Romuald Szeremietiew Romuald Szeremietiew
931
BLOG

To nie jest tylko historia - niestety

Romuald Szeremietiew Romuald Szeremietiew Polityka historyczna Obserwuj temat Obserwuj notkę 3

imageW drugie połowie 1988 roku przebywałem w USA. Grażyna i Zbigniew Farmusowie, aktywni działacze Polonii Kanadyjskiej zaprosili mnie do Toronto. W wydawanych przez nich piśmie ukazał się mój wywiad.

 „Echo-Tygodnik Polski” rozmawia z Romualdem Szeremietiewem.

E: Na spotkaniu 11 grudnia br. powiedział Pan, że wie dużo na temat Polskiej Partii Niepodległościowej?

RSz: Tak, to prawda. Interesuję się działalnością PPN, jej programem. Ten program jest mi najbliższy ze wszystkich, jakie powstały w Polsce ostatnimi laty.

imageCzym więc jest PPN w świetle jej programu?

- Jest partią polityczną nowej prawicy polskiej, partią nawiązującą do spuścizny ideowej Józefa Piłsudskiego.

Piłsudski to tradycja, to historia sprzed kilkudziesięciu lat.

- I tak i nie. Tradycja i historia, owszem, ale jakże aktualna. Osiemdziesiąt lat temu J. Piłsudski wypowiedział pamiętne słowa; „Nie rozpacz, nie poświęcenie mną kieruje, lecz chęć zwyciężenia i przygotowania zwycięstwa”. Te słowa są mottem, jądrem programu PPN, są naczelną dyrektywą dla tych, którzy wiążą swe nadzieje z wolną Polską z PPN-em. I będą aktualne tak długo, jak długo wolna Polska będzie niezrealizowanym postulatem.

Jest więc z definicji PPN partią opozycyjną, która…

- Od razu wyjaśnienie. Istotne, jeśli się mamy dobrze zrozumieć. Dziś nikt nie zaprzecza, że w PRL istnieje tzw. opozycja. Nawet gen. Kiszczak pouczał, że opozycja to zjawisko normalne w każdym demokratycznym państwie. Zawsze i wszędzie są ludzie niezadowoleni z polityki rządu. Jest więc ona i w PRL, tyle, ze jest to margines bez istotnego wpływu dobrotliwie tolerowany przez władze. Kiedy odbywały się „wybory” do Sejmu PRL, to reżim komunistyczny ogłosił tryumfalnie swoje zwycięstwo i porażkę opozycji. Tak jakby jej kandydaci na posłów wybory przegrali. A to przecież absurd! Termin „opozycja”, w odniesieniu do rzeczywistości politycznej w państwie komunistycznym, jest błędny i mylący. Obywatele krajów demokratycznych, gdy słyszą słowo „opozycja” kojarzą je z pewnym, znanym z autopsji, urządzeniem państwa. I sądzą, ze PRL jest podobnie urządzona, jak ich demokratyczne państwo. Jeśli nawet dociera do nich informacja, ze opozycja w PRL jest prześladowana, to mogą sądzić iż dzieje się tak na skutek wchodzenia w kolizję z prawem PRL (tak przecież propaganda PRL tłumaczy represje kierowane przeciwko działaczom niezależnym). To z kolei może prowadzić – i bardzo często prowadzi – do mylnej z gruntu tezy, iż gdyby polscy opozycjoniści nie byli zbyt radykalni i przestrzegali porządku prawnego PRL, to istniałby możliwość ewolucyjnych i pozytywnych zmian na lepsze. Sami zaś opozycjoniści przestaliby wreszcie trafiać do więzień. Krótko mówiąc: skoro w PRL jest opozycja, to musi także istnieć demokracja, wprawdzie kaleka, ale zawsze demokracja. W takiej sytuacji łatwo zapomnieć, zwłaszcza mieszkając z dala od PRL, czym w istocie jest komunistyczny totalitaryzm. 

imageCzy Pan aby nie przesadza?

- Przesadzam? A dlaczego Amnesty International nie chciał wpisać na listę więźniów politycznych aresztowanego przywódcy Solidarności Walczącej Kornela Morawieckiego? Jakie to przestępstwo popełnił Kornel, że odmówiono mu poparcia?

To prawda. Niestety ma Pan rację. Jednak obecnie można mieć w Polsce poglądy antykomunistyczne.

- Owszem, ale tylko dlatego, że SB nie potrafi kontrolować naszych myśli. Zresztą nie tak bardzo wolno. Wolno je mieć, ale nie wolno ujawniać, czyli ich głosić, jednoczyć się z innymi, myślącymi podobnie. To już jest „działalność przestępcza”. A obecny liberalizm władz jest spowodowany rozmiarami oporu, a nie łagodnością dozorców. Reżim dziś nie jest w stanie represjonować wszystkich oponentów. Co prawda niekiedy potrafi zbliżyć się do ideału, jak to było 13 grudnia 1981 roku.

imageKomunistyczna propaganda stawia opozycji zarzut, że dąży do obalenia ustroju.

- No tak, oczywiście, w krajach zachodnich opozycja do tego nie dąży. Czy więc nasza opozycja jest „antypaństwowa” i słusznie zasługuje na miano przestępców? Przypomnijmy więc, ze zachodnia opozycja ma realne szanse na zgodne z prawem zdobycie władzy. Partia rządzące przegrywa wybory i jej liderom nie przychodzi do głowy wprowadzenie stanu wojennego, aby nadal rządzić. Taki stan jest niewyobrażalny dla komunistów. Oni oświadczają z rozbrajającą szczerością, że władzy nigdy i nikomu nie oddadzą. My nie walczymy z własnym państwem, bo trudno nazwać PRL naszą własnością. To jest własność PZPR.

Jawność i legalizm, nawet przestrzeganie rygorystyczne porządku prawnego PRL było kanonem działalności niezależnej w połowie lat siedemdziesiątych.

- Tak, to prawda. Był taki okres działalności niezależnej od komunistów, kiedy wydawało się, że w PRL będzie można działać jawnie i legalnie. Reżim ratyfikował Pakty Praw Człowieka, na Konferencji KBWE dokonano przecież stosownych ustaleń. Nadzieje takie były powszechne wśród żywiołów niezależnych. Działacze – zarówno KOR jak i ROPCiO – wyrażali takie nadzieje i zgodnie z nimi tworzyli programy działania. Wychodząc tych samych założeń tworzyliśmy Konfederację Polski Niepodległej. Twierdziliśmy, że skoro „prawo” nie zabrania tworzenia partii politycznych, a pakty praw obywatelskich to wręcz gwarantują, to i my mamy prawo utworzyć własną partię. W naszym przypadku skończyło się to wieloletnimi wyrokami więzienia. Ale i innym „legalistom”, nie tak radykalnym jak KPN, nie powiodło się dużo lepiej.

image

Działacze KOR. Od lewej Jan Lityński, Jerzy Markuszewski, Antoni Macierewicz, Adam Michnik

A więc uważa Pan jawną działalność za naganną?

- Ależ skąd. Mam dla niej wiele uznania i sam brałem w niej udział. Uważam tamte doświadczenia i nasze osiągniecia za istotne i ważne. Jawnym działaniem przełamywaliśmy bierność i ośmielaliśmy ludzi. Wtedy nie było innej drogi. Dziś jest inaczej. Ludzi nie trzeba ośmielać, ale zorganizować w sprawne struktury zdolne obalić komunizm. Tego nie da się zrobić jawnie i „legalnie”. Co prawda tacy ludzie jak ja nie nadają się do konspirowania. SB nas dobrze zna. Ale nie musi wcale i nie powinna znać tych nieujawnionych. W razie następnego wybuchu ci ludzie, nie rozpoznani przez SB, zorganizują skuteczny opór.

Według Pana nadszedł czas konspirowania?

- W zakresie działalności politycznej tak. To jedyna działalność naprawdę groźna. Ma na celu pozbawienie PZPR władzy. Nie muszę chyba przekonywać, że takiej działalności nie da się prowadzić w miarę sensownie zapełniając nazwiskami kartoteki SB. Mam w tym zakresie własne gorzkie doświadczenie z 1981 roku. Zanim nadszedł stan wojenny KPN stała się partią prawie masową. Były w Konfederacji dziesiątki tysięcy ludzi. I wszystko było jawne, widoczne. Po 13 grudnia KPN rozsypał się. Nie wytrzymał uderzenia. Przyznaję, że z niepokojem obserwuję obecny KPN, który niepomny tamtych doświadczeń znowu choruje na jawność.

Z tego, co usłyszeliśmy od Pana wynika, że według PPN-u w PRL nie ma opozycji?

- Oczywiście, że jej nie ma. Opozycja to to część partii, organizacji politycznych, które przegrały wybory. Czy my, czy PPN przegrała może jakieś wybory? Czyżby komuniści mieli większość po swojej stronie?

A więc jak nazwać ludzi sprzeciwiających się władzy?

- To są przeciwnicy systemu. My reprezentujemy całe społeczeństwo i wewnętrznie często bardzo się różnimy. Jesteśmy tylko fragmentami głosu społeczeństwa rządzonego wbrew jego woli przez narzuconą Polsce dyktaturę komunistyczną. Łączy nas jednak przekonanie o potrzebie odzyskania własnego państwa i zastąpienia dyktatury komunistycznej demokracją. Mam nadzieję, że to są wspólne cele: walka o wolną i niepodległą Polskę.

A jaki jest stosunek PPN do ruchu rewindykacji społecznych?

image- Według PPN całą działalność niezależną można ująć w trzech głównych nurtach. Nurt lojalistyczny, nurt reformistyczny i nurt radykalny (niepodległościowy). Za lojalistów uważa się wszystkich tych, którzy sądzą, że w PRL może istnieć niezależna działalność społeczna, byle nie naruszać monopolu rządów PZPR. Jest to taki świecki wariant postępowania Kościoła katolickiego. Zwolennikiem takiego poglądu jest Lech Wałęsa i jego najbliższe otoczenie. Reformiści uważają, że mogą osiągnąć zmiany polityczne powodujące przebudowę systemu, nadające mu „ludzka twarz” byle to czynić stopniowo i nie przyciskając zbytnio reżimu do muru. Należy – jak mawiał Adam Michnik – przykładać władzy do głowy „pistolet strajkowy” i wymuszać w ten sposób ustępstwa. Podobną koncepcję działania proponował też Leszek Moczulski nazywając ją „pełzającą rewolucją”. Nurt radykalny reprezentuje obecnie PPN.

Jak można pogodzić prawicowy charakter PPN z radykalizmem?

- Ależ ten radykalizm nie ma nic wspólnego z radykalizmem społecznym. W nim chodzi o metodę usunięcia komunizmu. PPN uważa, także inne organizacje, że komunistów należy pozbawić władzy jednym zamachem.

Według Moczulskiego KPN jest też partią radykalną, tymczasem Pan umieszcza ją w nurcie reformistycznym.

image- To prawda, że w warunkach 1980-81roku uchodziliśmy za radykałów. Program KPN zawarty w opracowaniu L. Moczulskiego „Rewolucja bez rewolucji” zawierał niezwykle prawidłową wizję przyszłych zdarzeń. Niestety, przenikliwość Moczulskiego zawiodła w ocenie skutków Sierpnia ’80. Sądził on, że cel niepodległość osiągniemy w 1982 roku. Później w więzieniu przesuwał ten termin na 1984 rok. Twierdził nawet, że jeżeli nie odzyskamy niepodległości do 1985 roku, to później nie mamy szans. Nastroje społeczne opadną. Uważał też. Że władze będą się cofać przed naporem społeczeństwa, które wytworzy alternatywny ośrodek władzy państwowej.

Czy ten pogląd Moczulskiego miał wpływ na taktykę KPN?

- Oczywiście. Postanowiliśmy nie wchodzić do „Solidarności”. Moczulski sądził, że aresztowanie nas stwarza dla KPN sytuację korzystną. W miarę upływu czasu nastąpi radykalizacja mas ludzkich i program KPN zostanie przyjęty jako bardzie odpowiedni. Wtedy ludzie wyciągną nas z więzienia i będziemy mogli usunąć komunistów.

Ta taktyka całkowicie zawiodła.

Zawiodła. Nie mieliśmy osobiście żadnego udziału w tym wielkim oddechu wolności po sierpniu 1980 roku. Byliśmy cały czas w więzieniu. A wychodziliśmy z niego prawie jako ostatni dopiero w lipcu 1984 roku. To była duża strata. Jak to zniosła Konfederacja, już mówiłem. Wszystko trzeba było zaczynać od początku.

Plotka mówi, że Moczulski był 13 grudnia na wolności i dobrowolnie wrócił do więzienia.

- Niestety, to nie jest plotka. Tak rzeczywiście było. Moczulski był wówczas na przepustce z więzienia i był w Katowicach, gdzie KPN była bardzo silna. I on zostawił tę organizację. Przyjechał dobrowolnie do budynku sądu i oczywiście trafił ponownie do aresztu na Rakowieckiej. W imię fałszywie pojmowanego legalizmu. Wtedy, gdy ci nieliczni, którzy uniknęli internowania, organizowali opór przeciwko stanowi wojennemu. Mieliśmy pretensje do Moczulskiego, że zaprzepaścił szansę, jaką miał 13 grudnia.

Po wyjściu z więzienia Pan odszedł z KPN.

- Nie tylko ja. Praktycznie odeszło całe kierownictwo. By nie spierać się ilu odeszło przypomnę tylko, że z grupy aresztowanych działaczy KPN odeszli Zygmunt Goławski, Tadeusz Jandziszak, Tadeusz Stański i ja. Natomiast Krzysztof Bzdyl i Jarzy Sychut udali się na emigrację. Później uczynił to Jandziszak, ale jako członek władz krajowych PPN. Wraz z nami odeszły z Konfederacji grupy skonfederowane: Związek Narodowy Katolików, Dolnośląska i Lubelska Grupy Ludowe oraz Podlaska Grupa Ludowo-Narodowa. image

Kierownictwo KPN przed bramą więzienia. Od lewej: Zygmunt Goławski, Tadeusz Jandziszak, Leszek Moczulski, Tadeusz Stański, Romuald Szeremietiew.

I kierunek radykalny zamarł…

- Ależ skąd. Próżnię w nurcie niepodległościowym po KPN wypełniły nowe i wówczas bardzo dynamiczne organizacje. Wrocławska Solidarność Walcząca, wkrótce działająca w całym kraju. Kierowana przez dzielnego i dobrze zakonspirowanego Morawieckiego. Wkrótce potem podjęła działalność Liberalno-Demokratyczna Partia „Niepodległość”, która ogłosiła bardzo dojrzały program polityczny i była pierwszą, prawdziwie nowoczesną partią w Polsce. Zaczęło też działać wiele innych, mniejszych ugrupowań, środowisk i pism o charakterze konspiracyjnym i zdecydowanie odrzucających „dialog” z komunistami. Wreszcie w 1985 roku powstałaś PPN. image

A co się stało z KPN-em?

- KPN istnieje dziś jako partia niepodległościowa o charakterze reformistycznym. Granica radykalizmu przesunęła się, a Moczulski jest wierny koncepcji z 1979 roku. Jest konsekwentny i trudno mieć do niego o to pretensje. Ma prawo do takiego działania, jakie uznaje za słuszne.

PPN nazywa się partią nowej prawicy.

- Dlaczego nowej, czy tak? Otóż historycznie partią prawicową w Polsce była narodowa demokracja. PPN upatruje swą tradycję polityczną w nurcie niepodległościowym i opowiada się za ideami, które przyświecały Piłsudskiemu. Założyciele PPN uznali, że 40 lat komunistycznej dyktatury przerwało rozwój polskiej myśli politycznej. Współcześnie, jeżeli chcemy rozwiązywać aktualne problemy, a będzie to nie tylko sprawa niepodległości, ale także organizacja państwa, gospodarki, trzeba sięgnąć do dorobku współczesnych ruchów politycznych w krajach demokratycznych. A ponieważ założycielom PPN najbliżsi byli politycy i programy brytyjskich konserwatystów i amerykańskich republikanów, więc sprawa stawała się oczywista, co wybierać.

To oznacza, że musi też być lewica. Często się słyszy, że podziały na prawicę i lewicę są nieaktualne…

- A tak, powtarza się nawet słowa Władimira Bukowskiego, który powiedział, że nie jest z obozu lewicy czy prawicy, ale z obozu koncentracyjnego. To błyskotliwe, ale nieprawdziwe stwierdzenie. Nawet w obozie koncentracyjnym człowiek nie traci przekonań politycznych. Cóż dopiero w takim rozpadającym się „łagrze” jakim jest PRL. Dostrzegam zresztą dziwną prawidłowość. Istnienia podziału prawica-lewica dowodzą działacze o przekonaniach prawicowych. Zaprzeczają bez wyjątku działacze lewicowi. Dochodzi do paradoksów, gdy reaktywowana Polska Partia Socjalistyczna nie tylko rezygnuje z nazywania swych członków „towarzyszami”, ale co śmieszniejsze oświadcza, iż odrzuca marksizm i przyjmuje naukę społeczną Kościoła katolickiego jako podstawę programową.

Jak więc według Pana przebiega ten podział?

- Moim zdaniem do prawicy należy zaliczyć wszystkie te organizacje, które zakładają, że człowiek jest wystarczająco sprawny i inteligentny, aby własnym wysiłkiem zapewnić dobrą egzystencję swej rodzinie i w ten sposób przynieść pożytek krajowi. Tak to widzi nowoczesna prawica na Zachodzie. Innymi słowy, nie uszczęśliwiajmy ludzi na siłę. Oni sobie dadzą radę.

A lewica?

-Lewica uważa, w istocie rzeczy człowieka za życiową fajtłapę, któremu trzeba różne rzeczy dać. Sprawiedliwość społeczną, różne prawa, zabezpieczenia socjalne. Powstaje wówczas państwo coraz bardziej opiekuńcze, które w końcu zabiera jednym, aby dać drugim. W warunkach demokratycznych robi się to nadmiernymi podatkami, W systemie komunistycznym przez konfiskaty własności i represje policyjne. Oczywiście, muszą istnieć świadczenia obywateli na rzecz państwa, podatki i opieka nad ludźmi niepełnosprawnymi czy chorymi. Należy jednak pamiętać, że rozwój społeczny, dobrobyt zawdzięczamy tym, którzy chcą pracować, dorabiać się i bogacić. Ich pozycja musi być zabezpieczona. W końcu państwo żyje z pieniędzy tych ludzi. Ekonomista Friedrich Hayek miał rację, gdy nazwał socjalistyczny kolektywizm drogą do niewolnictwa.

 Jak wyglądają wpływy lewicy i prawicy wśród przeciwników komunizmu?

- Tu musimy zauważyć kolejną anomalię. Sytuacja jaka istnieje od końca II wojny światowej doprowadziła do nienaturalnej wielkości wpływ środowisk lewicowych. Komuniści uważają się za lewicę. Socjaliści mimo wszystko uważają się za pobratymców komunistów. Pamiętamy hasło: nie ma wroga na lewicy. Zwróćmy uwagę na dość powszechnie spotykane zjawisko w krajach tzw. realnego socjalizmu. Autentyczny socjalista, jeśli zrezygnował z głośnego protestu wobec komunistycznych metod rządzenia, mógł bez trudu zaaklimatyzować się i nawet awansować. Przykład pierwszy z brzegu to przed opozycyjne losy socjalisty prof. Edwarda Lipińskiego nagradzanego oficjalnie naukowca i odznaczonego również Orderem Budowniczego PRL. Czy taka droga była możliwa dla człowieka o przekonaniach prawicowych?

A kariera Bolesława Piaseckiego?

- Ależ Piasecki posługiwał się tymi samymi pojęciami co komuniści. Przedwojenny program ONR Falanga zakładał budowę państwa totalnego, kierowanego przez jedną organizację polityczną i z upaństwowioną gospodarką. To był najczystszy kolektywizm. Cóż to ma wspólnego z prawicą?

imageZ tego należałoby wyciągnąć wniosek, że i Hitler był lewicowcem?

- Ależ oczywiście. Był przecież „socjalistą”, prawda, że narodowym, a nie internacjonalnym. Jego partia nosiła miano „robotniczej”, czciła 1 maja i pod czerwonymi sztandarami. Hitler uważał, że z komunisty zawsze będzie dobry nazista. A jak wspaniale porozumiał się ze swym przyjacielem Stalinem w 1939 roku.

A co się stało z prawdziwą prawicą polską?

- Rządzący PRL-em uczynili wszystko, co było w ich mocy, aby uniemożliwić istnienie autentycznych elit prawicowych. System represji Bieruta, Bermana i Radkiewicza wyniszczył ludzi prawicy nie tylko na terenie polityki, ale również w kulturze, nauce i oświacie. Ich miejsce prawie bez wyjątku zajęła lewica, zwykle z legitymacjami PZPR.

Po październiku 1956 roku kurs wobec prawicy trochę zelżał.

image- W zasadzie tylko formalnie. Ustały wprawdzie procesy sądowe i egzekucje. Do więzienia za przekonania prawicowe nie szło się tak łatwo, jak przedtem, ale monopol lewicy pozostał. Po VIII Plenum KC PZPR cześć lewicy odeszła od stalinizmu, ale nie zamierzała rezygnować z roli jedynej siły postępu i rozwoju. Ażeby jednak zachować monopol, który zachwiał się mocno po rewelacjach na temat praktyk stalinizmu, należało co rychlej zdyskredytować i ośmieszyć konkurentów do rządu dusz po prawej stronie. Wyśmiewano polską tradycję, krytykowano „bezrozumne” polskie bohaterstwo. Już wówczas, po euforii powierzchownej krytyki stalinizmu, zaczęto atakować „reakcyjnego” Prymasa Stefana Wyszyńskiego i cały polski katolicki „ciemnogród”. Chodziło o to, aby w świadomości Polaków człowiek prawicy był utożsamiany z szowinistą, antysemitą, ba nawet faszystą.

I to się chyba w pewnym stopniu udało.

- Tak, ta kampania odniosła pewien skutek. Głównie dlatego, że prawica nie miała możliwości prezentacji swych rzeczywistych poglądów i opinii. Zwłaszcza młodzi Polacy odżegnywali się od posądzeń o reakcyjność, a najczęściej ideologii prawicowej w ogóle nie znali. Szukali więc ideowej inspiracji w lewicowej prasie i w lewicowych ideologiach. Uwierzyli dość łatwo, że istnieje tzw. prawdziwy socjalizm, nazwany później socjalizmem z ludzką twarzą.

imageReformiści lewicowi w PZPR ponieśli jednak klęskę. Rewizjonizm okazał się jeszcze jedną złudną nadzieją na reformę systemu.

- Zgoda, ale ta klęską nie osłabiła obozu lewicy. Elita prawicowa nie istniała, więc kiedy powstały pierwsze próby oporu przeciwko totalitaryzmowi komunistycznemu, to ich kształt programowy tworzyła lewica, a ściślej – lewicowi intelektualiści usunięcie z partii komunistycznej. I tylko ten program poznawała opinia publiczna dzięki rozgłośniom zachodnim i wpływowym czasopismom emigracyjnym. Monopol lewicy pozostał, tyle że był to monopol na opozycyjność przeciwko reżimowi, a wzmacniany przez ośrodki zachodnie. Monopolowi temu udzielili wsparcia najwybitniejsi publicyści emigracyjni.

Kogo ma Pan na myśli?

image- Chociażby głównego ideologa paryskiej „Kultury”, bez wątpienia wybitnego publicysty politycznego, Juliusza Mieroszewskiego. Sądził on – jak się okazało zupełnie bezzasadnie – iż socjalizm sowiecki przeorał świadomość polską na tyle, że polityka polska musi przemawiać innym językiem. Nadzieję pokładał w komunistycznych dysydentach. „Jeden rewizjonista w partii znaczy więcej niż dziesięciu opozycjonistów poza partią” – to są jego słowa. Podobnie rozumowała bez mała cała opiniotwórcza część emigracji. Polski Październik, a później Praska Wiosna zdawały się potwierdzać ten pogląd. Stawiano więc na lewicę. Powiedzmy szczerze: wyłącznie na lewicę. Radio Wolna Europa wykazywała o wiele większe zainteresowanie dla Marca ’68 niż dla „Ruchu” Andrzeja Czumy. Po latach sytuacja się powtórzyła: wiele, bardzo wiele było w zachodniej informacji o KOR. Bardzo dobrze, że tak było. Ale dlaczego tak niewiele o ROPCiO, a później prawie nic o KPN-ie? W rezultacie osoba podejmująca działalność niezależną i chcąc dotrzeć z tym do ludzi musiała opowiadać się z a lewicą. W innym przypadku jej nie dostrzegano.

Po Sierpniu ’80 sytuacja się chyba zmieniła?

- Tak. Sierpień ’80 jest datą graniczną panowania lewicy. Tamtego lata okazało się, że ośrodki lewicowe mają dość słabe wpływy w polskim świecie pracy. Rzesze ludzi uczestniczących w robotniczych nabożeństwach, odbywające się w strajkujących zakładach pracy, to był szok dla zachodnich kół lewicowych. Potwierdziło się natomiast, że inteligencja, a ściślej mówiąc – intelektualiści, w przeważającej mierze są ludźmi lewicy. Jednakże wzrost „Solidarności” powodował zmianę opcji także w tym gronie. Ten proces trwa.

Czy nie obawia się Pan, że wywoływanie dawnych sporów lewicy z prawicą nie osłabi walki z komunizmem?

- Ależ tu nie idzie o wywoływanie sporów. Chodzi o uczciwe rozliczenie się z przeszłością i jasne przedstawienie propozycji programowych społeczeństwu. Właśnie po to, aby skutecznie zwalczać komunizm musimy zjednać wszystkich Polaków. Można to uczynić przy mnogości programów i organizacji. Niech każdy znajdzie dla siebie coś odpowiedniego politycznie, co zarazem będzie przeciwne PZPR. Nie uda się tego uzyskać w jednej organizacji, z jednym programem i pod jednym kierownictwem. Czy mamy może na totalitaryzm komunistyczny odpowiadać totalitaryzmem opozycyjnym?

A więc podział na lewicę i prawicę ma sens?

- Oczywiście. I jest niezbędny do walki z komunizmem. Niestety polska lewica niezależna boi się polskiej niezależnej prawicy. Przypomnijmy, że po powstaniu ROPCiO, lewica, skupiona wówczas w znacznej części w KSS „KOR”, oskarżyła założycieli Ruchu o rozbijanie działalności opozycyjnej. Powstanie KPN nazwano „kompromitowaniem” tej działalności (Jan Walc pisał o KPN: „Drogą podłości do niepodległości”). Konfederacja była oskarżana o nacjonalizm, szowinizm, a nawet faszyzm. Z tego zarzutu skorzystał zresztą prokurator w akcie oskarżenia przeciwko nam w procesie kierownictwa KPN.

Skąd Pańskim zdaniem biorą się takie irracjonalne postawy? 

- Myślę, że są one rezultatem po części autentycznego, a po części urojonego strachu przed prawicą. To w lewicowej „Krytyce” można było przeczytać, że największym zagrożeniem dla „demokratycznej opozycji” jest „polski totalitarny nacjonalizm”. Nie komunizm wcale! Lewica dobrze zna swoje grzechy wobec prawicy i pewnie boi się odwetu. No i pragnie zachować monopol polityczny.

Być może, lewica polska widzi kryzys ideologii lewicowych we współczesnym świecie?

image- A tak, to trafne spostrzeżenie. Ale wtedy każdy uczciwy lewicowiec musi przyznać, że to właśnie zachodnie rządy prawicowe, głównie w USA z Ronaldem Reaganem, okazują się najlepszymi sojusznikami polskich dążeń. Lewica zachodnia wypada fatalnie. Brandt odmawiający spotkania z Wałęsą w oczach Polaków skompromitował się. Nie lepiej wypadł Papandreu. Nawet myślący socjalista, jakim jest Mitterand, przyjął szefa PRL. Lewica widzi naruszenia praw człowieka w Chile czy Korei Płd. I nadaje temu wielki rozgłos. Ta sama lewica nie dostrzega ludobójstwa w Kambodży popełnionego przez wychowanków Sartre’a i paryskiej Sorbony. Partyzanci afgańscy nie mają promila poparcia, jakim lewica obdarzała komunistyczny Viet-cong. Dziś, gdy Amerykanie wycofali się z Wietnamu, nie widzi zbrodni komunistycznych mimo tragedii boat people. To lewica zbierała tłumy protestujących przeciwko wizycie Reagana w Europie. Nie zdobyła się na protest, gdy zawitał Breżniew.

Zgoda, że trwa kryzys ruchów lewicowych. Cóż jednak PPN może zaproponować polskiej lewicy, aby przekroczyć wrogość i uprzedzenia.

- O nie jest aż tak źle, aby trzeba było przekraczać wrogości. Jak wiadomo PPN jest uczestnikiem Porozumienia Partii i Organizacji Niepodległościowych. W PPiON jest organizacja „Wolność-Sprawiedliwość-Niepodległość”, niewątpliwie lewicowa, socjalistyczna. I PPN z nią współpracuje. Co więcej działacz WSN jest obecnie przewodniczącym Komitety Koordynacyjnego PPiON. PPN popierał tę kandydaturę. Ten sam prawicowy PPN ma bardzo dobre stosunki z niepodległościową częścią PPS. W Londynie rozmawiałem z panią Lidią Ciołkoszową. I rozmawiało się nam bardzo dobrze. PPN jest partią demokratyczną. To zobowiązuje. Tak samo jak lewica dąży do demokracji. PPN nie wyobraża sobie, aby komunistyczną dżumę można było leczyć szowinistycznym, czy nawet antysemickim tyfusem, Nie zgodzimy się jednak na kolejny wariant dyktatury lewicowej. O tym nie może być mowy. Natomiast możemy i powinniśmy sobie pomagać. Popierać się w stosunkach z obcymi. Walczyć ze wspólnym wrogiem. I jednocześnie budować demokrację już teraz. Nauczyć się mądrze różnić. To oznacza szanować inaczej myślących.

PPN deklaruje się jednak, że jest partią narodową.

- Tak, jest partią narodową, ale nie nacjonalistyczną. Narodową, bo chce realizować interes narodowy. Ale tego nie zdoła zrealizować zamykając się w ciasnych granicach egoizmu narodowego. Do koncepcji nacjonalistycznych PPN jest nastawiona krytycznie z etycznych i historycznych powodów. O etycznych nie muszę mówić, są one oczywiste. A historyczne. To nacjonalizm Polaków, Litwinów, Ukraińców wykopał przepaść między pobratymczymi narodami i w konsekwencji ułatwił zwycięstwo komunistycznej Rosji na naszych ziemiach. image

Polskość to ładne słowo, ma jednak tę wadę, że wszyscy je odmieniają przez przypadki i wówczas traci ono swój sens pierwotny.

- Dla PPN tym pierwotnym sensem polskości jest przekonanie, że jest ona czymś więcej niż sami Polacy, Polskość to pomost, po którym cywilizacja łacińska, kultura, także prawo Zachodu trafiały przez wieki na Wschód. I nadal tego oczekują Litwini, Białorusini, Ukraińcy. Tego oczekują nasi Rodacy mieszkający w ZSRR. Wstrząsającym wydarzeniem była wizyta Prymasa Józefa Glempa na Wileńszczyźnie, Nowogródczyźnie i Polesiu. Polacy powinni odgrywać taką rolę, jak im to pokazuje na własnym przykładzie Jan Paweł II. W Papieżu-Polaku ukraińscy unici i litewscy katolicy mają wiernego sojusznika. Jan Paweł II jest Polakiem, ale nikt mu nie jest w stanie zarzucić nacjonalizmu.

W swoim czasie jednak niektórzy przedstawiciele KPN na Zachodzie dawali podstawy do zarzucania im nacjonalizmu, a w skrajnych przypadkach antysemityzmu, co skrzętnie wykorzystywała propaganda reżimowa przeciwko KPN.

- Nie przypuszczam, aby PPN miała z tym coś wspólnego. Zresztą i KPN po zapoznaniu się z poglądami takich „przedstawicieli” rozstała się z nimi. Mogę jednak dodać, że PPN nie omija bolesnej sprawy antysemityzmu i stawia rzecz bez niedomówień. PPN uważa, że antysemityzm jest problemem absurdalnym w dzisiejszej Polsce. Jest on zresztą wywoływany sztucznie w celu wrogim polskiemu interesowi narodowemu. Nie należy tracić z oczu faktu, że gorliwymi tropicielami „czystości rasowej” w szeregach przeciwników komunizmu są rozmaici „narodowcy” z PZPR, przy czym – co symptomatyczne – nie przeszkadza im pochodzenie imageJerzego Urbana, ale kryteria „rasowe” stosują wobec Adama Michnika. Obecnie w Polsce antysemityzm nie jest problemem etnicznym, ale politycznym. Należy do arsenału naszych wrogów. Dawny XIX wieczny antysemityzm w Polsce nie miał charakteru rasowego, miał podłoże ekonomiczne, kulturowe, ale nie rasowe. Druga wojna światowa w tragiczny sposób musiała zmienić tę optykę. Ci z Polaków – według danych izraelskich było ich około 7 tys. – który wysługiwali się Niemcom i wydawali ukrywających się Żydów i pomagających im Polaków, zostali uznani przez państwo polskie za zdrajców. Ale był to margines. Działacz niezależny i dawny przywódca powstania w Getcie Warszawskim, dr Marek Edelman przypomniał kiedyś, że Polacy uczynili dużo więcej dla pomocy Żydom, mimo okupacji, niż inne państwa toczące wojnę z Hitlerem. Sztandary polski i żydowski powiewające nad walczącym Gettem były i pozostaną wymownym symbolem wspólnych naszych losów.

Jednakże polityczny antysemityzm jest wywoływany przypomnieniem pochodzenia żydowskiego wielu osób, które zajmowały czołowe stanowiska w aparacie komunistycznego terroru w PRL.

- To prawda. Ale pamiętając o żydowskim pochodzeniu Jakuba Bermana nie zapominajmy, że Stalin to Gruzin, Dzierżyński to Polak, a Hitler Austriak. Narodowe pochodzenie zbrodniarza nie może stanowić alibi dla nienawiści miedzy narodami. Antysemityzm, jak każda ideologia szerząca nienawiść, jest niegodny cywilizowanego człowieka. Nie pozwalajmy dzielić społeczeństwa na lepszą i gorszą część, ze względu na rzekomo inną krew. Mieszkańcy Polski dzielą się tylko na tych, co walczą o niepodległość i demokrację i na kolaborantów PZPR. Innego ważnego podziału dla naszych interesów narodowych nie ma. image

Dziękujemy za rozmowę i przybliżenie Czytelnikom naszej gazety programu PPN. Możemy jeszcze dodać, że Program i Dokumenty PPN można otrzymać za pośrednictwem naszej Redakcji. Prosimy o przesyłanie zamówień. Pieniądze ze sprzedaży zasilą fundusz PPN.

Echo – Tygodnik Polski No. 62, 22.XII 1988-4 I 1989 Toronto



Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka