Witajcie!
Dzisiaj w zupełnie nowej formie, notka napisana kolektywnie. Kolektyw składa się z dwóch osób.
Mianowicie: Anna Jarecka i Szymon Sójka.
W ubiegły piątek wybraliśmy się razem do Tych na festiwal im. Ryśka Riedla. Chcieliśmy podzielić się wrażeniami z tegoż wydarzenia.
Podróż rozpoczęliśmy w Ostrowie Wielkopolskim - pięknym rodzinnym mieście Szymona.
Jak przystało na biednych studenciaków podróżowaliśmy autostopem razem z czwórką znajomych. Podzieliliśmy się oczywiście na pary i stanęliśmy w różnych punktach drogi . Naszym upragnionym celem były oczywiście Tychy - dzielnica Paprocany.
Musimy przyznać, ciekawe to doświadczenie.
Podróż nasza rozpoczęła się w dość specyficzny sposób. Stojąc na drodze wylotowej z Ostrowa w pobliżu zatoczki przeznaczonej dla autobusów czyli potencjalnego miejsca zatrzymania się naszych dobroczyńców, doczekaliśmy się odwiedzin bardzo miłych policjantów, którzy kontrolowali ruch pojazdów. Jak wiadomo zatoczka nie może być miejscem zatrzymywania się zwykłych aut dlatego, niezwykle miły i uprzejmy pan policjant, którego serdecznie pozdrawiamy z tego miejsca, dał nam radę byśmy szli dalej, bo przy nich nikt sie nie zatrzyma. Pewnie miał rację, dlatego skorzystaliśmy z tej rady czym prędzej.
Stanęliśmy w innym miejscu. I po pewnym czasie widzieliśmy mijające nas obie pary naszych znajomych. Pomachali nam na odjezdne z tirów, a nam się serce krajało. Ale my jako osoby wierzące pamiętaliśmy słowa Biblii "ostatni będą pierwszymi" o czym później :) Po około pół godziny oczekiwania od odjazdu naszych znajomych zatrzymał się sympatyczny facet (wiek ok 35-40). Niestety nie był zbyt skory do rozmów, aczkolwiek pozdrawiamy go serdecznie gdyż miło było!
Miejscem drugiego postoju było Kępno. W mieście tym (pięknym jak oko szatana) zatrzymał się nam bardzo miły, sympatyczny i rozmowny mężczyzna, który sam określił się jako "cwaniak z Częstochowy". Udzielił nam wielu rad jako były autostopowicz. Poradził na przykład byśmy nigdy nie starali się złapać okazji w Kędzierzynie Koźlu ani w Srocku (pod Częstochową) - bo nie złapiemy. Radę zapamiętaliśmy, w końcu mieliśmy do czynienia z autostopowiczem o niemałym i niebanalnym doświadczeniu. Poradził nam też, jak oszczędnie podróżować autobusami po Częstochowie. Pozdrawiamy go serdecznie, rady cały czas tkwią i tkwić będą w naszej pamięci. Cwaniaku z Częstochowy: Dziękujemy!
Kiedy byliśmy w Częstochowie odebraliśmy telefon od naszych znajomych. Jak sie okazało, obie pary dotarły, nie wiedzieć czemu...do Wrocławia. Czyli jakby powiedział tata jednego z autorów tego posta (domyślcie sie kto) "O wy Gamonie". Bo z Wrocławia jest równie daleko do Tych co z Ostrowa, tyle, że jak się okazało trudniej złapać stopa.
W tym miejscu jedna z par (ta najmajętniejsza) zrezygnowała i pojechała pociągiem. Burżuje jedne!!!!! Zdrajcy ;) !!!!!
W Częstochowie, bez większych problemów złapaliśmy okazję. Pan, który tu się nam zatrzymał był dziennikarzem jednej z najpopularniejszych w kraju komercyjnych stacji radiowych. Bardzo miły i inteligenty facet, bawił nas rozmową całą drogę. Okazało się, że też wcześniej sporo podróżował na sposób studencki - także poza granicami kraju. Opowiedział nam niezwykle zabawną historię, którą postanowiliśmy przytoczyć.
Nasz dobroczyńca swojego czasu podejmował sie opieki nad praktykującymi studentkami dziennikarstwa. Jak sie okazało, możliwym jest aby studentki dziennikarstwa nie wiedziały co oznacza skrót PAP oraz czymże ów PAP jest. Ale to jeszcze nie wszystko, albowiem zaskoczony ich poziomem wiedzy nasz miły kierowca zadał pracę domową. Miały znaleźć pięć agencji prasowych na świecie. Jak mówił jest to kwestia pięciu minut w internecie, pomijając fakt, że dziewczyny powinny to wiedzieć. Następnego dnia przyszły do niego mówiąc, że niestety, znalazły tylko trzy.(Uchowaj nas Panie Boże od takich "dziennikarzy", z wrogami sami damy sobie radę) Oczywiście dziewczyny znalazły PAP (och jakie twórcze :D), France Press oraz Reuters (broń Boże nie powiedziały "rojters" a "reuters"- czysto fonetycznie :) ). Od tej pory "rojters" dla nas nie istnieje, istnieje tylko "reuters" ;) Hahaha!! Niestety to wydarzenie zniechęciło naszego dziennikarza do podejmowania się opieki nad praktykantami. Co nas nie dziwi. Oczywiście pozdrawiamy pana dziennikarza serdecznie:)
W ten sposób byliśmy już w Katowicach, podczas gdy nasi znajomi ciągle we Wrocławiu. Z Katowic do Tych zawiózł nas milczący ociec rodziny ( wskazywały na to trzy foteliki dziecięce z tyłu samochodu).
Po upływie parunastu minut znaleźliśmy się w Tychach i niemożliwe stało się możliwym :). Victoria!!! Veni,vidi,vici da Vinci czy jakoś tak ;) Tam dotarliśmy już pieszo do Paprocan. Jak się okazało nasi znajomi byli ciągle w drodze - pociągowcy byli już w trakcie podróży - dotarli 2 godziny po naszym przyjeździe. A ostatnia para odważnie starała się dotrzeć autostopem. Po rozpakowaniu i wypiciu 2 piw zadzwonili do nas. "Hura!!! są w drodze" - myślimy. Na koniec rozmowy zapytaliśmy głupio - "dokąd jedziecie?". Usłyszeliśmy odpowiedź: "Kędzierzyn Koźle" i serce nam zamarło (rada "cwaniaka z Częstochowy"). Ale jakoś udało im się złapać w Kędzierzynie stopa i dotarli do Tych... po północy. O Gamonie!!! :D
CDN...
Inne tematy w dziale Kultura