Można nie znosić PiSu, ale jeśli dysponuje się normalna dozą zdrowego rozsądku i nie jest się cyklopem z zaklejonym jedynym okiem, to nie można nie dostrzec całkowitej aberracji obecnego rządu i braku elementarnych umiejętności, jak się to dzisiaj ładnie mówi, zarządzania kryzysem.
Niejasny i niespójny przekaz pani premier w sprawie emigrantów z Afryki, niosący treść z gatunku chciałabym i boje się oraz brak jednoznacznej propolskiej postawy, która zindoktrynowanej całkowicie pro unijnie Kopacz, kojarzy się z okazaniem nieposłuszeństwa przełożonemu, powoduje, że jedna część narodu ma w głowie mentlik, a druga odkrywa w sobie coraz większe pokłady niezadowolenia, żeby nie powiedzieć mocniej. Ponad to u tej drugiej części zaczyna rodzić się podejrzenie, że nawet u wychowanej przez bezobjawową patriotycznie Platformę, Kopacz aż takie oderwanie się od interesu własnego kraju i narodu, nie jest możliwe bez jakiegoś konkretnego, przyczynowo skutkowego powodu.
I znowu trzeba być ślepcem, aby nie dostrzec, że powód ten nazywa się Donald Tusk – mistrz nicnierobienia, sułtan niespełnionych obietnic przekuwanych na sukces i władca ciepłej wody w kranie, a finalnie słoneczny prezydent Europy. Tusk dla rozwiązania problemu emigrantów robi to samo, co premier Kopacz dla ochrony polskiej racji stanu, czyli dokładne nic. W tym momencie muszę bardzo przeprosić byłego Przewodniczącego Rady Europy Hermana Van Rompuya, którego miałem za bezbarwnego, fasadowego typa za grube pieniądze. Przy Tusku Van Rompuy jawi się Talleyrand przy zestrachanym Dyzmie. Owo europejskie nicnierobienie, podobnie jak w Polsce, Tusk próbuje przekuć na jakąś ideę, oryginalną zasadę, według której politycznie poprawna uległość wobec islamu i hołdowanie wypaczonej wolności za wszelka cenę dla obcych, choćby to miało oznaczać upadek naszej łacińskiej cywilizacji, ma być remedium na obecny kryzys.
Poniekąd rozumiem Tuska. Od początku związany z Angelą Merkel, a właściwie uwikłany w niejasne powiązania z panią kanclerz, która przez lata opiekowała się nim i pomagała przeistoczyć Polskę w twór państwo podobny, zawdzięcza jej niemal wszystko łącznie ze stanowiskiem przewodniczącego rady Europy. Ów Kaszub dla którego polskość to nienormalność, zawsze ciążył ku Niemcom i pod ich dyktando urządzał nam Polskę, w końcu zatracił się w tej ucieczce od polskiej nienormalności tak bardzo, że porzucił ją na rzecz Europy i europejskiego myślenia, oddając już całkowicie swoją duszę niemieckiemu żywiołowi. Tusk myśli po niemiecku i żyje niemieckimi ideałami, wie, że wszystko zawdzięcza Merkel, więc teraz odpłaca jej tak, jak ta by sobie tego życzyła.
I tu dochodzimy Do Ewy Kopacz, dla której Tusk jest tym czym dla Tuska Merkel. Kopacz została ulepiona przez Tuska i uzależniona od niego, tak jak we Władcy Pierścieni król upiorów od Saurona, a ten od Morgota. I to cała tajemnica. Kopacz nie istnieje bez Tuska, jak ten bez Angeli Merkel. Tajemnicą poliszynela jest to, że Ewa Kopacz nie podejmuje żadnej istotnej decyzji bez konsultacji z Donaldem Tuskiem i całkowitą naiwnością byłoby sądzenie, że nie dzieje się tak także w sprawie emigrantów.
Biorąc to wszystko pod uwagę musimy zadecydować, czy właśnie o takiego premiera, taki rząd i taką rządzącą partię nam chodzi. Czy tacy ludzie o mentalności łasych na malowaną władzę figurantów sterowanych przez zachód, a może i wschód, mają nami rządzić w tych ciężkich czasach?! Sądzę, że odpowiedź może być tylko jedna.
Inne tematy w dziale Polityka