Antycypacja negatywna to groźna broń, która w biegłych rękach może znosić z tronów królów i obalać rządy. Podawana stentorowym głosem kłamcy albo manierycznym a’la stara hrabinia, której wydaje się wiedzieć wszystko, tutaj pokłony (w dygu tyle groteskowym, co prześmiewczym) ślę Janinie Paradowskiej, mogą sugerować prawdę i tylko prawdę głoszoną przez jakichś jej, mniemanych depozytariuszy – ponownie chylę czoła przed panią Paradowską - kadrową prawd objawionych wyklutych z antycypacji niczym nie uprawnionej, zaprawionej jedynie złym chciejstwem „antycypatora” . Antycypacja taka może więc zwodzić, a naiwnych naiwnością człowieka uczciwego, wieść ku traktowanie jej jako prawdy pięknej i jedynej.
Jednak wszystko w nadmiarze, dotyczy to także antycypacji negatywnej, wszak o niej tutaj mówimy, obrócić się może na niekorzyść tego, co to antycypować w taki sposób próbuje, mało tego, „antycypator” ów staje się śmieszny żenującą śmiesznością pijanego clowna, na widok którego uśmiechamy się się, ale zaraz po tym z żenadą odwracamy wzrok.
Wzrok i słuch odwracałem dzisiaj od Dominiki Wielowieyskiej i całego jej TOK FMowkiego i gazeto wyborczego otoczenia. Trudno nie było być zażenowanym słuchając analiz, komentarzy i przewidywań tego środowiska, które pod płaszczykiem elokwentnego, dziennikarskiego gadulstwa niosły w sobie z trudno skrywaną nienawiść do zaprzysiężonego dzisiaj prezydenta Dudy. Każde słowo nowego prezydenta mielone było w młynach Gazety Wyborczej i wychodziło z nich splugawione, albo zarzutem braku fraternizacji z tymi co to polskość mieli za nienormalność, albo fraternizowaniem się właśnie ze, zdaniem środowiska GW, jakże anty nowoczesnym i ograniczającym wolność jednostki, biblijnym dekalogiem.
Owi dziennikarze przypominali jakichś zatwardziałych sekciarzy, takich politycznych Świadków Jehowy, co to wbrew oczywistym faktom i jednoznacznym przekazom, wykrzywiają prawdę, zmieniając przecinki, całe zdania, a nawet wersy całe, jeśli taka jest potrzeba chwili. Jednak owa hutnicza obróbka termiczna, mająca za zadanie zamienić złoto w humbug, przybrała taką formę i poziom, że przez mentalna odwyrtkę, zamieniła się w coś, co hutę najmniej przypominało, bardziej zdezelowany warsztacik machera od szemranej waty cukrowej, sprzedawanej po dysze od porcji, aby na końcu wyewoluować w ławkę w wiejskiej świetlicy, na której, niczym w „Konopielce” siedzi wiejski głupek, pierdzący w nią z lubością podczas kulminacji zebrania u sołtysa. Śmiejemy się więc, krótko, prawie boleśnie, aby po chwili ze wstydem odwrócić wzrok.
Sama Dominika Wielowieyska, jako przedstawicielka swojej klasy i opcji politycznej, oraz tych, co dźwigają kiszczakowo - wałęsowską Magdalenkę jak jakiś ateistyczny artefakt albo relikwię, jawi się jako skradające się do pańskiej łydki zombie, pragnące ukąsić i przemienić wzniosłą ideę w ideę michnikowską.
Inne tematy w dziale Polityka