Szymon Sójka Szymon Sójka
14
BLOG

Marsz

Szymon Sójka Szymon Sójka Polityka Obserwuj notkę 3

Szliśmy wszyscy razem zgrupowani, przestraszeni i ściśnięci tak mocno aż się robiło nam wszystkim gorąco. Było piękne marcowe popołudnie a słońce świeciło nam prosto w twarze przez co było widać, że się boimy. Lecz ten strach, nie pozwalał też zatrzymać się. Nie mogliśmy już zrezygnować i wycofać.Zresztą tak na prawdę nikt też nie chciał się wycofywać. Po co? By żyć w ułudzie wolności? Lepiej jest żyć w niewoli oficjalnie. Wiedzieliśmy, że może marsz był dla nas równoznaczny ze skazaniem, że to się musi źle skończyć. Mimo tego chcieliśmy iść.

Wszyscy ludzie myślą, że jesteśmy chorzy, zboczeni, zacofani i ostatni z ostatnich. Nikomu z "nich" nie przyjdzie do głowy, że jest inaczej. Nawet niektórym z "nas" nie przychodzi. Szliśmy choć wiedzieliśmy, że nikogo nie przekonamy, szliśmy bo chcieliśmy pokazać, że się nie boimy, ale to była nieprawda i każdy z "nas" wiedział o tym doskonale. Tak na prawdę to wielu z "nas" marzyło o więzieniu a nawet o śmierci, wielu z "nas" chciało zakończyć już tą mękę, wielu po prostu zrobiło to by sie poddać. Czy ktoś zrobił to by pokazać jaki jest odważny? Czy może wierzył, że tym marszem coś zdziałamy? Na oba pytania odpowiedź brzmi - nie. Postanowiliśmy zostać ukarani. Po prostu iść, zasłużyć na karę i ją przyjąć godnie jak przystało na konserwatystów. Nikt jednak nie wiedział jak to będzie wyglądało.

Gdy szliśmy otoczyło nas wojsko. Zresztą zawsze tak jest na naszych pochodach - nie atakujemy nikogo, ale uzbrojone oddziały i tak nas pilnują, kontrolują każdy nasz ruch. Dowódcy z ze słuchawkami w uszach określają naszą pozycję i zachowanie. Snajperzy na dachach budynków celują w ludzi biorących udział w pochodzie niczym w terrorystów. A może my jesteśmy terrorystami?

Każdy z nas trzymał w ręku jakiś transparent. Na ogół powtarzały się trzy hasła "Bóg", "Wolność", "Sprawiedliwość". Nikt nie krzyczał bo nie wolno było. Szliśmy tak w milczeniu patrząc to na wozy pancerne, to na budynki czy latające nad nami helikoptery. Ich się nie baliśmy, jeszcze nigdy ich nie użyto. To tylko straszak psychologiczny i ciekawy punkt obserwacyjny. Nic więcej. Tak przynajmniej pocieszaliśmy się między sobą.

Każdy z nas myślał jak to się skończy, gdzie będziemy spać tej nocy, gdzie się obudzimy i czy będzie ktoś obok nas leżał. Doszliśmy do ostatniego zakrętu, już widzieliśmy koniec drogi, już wiedzieliśmy, że niedługo nas złapią i zaprowadzą do wiezień. "Już niedługo będzie po wszystkim" - myślałem. Lecz nagle z tłumu wybiegł jeden z "nas", pobiegł do przodu na około 10 metrów, podniósł transparent, który trzymał w ręce i krzyknął "Wolność!!!".

Kula rozszarpała mu pierś, chwilę później ruszyli się żołnierze i zaczęli do nas strzelać. Padaliśmy jeden po drugim. Każdy próbował chować się za śmietnikami, znakami, billboardami. Ja szczęśliwie schowałem się między śmietnikiem a budką z napojami. Obejrzałem się w stronę ulicy i widziałem jak wszyscy padają od strzałów. Nie oszczędzono nikogo. Kilka metrów ode mnie czołgała się postrzelona kobieta, czołgala się w moją stronę lecz po kilku sekundach seria z helikoptera przerwała jej mękę.

Po chwili strzały zaczęły milknąć, gdzieniegdzie świst dobijał kogoś leżącego. Nastała cisza. Zszokowany nie wiedziałem co robić. Wyprostowałem sie i wyszedłem z mej kryjówki - idąc nie zdawałem sobie sprawy z tego co robię, ale zdawało mi się, że robię dobrze, że postępuje godnie.

Po chwili padł strzał. Upadłem..."a ziemia zadrżała".

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (3)

Inne tematy w dziale Polityka