r.szklarz r.szklarz
448
BLOG

Turcja podporządkowuje sobie media społecznościowe

r.szklarz r.szklarz Media Obserwuj temat Obserwuj notkę 25

Po praktycznie całkowitym podporządkowaniu sobie mediów tradycyjnych, prezydent Erdoğan bierze się za te społecznościowe. Do parlamentu trafiła ustawa, która zwiększy kontrolę rządu nad Internetem.

Ostatnie lata były w Turcji okresem konsolidacji rynku medialnego. Część redakcji zostało kupionych za pożyczki z państwowych banków przez osoby sprzyjające partii AKP, po czym całkowicie zmieniły swoją retorykę na prorządową (np. Sabah), niektóre same doszły do tego, że dobrym pomysłem będzie złagodzenie linii, bo ich właściciele robili też interesy w innych dziedzinach (np. Hürriyet, ostatecznie i tak sprzedany), a inne zostały po prostu przejęte przez rząd pod pretekstem łamania prawa i zamknięte (np. Zaman). Pozostałe przy życiu redakcje są słabe, niedofinansowane przez brak reklam, gnębione i zdziesiątkowane przez aresztowania i emigracje dziennikarzy (np. Cumhuriyet).

W efekcie tych działań w Turcji właściwie nie pozostały już żadne media całkowicie niezależne, które mogłyby tropić afery w środowiskach związanych z rządem, krytyka władzy jest utrudniona, a opozycji niełatwo przebić się z przekazem. W tej sytuacji osobom niekoniecznie zadowolonym z polityki AKP pozostaje Internet, choć też nie do końca.

W tureckim prawie istnieje coś takiego, jak obraza głowy państwa, za co grozi od jednego do czterech lat więzienia. Według portalu al-Monitor, odkąd prezydentem jest Recep Tayyip Erdoğan, taki zarzut postawiono 17 tys. osób, z czego ponad 5 tys. skazano. Ogromna większość z nich to internauci, z czego wielu produkowało treści satyryczne, czyli np. memy. Bardzo głośnym echem odbiła się afera Rifata Cetina, który dostał rok w zawieszeniu za mema porównującego Erdoğana do Golluma z "Władcy Pierścieni". Okolicznością łagodzącą zapewne był fakt, że w momencie publikacji obrazków, Erdoğan jeszcze nawet nie był prezydentem. 

Ponadto ponad 70% wszystkich wniosków dotyczących usunięcia treści, które otrzymuje serwis Twitter, pochodzi z Turcji. Nie muszę chyba dodawać, że dostęp do niepasujących serwisów potrafi być czasowo blokowany, kiedy rozchodzą się w nich niepożądane treści. Wiele razy spotykało to Facebooka, Twittera i Youtuba, nie mówiąc o mniej znanych stronach. Trwająca prawie 3 lata blokada Wikipedii to tylko wierzchołek góry lodowej.

Dwa miesiące temu tureckie internety przelały czarę goryczy, kiedy ofiarą żartobliwych komentarzy stała się córka prezydenta oraz jej mąż, będący równocześnie ministrem finansów, po urodzeniu czwartego dziecka. Z 19 autorów obraźliwych twittów, 11 od razu zidentyfikowano i aresztowano. Prezydent się wściekł. "Te platformy nie pasują do naszego narodu, chcemy je zamknąć albo kontrolować, jak najszybciej" - powiedział. I tak zrobił.

Co mówi sama ustawa? Wszystkie platformy społecznościowe, które mają w Turcji ponad milion użytkowników, muszą otworzyć w kraju swoje przedstawicielstwo, przy okazji zmuszając je do płacenia w kraju podatków, co nie jest samo w sobie złym pomysłem. Prawdziwym celem tych przedstawicielstw jest jednak rozpatrywanie rządowych "próśb" dotyczących usunięcia wybranych treści z platform. Do tego zobowiązuje je do przechowywania danych na temat użytkowników w Turcji.

W przypadku, gdyby jakaś platforma nie chciała się podporządkować, przepustowość Internetu zostanie jej ograniczona o 95% – to metoda o wiele bardziej skuteczna niż blokowanie stron, bo w zasadzie uniemożliwia korzystanie z niej, a nie da się jej ominąć przez VPN. Do tego sąd będzie mógł nałożyć na niepokorny serwis karę w wysokości 10 milionów lir (około 5,4 mln zł).

Na deser, ustawa pozwala sądom nakazywać tureckim serwisom usuwanie treści, także archiwalnych.

W założeniach ustawa ma zapobiegać rozprzestrzenianiu w Internecie hejtu, obelg, przekleństw, mowy nienawiści i wielu innych faktyczni nieciekawych zjawisk, które trawią sieć, nie tylko zresztą nad Bosforem. Jest to jednak potężna broń, która w nieodpowiednich rękach, na przykład autorytarnego lidera o despotycznych ambicjach, mogłaby zostać użyta do znaczącego ograniczenia wolności słowa w Internecie.


r.szklarz
O mnie r.szklarz

Absolwent SGH i Uniwersytetu Marmara w Stambule. Zainteresowany ekonomią i sprawami międzynarodowymi, szczególnie Bliskim Wschodem. Treść notek nie odzwierciedla poglądów i opinii redakcji -- żadnej redakcji.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura