SOKOLNIKI
Mlaska jęzorem fal,
Wyłuskuje ziarno po ziarnie,
By z szybkością światła wyrwać kęs ziemi,
I z błogiego plusku –
W ryczące skłębić się bałwany.
Już niesie na grzbiecie cegłę z budowy,
Wyrwaną jabłoń i puszkę piwa.
Do obór podpływa –
Już cichnie trzoda pod wodą.
Nasycona bestia,
W senne rozpływa się zakola,
Przenika przez drzwi, przez obraz św. Antoniego.
A po niebie śmiga przerażony ptak.
Wodny zabójca czuwa, opływa dom.
Syczy głębinowy gad
Bulgocze jęzorem fal.
x
Ludzie na dachach siedzą przyczepieni do kominów.
Ulicami Sokolnik i Wilkowa gondolierzy płyną.
Skąd ten hufiec w hiobowy czas?
Czy trębacz tu zatrąbi, czy dorożka tędy przemknie?
Nim rozlegną się tu pieśni i stukot obcasów o bruk – woda.
Nad wodą dachy jak strachy na wróble łopoczą białymi flagami.
x
Oni na dachach zostaną –
Po ich pokojach przepływa lęk.
A w ich poduszkach
Pluszcze tajemnie wodne monstrum.
Młyńskim kołem obraca ich świat
I wyżyma myśli ze spokoju.
Lecz z pamięci nie odpłynie śmierdząca maź.
Sady cuchną owocami.
Oni nie zapomną wodnych szponów
I zakrzywionych dziobów fal.
Szuflada /2010
Inne tematy w dziale Kultura