Niby drobiazgi a ile znaczą.
Otóż frank_drebin zachorował na przełomie roku poprzedniego i tego. Został jako tako opatrzony na SZOrze (Szpitalny Oddział Ratunkowy). Badania mu zrobili. Wykluczyli to i owo. Zdiagnozowali to i owo. Potem nakazano udać się na wizytę kontrolną. Ponieważ choroba nie przelewki więc udałem się na wizytę kontrolną. Nie wdając się w szczegóły techniczne napiszę krótko. Przyjmował jeden lekarz. A pielęgniarki (trzy ich było) mu niby pomagające narobiły takiego burdelu źle informując pacjentów, że ustawiły się dwie kolejki właściwe równoprawne. Sytuacja zrobiła się jak ze skeczu kolejka Kabaretu Dudek. W takich chwilach nagle okazuje się, że człowiek posiada w sobie nieskończone pokłady artyzmu, umiejętniości menadżerskich, negocjacyjnych, tudzież zwykłego nazwijmy to ściemniania. Sytuacja była ostra. Tu nasza kolejka tam ichnia. Nieskromnie się wbiłem jak to się teraz modnie mówi do pielęgniarek z propozycją, że może by tak wyczytywały po nazwiskach. Mniej będzie nerwów. Ludzie sobie usiądą zamiast stać i się denerwować pod gabinetem. Pielęgniarki trzy ich było przypomnę zareagowały z oburzeniem na coś takiego. Więc wycofałem się z podkulonym ogonem. Bo jeszcze nie przyjmą. Tak, czy owak dzięki umiejętnościom powyżej opisanym nieznanym mi dotychczas jakoś udało mi się stawić się przed oblicze lekarza w miarę normalnym czasie. Ktoś w końcu musi kierować kolejką ;) Żeby nie było nie krzyczałem, nie biłem. Osoby starsze przepuszczałem. Jednak tak pokierowałem całym tym zamieszaniem, że mnie w końcu przyjęto. Lekarz mnie obejrzał, wypisał receptę. Ponieważ choroba ta taka rozciągnięta w czasie tak to opiszę wyznaczył kolejną wizytę za miesiąc. Po miesiącu się stawiłem. Tym razem nie było dwóch kolejek. Odczekałem trochę swojego czasu. Czytając "Planetę zła" Roberta Sheckleya polecam swoją drogą nie tylko Orwell pisał o manipulacji. Lekarz przyjął, zrobił swoje i kazał się umówić na kolejną wizytę. Umówiłem kolejną wizytę i szok.
Ta sama piguła, która dwa miesiące wcześniej była strasznie obrażona, że zaproponowałem żeby po nazwiskach wzywać pacjentów bo mniej będzie nerwów nagle umawia mnie na konkretną godzinę i dzień wizyty. Jak się na tę godzinę przychodzi mówi, że będą po nazwiskach wzywać. Czeka się w normalnych warunkach. Wiadomo lekarz nie może przewidzieć ile badanie trwa. Jednak wiadomo, że w okolicach czasowych około godziny będzie się przyjętym.
Czyli jednak można o ile się chce. Nie wiem kto te piguły w końcu ustawił do pionu. I nagle jedna ich jest a nie trzy.
Inne tematy w dziale Rozmaitości