W szczycie ubiegłorocznej paniki ogórkowej skrobnąłem notkę o tym jak w praktyce wygląda działanie najlepszych podobno pod słońcem norm dotyczących żywności wypracowanych w pocie czoła przez tysiące unijnych urzędników.
takiesobie.salon24.pl/312574,dzialanie-ue-w-praktyce-ogorki-tak
Dziś mamy powtórkę z rozrywki w postaci afery z solą na naszym, polskim podwórku. Przez parę lat przed akcesją do UE i potem z orgazmem w głosie politycy różnych maści oznajmiali nam ile to już prawa unijnego jak to się określa implementowaliśmy. Wszystko pochodzące ze światłej Brukseli było o niebo lepsze od zgrzebnej Polski i miało nam zapewniać wieczną szczęśliwość i dostatek oraz wszelakie bezpieczeństwo w tym w dziedzinie jakości żywności. Parlament pracował jak sieczkarnia byleby tylko przegłosować kolejną poprawkę do poprawki nowelizacji ustawy, która miała nas zbliżać do unijnego ideału. Tak więc jesteśmy już w unijnym raju a tu zonk. Co by nie powiedzieć sól jest produktem spożywczym i żywnościowym. Podlega więc podobno szczególnemu nadzorowi realizowanemu przez ileś tam inspekcji i urzędów. Tymczasem okazuje się, że ten nadzór realizowany wg wyśrubowanych norm i dyrektyw unijnych jest warty tyle ile papier, którego tony zadrukowano tymi dyrektywami. Grupa cwaniaków ominęła to wszystko w dziecinnie łatwy sposób. Zaraz ktoś mi krzyknie. Unijne normy są najlepsze tylko polskie kombinatorstwo wyszło na wierzch. Od razu z góry odpowiadam pierwszym z brzegu przykładem z jakże podobno praworządnych, karnych i stosujących od kilkudziesiętu lat prawo unijne Niemiec:
www.niemcy-online.pl/gospodarka/543-kurza-afera.html
Jak widać kit wciskany nam jakoby wszelaka szczęśliwość nas ogarnęła bo dbają o nas zastępy myślicieli od krzywizny ogórka z UE ma się tak do prawdy jak wiadomości Radia Erewań.
Inne tematy w dziale Polityka