WIDZIEĆ OCZAMI DZIECI
Wróciłam z nietypowego otwarcia wystawy Moniki Michalczewskiej, w Galerii W-Z w Warszawie.
Był to wernisaż bez uroczystych przemówień, bez lampki wina, bez udziału mediów, bez towarzyszących występów artystycznych, które uświetniają tego typu imprezy.
I nie był to wernisaż z cyklu: oficjalne rozpoczęcie dostępu publiczności do sztuki.
Dolny korytarz przy schodach ruchomych trasy W-Z , gdzie mieści się galeria – nie może mieć takiego charakteru.
W tej galerii nawet instalacja obrazów jest na oczach przechodniów, co powoduje różnego rodzaju perturbacje. Właśnie skradziono Artystce trzy obrazy podczas montowania wystawy. Malarka nawet zatytułowała wystawę: czy widziałeś moje obrazy.
To towarzyskie wydarzenie, w którym uczestniczyłam, nie było też pompatycznym spotkaniem środowiska malarzy i ich przyjaciół.
Ot! spotkała się grupa znajomych i zatrzymała się w przejściu dla pieszych.
Jak na sobotnie, ciepłe popołudnie przystało, tłum ludzi przemieszczał się ruchomymi schodami z trasy W-Z na Plac Zamkowy i odwrotnie. Chodziłam za przechodniami i obserwowałam, czy ktoś zatrzyma się przed obrazem, czy zerknie, czy będzie kontemplował.
Autorka w swojej skromności nie zaatakowała przechodnia reklamami, ulotkami informującymi o wystawie. Głównym bohaterem miały być obrazy i ich kolory. Gra kolorów.
Wyróżnikiem twórczości Moniki Michalczewskiej nie jest sztuka ludowa i nie eksplorowanie struktur różnorodnych materiałów, komponowanie wariacji czy chęć eksperymentowania jakimś tworzywem – ale kolory. Powiedziałabym jest to sztuka medytacyjna, wyciszająca, skupiająca.
Zadawałam sobie pytanie: - jak w takiej rozdrganej przestrzeni pieszego przejścia w tunelu, mogą oddziaływać subtelne, delikatne obrazy, bowiem na zaprezentowanej ekspozycji, inspiracją malarki są po prostu kwiaty. Wyobraźnia i fantazja artystki wprowadziła nas do wnętrza kwiatów, w ich serca.
Gama kolorów, motywy kwiatowe afirmują pozytywne odczucia – co też się stało na tym niepozornym wernisażu. Podsłuchując przechodniów, obserwując ich reakcję zostałam świadkiem dialogu matki z dzieckiem.
- Mamo jakie piękne motyle – woła dziewczynka /może miała 7- 8 lat/.
- To nie są motyle Kasiu, a kwiaty – powiedziała matka i pociągnęła rękę córki, jakby była zła że ją wstrzymuje.
- Już ci kiedyś mówiłam mamo, że kwiaty to motyle które zostały z nami na zawsze.
Ps.
Już północ minęła. Życzę Państwu błogosławionej niedzieli.
Inne tematy w dziale Kultura