ZAMIAST MENDELSONA
Gdy lipiec brzęczał miodnie w lipach,
Patrzyła w niebo weselne prasując szmatki;
Ty miałeś z nią pląsać w wiolinach,
A ona motylem miała być z rabatki.
Dziś w witrażu nieba posępna jesień,
A nad rzeką wybrzmiewa cierpienie w basach.
Od kapeli srok nie Mendelsona niesie,
Łza wsiąka w szmatki - na złą nutkę w lasach.
Spakowano dwadzieścia lat w toboły.
Worek na śmieci zaciska żółta pętla.
Złoto jesieni obwija na palec goły.
Skok na drugi brzeg? czy ktoś zarzucił wędkę...
Żart to był? Worki do zsypu turlają się nieprzytomnie.
Inne tematy w dziale Kultura