Z archiwum
ZAPALAM ŚWIATEŁKO PAMIĘCI
Szok, nie wierzymy, dzwonimy, włączamy radia, telewizory.
Zginął Prezydent Najjaśniejszej Rzeczpospolitej.
Zginęła elita państwa!
Dzwonią: kto wie, kto leciał? Ustalają listę: 55 osób czy 96?
A może… ktoś żyje? Boże! nie możliwe… żart? Lecieli w pancernej Tutce…
Trzaski, huki nad lasem smoleńskim. W telewizorze obraz: milion kawałków Tutki w błocie rosyjskim.
Płaczę ja i płaczesz ty. Płacze Ojczyzna. Idziemy pod Pałac Prezydencki.
Tam płoną już znicze, z kwiatów rośniej stos. Z godziny na minutę zapach kwiatów i światło zniczy powiększa przestrzeń. Cofamy się, jest ciasno. Przyjeżdżają z Mokotowa, z Woli, z Pruszkowa.
Jeszcze słońce nie zaszło pamiętnego, Chrystusowego dnia.
Jadą pociągi z Białegostoku, z Gdańska. A Wrocław, Kraków i Łódź są już na Nowym Świecie.
Rozerwana tama żalu zalewa uliczki wokół Pałacu Prezydenckiego.
Potokiem płynie narodowy płacz.
Jeden dzień… czwarty, piąty i twoje łzy łączą się z cudzymi. To nie histeria.
Jeszcze słońce nie zaszło pamiętnego, Chrystusowego dnia.
W telewizorze przebudzenie czy gorzkie żale, Prezydent Kaczyński już nie jest kartoflem. Widzimy dostojną parę prezydencką, wtuloną w ciebie na plaży o zachodzie słońca, Boże! jacy oni zakochani, naturalni, nasi.
Ludzie stoją w kolejce, a ona wije się wzdłuż Krakowskiego Przedmieścia, zakręca, rozszerza, wydłuża się i znów zakręca by dopełzać do trumien, by schylić głowę, uklęknąć przed majestatem śp. Pary Prezydenckiej.
Oszukali nas, mamili Jezu! Co oni zrobili Lechowi? Pytania, pytania, pytania.
Pomruk oburzenia rozpływa się od Bałtyku po szczyt Giewontu. Grona gniewu opadają ze zmęczonych powiek.
Tego dnia słońce zaszło w kolorze fioletu.
Inne tematy w dziale Kultura