z punktu widzenia Rosji – chyba niezbyt bolesna. To, że zmniejsza się personel placówki dyplomatycznej, to i owszem wygląda dość efektownie, ale istotnie w Rosję to nie uderza. Co innego gdyby np. Niemcy powiedziały, że nie chcą rury Nord Streamu, albo Anglia zablokowała konta bankowe bogatych Rosjan w londyńskim City. O to by Rosję zabolało. Albo, gdyby zadziałano w taki sposób, w jaki kiedyś postąpił prezydent Reagan – gdyby obniżono znacznie ceny ropy i gazu, wtedy Rosja miałaby potężne kłopoty. A to, że iluś dyplomatów zostanie wydalonych z takiego, czy innego kraju, oprócz efektu medialnego, symbolicznego – nie wiele zmienia.

Takie symboliczne gesty nie mają znaczenia?

- Mają, ale skoro Rosja może podobnie wydalić dyplomatów z krajów zachodnich to wynik meczu mamy remisowy - 1:1.

Dlaczego wszyscy tak bardzo liczą się z Rosją? Dlaczego jest tak ważna dla świata?

- Jeżeli ktoś ma porównywalny ze Stanami Zjednoczonymi potencjał nuklearny, to trudno, żeby się nie liczył.

Ale gospodarczo Rosja do silnych przecież nie należy!

- Tak, gospodarczo potencjał Rosji wypada mizernie, dlatego też Putin chce budować tę wspólnotę geopolityczną z Europą Zachodnią. Jeśli będzie miał w dyspozycji potencjały Niemiec, Francji, Włoch, Hiszpanii - to Rosja stanie się potęgą nie do pokonania.

imageA wyobrażą pan sobie sytuację, kiedy nasze stosunki z Rosją są dobre, albo przynajmniej poprawne?

- Tak, wyobrażam sobie.

Co musiałoby się stać, aby te stosunki takie były?

- Musiałaby powstać Rzeczpospolita, której terytorium obejmowało by także Białoruś i Ukrainę, a granica polsko-rosyjska była pod, a jeszcze lepiej za Smoleńskiem. Wtedy nasze stosunki z Rosją mogłyby być dobre. Za czasów Stefana Batorego mieliśmy z Moskalami dobre relacje, ale zanim do tego doszło (rozejm w Jamie Zapolskim) Batory musiał sprawić zdrowe lanie Iwanowi Groźnemu.

image

Więc uważa pan, że w obecnej sytuacji geopolitycznej nigdy nie będziemy mogli się dogadać z Rosjanami

- Jeśli Rosja nie porzuci swych imperialnych zamiarów to będzie według mnie niemożliwe.

Porozmawiajmy trochę o tym, co na naszym rodzimym podwórku. Nie zdziwiły pana ostatnie weta prezydenta? W ostatnich tygodniach w ogóle Prawo i Sprawiedliwość ma jakoś pod górkę.

- Myślę, że w przypadku obozu Zjednoczonej Prawicy mamy pewne przesilenie. Wszystko szło bardzo dobrze, a jak wszystko tak idzie, a opozycja jest wyjątkowo nieudolna i słaba, to w pewnym momencie traci się poczucie rzeczywistości i zaczyna robić rzeczy niezbyt mądre – wspomnijmy nieszczęsne nagrody dla ministrów. Pojawia się więc coś w rodzaju zawrotu głowy od odnoszonych sukcesów. Z tego zwykle wynikają różne kłopoty – pamiętamy jak Donald Tusk mówił, że PO nie ma z kim przegrać. Do tego krytykujący dziś Andrzeja Dudę nie zdają sobie sprawy, że prezydent ratuje obóz Dobrej Zmiany przed katastrofą. Okazało się bowiem, że PiS w rzeczach słusznych i potrzebnych może postępować nieroztropnie i osiągać efekty odwrotne do zamierzonych. Prezydent skutecznie eliminuje takie zagrożenia. Najpierw w przypadku niezbyt udatnie zaprojekowanej reformy sądownictwa, chociaż trzeba ją koniecznie przeprowadzić, następnie mamy potknięcie przy nowelizacji ustawy o IPN, a przecież trzeba bronić dobrego imienia Polski i ostatnia sprawa, tzw. ustawa degradacyjna. Trzeba jednoznacznie potępić tych, którzy nosili polskie mundury, ale nie służyli Polsce, to sprawa oczywista. Prezydent to powiedział, ale jednocześnie wskazał, że nie można ustanawiać sprawiedliwości niesprawiedliwymi sposobami.

To znaczy?

- Stanowiąc polskie prawo musimy uwzględniać nie tylko wymiar krajowy, ale także fakt, że należymy do wspólnot takich jak NATO i Unia Europejska. Nie wystarczy więc samo poparcie zwolenników PiS, ale trzeba też mieć zrozumienie dla tego co robimy także w Brukseli, Waszyngtonie. Prezydent Duda to dostrzega. Wetując ustawę degradacyjną jako powód podał przepisy pozbawiające stopni wojskowych bez możliwości złożenia wyjaśnień i bez trybu odwoławczego. Konstytucjonalistka prof. Genowefa Grabowska stwierdziła, że ustawa degradacyjna jest obarczona takim właśnie poważnym błędem prawnym. Dotknięci tym przepisem mogliby składać skargi do instytucji unijnych, a Trybunał w Strasburgu w podobnych sprawach już orzekał wysokie odszkodowania – ostrzegła prof. Grabowska. Wetując ustawę prezydent Duda uchronił więc Polskę przed płaceniem odszkodowań. Z tego też powodu przepisy potrzebnej ustawy degradacyjnej muszą być inaczej sformułowane. Dodajmy, że także w sprawach sądownictwa i ustawy o IPN ostatecznie trzeba było szukać kompromisowych rozwiązań także na gruncie zagranicznym. Takie działania za aprobatą prezesa Kaczyńskiego zostały przecież przez rząd podjęte, a to wskazuje, że prezydent Duda miał rację, a nie jego zapalczywi krytycy. Gdyby nie prezydent to reformując państwo mielibyśmy coraz większe kłopoty.

imageWeta prezydenta Dudy bardzo wielu politykom Prawa i Sprawiedliwości się nie podobają, żeby wspomnieć chociażby Marka Suskiego czy Antoniego Macierewicza.

- No tak, ale proszę powiedzieć, czy pacjent, któremu lekarz przepisał gorzkie lekarstwo z przyjemnością je połknie? No, niekoniecznie. A moim zdaniem prezydent aplikuje takie właśnie gorzkie lekarstwo części ludziom formacji rządzącej. Są jednak tacy, którzy to rozumieją. Prezes Kaczyński wysunął na pierwszy plan Mateusza Morawieckiego, odeszli za aprobatą prezesa PiS ministrowie, którzy przysparzali kłopotów - Jarosław Kaczyński wnioski wyciągnął. Świadomość prezesa Kaczyńskiego i wśród członków obecnego rządu, u tych, którzy wiedzą, na czym polega skuteczne rządzenie jest wysoka. Natomiast obok nich, są oczywiście tacy, którzy potrzeby przeprowadzenia wspomnianej „kuracji” nie rozumieją i nie chcą się jej poddać. Uważają, że są zdrowi a gorzkie weta prezydenta Dudy wydają się im nie tylko niepotrzebne, ale nawet, że są szkodliwą trucizną. Tu jest kłopot i pytanie, czy i jak upora się z tym obóz Dobrej Zmiany. 

Nowe ustawy nowymi ustawami, myślę jednak, że Polaków najbardziej oburzyły wysokie nagrody, jakie przyznała premier Szydło swoim ministrom i sobie.

- No tak, to był jeden z tych błędów, które popełniono. Historia po tytułem: rządzący wzięli sobie do kieszeni brzmi mocno i strasznie ludzi drażni. Nic wiec dziwnego, że wykorzystała to opozycja. I wydaje się dziwne, że rządzący tego nie przewidzieli przyznając sobie te nieszczęsne nagrody. A do tego jeszcze buńczuczne pohukiwania, że się one należały. Cóż brzydka wpadka, która nie przekreśla przecież tego co rząd robi pozytywnego -  wsparcie rodzin (500+), uszczelnienie w podatkach VAT, spadek bezrobocia, wzrost gospodarczy. Ale jest też oczywiste, że ludzie nie lubią, gdy ktoś zarabia więcej niż oni i dlatego te ministerialne nagrody tak wielu rozsierdziło.

Kiedy ktoś idzie do wyborów z wielkimi hasłami pokory, służby Ojczyźnie, oskarża poprzednią władzę o złodziejstwo, a potem przyznaje sobie wielkie narody i krzyczy z mównicy sejmowej, że mu się one należały, to nie chodzi już tylko o zwykłą ludzką zawiść i o to, że nie lubimy, kiedy ktoś zarabia więcej od nas. Ale o to, że nie lubimy kłamstw i hipokryzji.  

- Ma pani racje. I za to się płaci frycowe, takich rzeczy bowiem robić nie wolno. Nie pochwalam tego. Mówię tylko, że my obywatele nie dostrzegamy, iż minister ponosi ogromną odpowiedzialność więc powinien też być odpowiednio wynagradzany.  Trudno przecież, żeby zarabiał tyle, co ktoś wykonujący prace mniej odpowiedzialne, chociażby stojąc za ladą sklepową. Tego jednak ludzie nie rozumieją. Tymczasem w Polsce pensje ministerialnie nie zachwycają, ja będąc ministrem obrony spotkałem się kiedyś z moim odpowiednikiem z Francji i nie przyznałem mu się, ile zarabiam, bo moje zarobki przy jego pensji wyglądały marnie. Cóż jesteśmy ciągle na dorobku i daleko nam do standardów płacowych krajów zamożnych.

Myśli pan, że ten spadek poparcia dla Prawa i Sprawiedliwości, jedni mówią o 12 procentach, inni o 8 procentach, to takie wahnięcie, czy stały trend?

- Myślę, że to są tylko wahnięcia nastrojów. Moim zdaniem w obozie rządzącym przeważają ci, którzy potrafią wyleczyć się z obecnych zawinionych przypadłości, także dzięki temu, co robi prezydent Duda. Dziś widać, że to było naprawdę dobre posunięcie Jarosława Kaczyńskiego, gdy wysunął Andrzeja Dudę na stanowisko prezydenta RP. Myślę, że z czasem także krytycy prezydenta to zrozumieją. A w kwestii samego rządzenia można przytoczyć pewną anegdotę. W latach międzywojnia, w II RP, we Lwowie tworzył malarz batalista Jan Styka, który wraz z Wojciechem Kossakiem namalował Panoramę Racławicką. Inne jego dzieło panorama „Golgota” uznawana za największy obraz o tematyce religijnej na świecie znajduje się dziś w Los Angeles, w Kalifornii. Otóż Styka był głęboko religijny i tworzył dużo obrazów świętych. Kiedyś malował wizerunek Najświętszej Marii Panny i podobno robił to klęcząc. Wtedy miała się pojawić Matka Boska, która powiedziała: „Styka, ty mnie nie maluj na kolanach, ty mnie maluj dobrze”. Myślę, że te słowa można zadedykować politykom Dobrej Zmiany, aby podejmując działania pamiętali, że trzeba to robić dobrze, także dlatego, aby nie ucierpiały sprawy, o które zabiegają.

Polska The Times(piątek-niedziela 6-8.04.2018)

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka