Tomasz Sztechmiler Tomasz Sztechmiler
122
BLOG

Wyborcze kontrowersje

Tomasz Sztechmiler Tomasz Sztechmiler Polityka Obserwuj notkę 5
Protesty wyborcze, a wynik wyborów. Algorytm jako gamechanger?

 Czy prezydent jest wszystkich Polaków, czy jedynie tych, którzy na niego głosowali? Czy tego ktoś chce, czy nie – prezydent jest wszystkich Polaków. W takim razie skąd twierdzenia, że „Nawrocki nie będzie moim prezydentem”? Oczywiście, można uznać, że jest to wyraz frustracji, że wygrał nie ten kandydat, na którego dana osoba głosowała. Tylko, czy to jest wystarczające? Uważam, że takie wyjaśnienie jest powierzchowne i nie dotyka istoty sprawy. Rzecz tkwi we wręcz sekciarskiej postawie części obywateli. Niestety ta postawa ma swoich reprezentantów po obu stronach sceny politycznej. Jednak wróćmy do prezydenta. Jest część wyborców, którzy mówią o fałszerstwach wyborczych. Tu popularność zyskuje dr Kontek. Czy słusznie? Czy faktycznie mamy do czynienia z naukową metodologią, czy raczej pseudonaukowością?

 Dr Kontek zajmuje się analizą statystyczną i to sprawia, że jest autorytetem w sprawie, o której mówimy, to też buduje wiarygodność jego pracy. Jednak nie dajmy się zaślepić stopniem naukowym i dziedziną, którą się zajmuje. Pamiętajmy, że człowiek jest człowiekiem, a nie maszyną. Podejdźmy krytycznie do rewelacji, które próbuje nam sprzedać. Pan doktor stworzył algorytm, który ma wykrywać anomalie i na podstawie jego wyników złożył protest wyborczy, który dotyczy prawie 1500 komisji. Dla lewicowych środowisk jest potężny argument – mają naukowca, specjalistę od analizy statystycznej i algorytm, wszystko mądrze brzmi… a więc mają i rację. No tak, ale zastosowane założenia nie są obiektywne – sprzyjają konkretnemu kandydatowi. Do tego to, co dr Kontek nazywa anomalią, nie zawsze nią jest (nawet, jeśli autor uzna, że jest duża). Dlaczego założenia sprzyjają Trzaskowskiemu? Ponieważ algorytm wykrywa anomalie tylko wtedy, gdy była na rzecz Nawrockiego. W takim razie, jeśli przyjmiemy, że każda wykryta anomalia oznacza potrzebę korekty wyniku, to zawsze głosów będzie przybywało Trzaskowskiemu i w dalszym ciągu nie wiemy jak sprawa ma się z błędami na korzyść Trzaskowskiego. To założenie nie sprawia, że poznamy prawdziwe wyniki. Co do samej anomalii. Mamy tu między innymi wzrost liczby nieważnych głosów. Co, samo w sobie, jest absurdem – gdyż w przypadku drugiej tury i tak brudnej kampanii nie jest niczym zaskakującym. Dr Kontek mówi o „naukowej metodologii”, tymczasem ani w statystyce, ani w badaniach socjologicznych nie stosuje się tak małych prób, jak w przypadku rzeczonego algorytmu. Autor tego mechanizmu podzielił ponad 31600 komisji na grupy 10-25 komisji w każdej. I do mediany tych niewielkich grup się odwołuje algorytm. Co to oznacza? Nic innego jak fakt, że „duże anomalie” wcale nie muszą być duże. W takim razie, czy Sąd Najwyższy słusznie zrobił nie przychylając się do protestu? Prawda jest taka, że nie mnie to oceniać. Sami sobie odpowiedzcie na to pytanie. Ja tymczasem przejdę do kolejnej kwestii, która budzi kontrowersje w związku z tymi wyborami.

 Pan Giertych domaga się liczenia wszystkich głosów. Za dużo pytań, za dużo błędów, za dużo niewiadomych – przeliczymy jeszcze raz i poznamy prawdziwy wynik. I kto wie… może faktycznie to dałoby odpowiedzi. Czy aby na pewno? Czy prokuratura jest tu odpowiednim ciałem, które zagwarantuje nam uczcie policzenie głosów? Prokuratura, która w nielegalny sposób usunęła prokuratora krajowego, która jest narzędziem prześladowania przeciwników politycznych? Ona ma być gwarantem uczciwego liczenia? Nawet gdyby uczciwie policzono te głosy, to czy wynik byłby uznany przez wszystkich? Nie. Jeśli okazałoby się, że wygrał Trzaskowski, to np. ja miałbym wątpliwości, co do uczciwego policzenia. Jeśli wynik byłby podtrzymany, to ludzie popierający Trzaskowskiego uznaliby, że głosy były liczone przez pisowskich prokuratorów. W takim razie to sąd najwyższy powinien stać na straży uczciwego liczenia. Tak w zasadzie to mamy dokładnie taką samą sytuację jak w przypadku prokuratury. Jeśli wygra Nawrocki – to Manowska wybrała umoczonych sędziów, jeśli Trzaskowski, to sędziowie Iustiti. W takim razie jak zapewnić o uczciwości ponownego liczenia? Uczciwie to może i się da, ale nic to nie zmieni w kwestii wiary w tą uczciwość liczenia. Zawsze znajdą się podżegacze, którzy będą kolportować wątpliwości, co do wyniku. Giertych argumentuje, że przeliczenie kilkunastu komisji wskazało na błędy w pierwotnych wynikach.

 To prawda. Jednak były minister edukacji mówi to tak, jakby losowo wybrano komisje, a to przecież nie jest prawda. Mowa tu o komisjach wobec, których zgłoszono protesty wyborcze. Mając na uwadze ten kontekst, czy rzeczywiście jest to takie zadziwiające, że błędy się potwierdziły? To tak jakbym ja zgłosił, 20 samochodów, które parkują na zakazie, bo tam je widziałem. I na tej podstawie ktoś uznał, że większość kierowców parkuje na zakazie. Absurd, prawda? Wyniki ponownego liczenia tych kilkunastu komisji nie są podstawą do podważenia wyników całych wyborów. Zaś głośniejsze krzyczenie o tym, nie spowoduje, że ten postulat stanie się zasadny. Innym argumentem, jest spora liczba głosów nieważnych.

 No to wróćmy do czasu kampanii. Mamy do czynienia z kilkunastoma kandydatami. Najwięcej głosów otrzymali Nawrocki i Trzaskowski. Jednak nie możemy zapomnieć o wyborcach pozostałych kandydatów. Przecież dla części wyborców Brauna, czy Mentzena żaden z tych w drugiej turze nie są do zaakceptowania. 1 czerwca mogliśmy zobaczyć zdjęcia kart, w których wyborca oddaje głos nieważny. Dlaczego więc wzrost liczby takich kart jest w jakikolwiek kontrowersyjny? Ponieważ dopisanie krzyżyka przy drugim kandydacie jest łatwe. Owszem jest, ale jednocześnie jest niezwykle niebezpieczne. Przecież wystarczy, że inna osoba z komisji to zobaczy. To jest też powód, że podejrzenie o masowości takiego procederu jest mocno naciągane. Mimo wszystko, mamy dużą liczbę osób uważającą, że PiS sfałszował wybory.

 Przyjrzyjmy się tej możliwości. Wcześniej mowa była o niecałych 1500 komisjach, w których naukowiec wykrył anomalie. Dobrze, zmniejszmy tą liczbę do 500. Czyli to oznacza, przynajmniej 500 osób, które były gotowe zaryzykować wolność dla tego, aby wygrał Nawrocki. Minimalna liczba członków komisji wyborczej to 7. Czyli mamy 1 osobę, która w siedmioosobowej grupie będzie gotowa dokonać fałszerstwa. Teraz wyobraźcie sobie proces rekrutacji takiej osoby. Agent PiS kontaktuje się z kandydatem, namawia go, może przekupuje. I tak 500 przypadków, żadnej skuchy? Ponieważ wybierali fanatyków? Zastanówmy się, jak mocno człowiek musi być związany z partią, aby ryzykować więzienie na rzecz kandydata na prezydenta? Nie kupuję tego.

 No, ale czy liczba pomyłek, kontrowersji nie sugeruje fałszerstwa wyborczego? Jeśli byłbym na tyle przebiegły, aby zrekrutować kilkuset fałszerzy bez jednego przypadku, który by mi odmówił, to i fałszerstwa dokonałbym w sposób, który nie byłby tak łatwy do wykrycia. Nie oszukujmy się, dr Kontek jest politycznie zainteresowany zmianą zwycięzcy wyborów, stąd takie a nie inne działanie. Zaś politycy strony przegranej manipulują swoimi wyborcami, aby burza wokół wyniku była jak największa. To jest w ich interesie. Zaś prawda? Ona obchodzi jedynie naiwnych obserwatorów, nikogo więcej. Dzisiaj słyszymy, że izba, która ma uznać ważność wyborów nie jest sądem, a więc jej decyzja będzie nieważna. Komu ma to służyć? Bo od 13 grudnia 2023 roku, nic z tą izbą nie zrobiono. Ta sama izba ogłosiła ważność wyborów parlamentarnych i zdaje się, że do europarlamentu również.


Człowiek z własnym rozumem.

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (5)

Inne tematy w dziale Polityka