Wiecie, kochani moi, jakoś od reformy emerytalnej Premiera Buzka (chętnie bym ten tytuł i nazwisko pisał z małej litery...) nie mam żadnych złudzeń co do wysokosci swojej emerytury, choć zarabiam prawie tyle, ile bym sobie życzył. Ale na utrzymanie tabunu tych z "prawami nabytymi" (SB, policja, milicja, sąd, prokuratura, itd.) pewnie i tak nie starczy.
Nie mam czasu na bogate życie blogowe, co widac po częstotliwości i tematyce moich wpisów. Ale...
Dzis zawitał do mnie akwizytor. Sekretarka z założenia umówiła spotkanie, więc nie chciałem wyrzucać za drzwi gościa, który parędziesiąt km przejechał do mnie. Nie miałem czasu z nim rozmawiać tyle ile chciałby, ale ulotki wziąłem, żeby w wolnej chwili (na kiblu) przeczytać.
I mocno mnie rozbawiły. Bo gość chyba pracował na dwa fronty.
Roznosił materiały firmy EFG, które w swej streści reklamują zalety procentu składanego i zachęcają do odkładania na własne składki emerytalne (oj, nie były te materialy dla mnie przekonywujące, na wielka lipe wyglądają, choc wynikało z nich, że fortuna czeka, ale jakoś pachniało mi to niesławnym systemem argentyńskim i paroma innymni smrodami... - na salonie bardzo reklamuje EFG niejaka Ewa Pióro, która chyba ma związki z tą firmą handlową, jej pytajcie o szczegóły).
Ale jednocześnie gość zostawił mi ulotki rządowe albo (?) PO (?) reklamująca zalety przedłużenia wieku pracy przed emeryturą do 67 lat. A z tych materiaw wznika, że na ten procent składany nie ma co liczyć, bo jest w rachunkach zupełnie pomijany.
I kto tu (bardziej) kłamie? Ludzie Tuska czy ludzie "Argentyny"?
Komentarze