Dzisiaj upływa któraś z rzędu rocznica powołania przez antenatów SLD, organizacji płatnych kolaborantów pod szyldem ORMO. Tym którzy nie kojarzą kto zacz wyjaśniam - byli to płatni szpicle MO. Zakamuflowany element represyjny mający za zadanie szpiclowanie i donoszenie "władzy ludowej" na najbliższe otoczenie. Trfiali tam ludzie których dzisiaj można okreslić jako element, którego nie chciano ani w UB czy SB, ani w MO. Jednym słowem wyrzutki, które za przysłowiowe ochłapy ze stołu nomenklatury PRL-owskiej, gotowe były na każde świnstwo. Gdzie dziś chowa się ten kilkudziesięćnotysięczny aktyw? Czyim jest elektoratem i czyim elektoratem są ich dzieci i wnuki? Gdzie pracują i jakie zajmują stanowiska, a koniec końców, jaki ma to wpływ na to czym w chwili obecnej jest polskie społeczenstwo?
Takie i inne pytania nasuneły mi się po wysłuchaniu w tym samym czasie dwóch wiadomości. Tej o ORMO i tej o premierze filmu mającego upamiętnić wydarzenia z 1970 roku.
Po jaką cholerę się nd tym zastanawiam? Otóż zastanawiam się dlatego bo dręczy mie od dłuższego czasu pytanie. Jak jest możliwe egzystowanie (i to dobre) w naszej polityce, gospodarce i szeroko rozumianej kulturze, tylu osobników, którzy w zdrowym społeczeństwie mogliby być co najwyżej, bywalcami kryminału lub podrzędnej speluny.
Co to ma wspólnego z filmem? A no ma i to bardzo wiele. Dokad bowiem nie zrobimy porządku z osobnikami tego pokroju i systemem umożliwiającym im robienie karier, to na nic się zda pokazywanie młodym filmów o etosie .Rzeczywistość tak się ma do etosu jak pięść do nosa. Gdzie nie poskrobierz tam jak nie Ub-ek to SB -ek lub ORMO - wiec i jego progenitura.
Inne tematy w dziale Polityka