zamykał podwórze od północnego zachodu. Z lewej strony rozciągał się niski płotek z furtką zamykaną na haczyk. Płotek chronił przylegający do domu ogródek przed kurami.
Ogródek był zapewne pomyślany jako ogród kwiatowy, ale z powodu cienia, który rzucał szeroko rozrosły dwupienny orzech, kwiaty dawno wyginęły, a spłachetek ziemi używany był na inspekty gdzie wczesną wiosną nim orzech się pokrył liśćmi, wysadzano rozsadę pomidorów i kapusty.
W cieniu orzecha stał prosty stół z desek opartych na wkopanych w ziemię słupkach i dwie równie proste ławy. Tam spożywano latem posiłki, tam wieczorem w świetle naftowej latarni zawieszonej na gałęzi kończono pracowity dzień na pogwarkach.
Dom był jak na ówczesne zwyczaje okazały. Zbudowany był z sosnowych belek kładzionych na zrąb i łączonych dębowymi kołkami, z zewnątrz oszalowany i pomalowany na brązowo. Okna na noc zamykano okiennicami.
Z obszernej sieni było wejście schodami na strych. Stały tam nieużywane już sprzęty gospodarskie, kołowrotek, stągwie, październica do czesania lnu, dziadkowa sukmana, kołyska, worki z suszonymi owocami i grochem. Walały się kwity jeszcze z okupacji za dostawy zboża, za które płacono litrem nafty lub pół litrem wódki.
Pod schodami na strych było zejście do piwnicy w której stały skrzynie na zimowe jabłka, kapustę i kartofle.
Na wprost wejścia z dworu przez sień była komora z pętami kiełbas, z półkami, na których stały butelki z sokiem malinowym i wiśniowym i domowe przetwory. Na gwoździach wbitych w ściany wisiały suszone sery.
Drzwi na lewo prowadziły do pomieszczeń mieszkalnych. Najpierw była kuchnia. Nic szczególnego - stół, krzesła, drewniana ława przy piecu i czerwona ława do spania rozciągana na noc. W kącie stał pomalowany na czerwono kredens z przeszkloną górą i rzędami kieliszków różnych rozmiarów i przeznaczenia.
W kuchni koncentrowało się życie codzienne od jesieni po wiosnę, tam szatkowano kapustę do wielkiej beczki, którą potem toczono z wysiłkiem do stodoły, łuskano groch, przędzono len a nawet którejś zimy pędzono bimber. Z długiej rurki, zakończonej kranikiem kapał po kropli płyn o słodko-mdłym zapachu, a zaproszeni eksperci podstawiali musztardówki i degustowali rezultat.
Wolałem ciemny i chłodny pokój babci. Dominowała w nim wielka, dwudrzwiowa szafa na ubrania, z gzymsem, rzeźbionymi kolumienkami, z liśćmi akantu wijącymi się po drzwiach. Pośrodku pokoju stał czarny stół nakrywany białym, koronkowym obrusem. Na stole krucyfiks z zawieszonym na nim różańcem, dwie doniczki z blado-różowymi pelargoniami i leżała książeczka do nabożeństwa.
Na ścianie wisiał wahadłowy zegar, wybijający ponuro godziny. Na wahadle wysztancowana była data - 1919.
W oknach stały doniczki z pelargoniami, ulubionymi kwiatami babci. Dla ozdoby doniczki owijane były w marszczony, biały papier krepowy. U góry wisiały papierowe, bibułkowe zasłonki, wycinane przez babcię w wymyślne wzory.
Co tydzień podłogę w kuchni szorowano ryżową szczotką, aż nabrała białości.
Raz do roku, wiosną, odbywały się wielkie porządki. Pomniejsze meble wynoszono na dwór a ściany omiatano z pajęczyn i bielono pędzlami ze słomy z prosa, maczanymi w wiadrze z roztworem wapna, lekko barwionego na niebiesko farbką do prania kupowaną w wiejskim sklepiku. Podłogę w pokoju malowano olejną farbą, a dopóki nie wyschła dzieci wypędzano do spania na kończynę w stodole.
Tam dzieckiem zasypiałem ukołysany stukaniem wahadła i wybudzany sprężającym się ochryple do wybicia godziny mechanizmem zegara. Na ścianach malowały się groźne cienie, w których tuż przed zaśnięciem można było się dopatrzeć smoków, diabłów i pomniejszych strachów.
Jeszcze dochodził szmer toczonych w kuchni rozmów, dobiegały strzępki słow aż wreszcie dom pogrążał się w nocy.
Modlił się pod figurą a miał diabła za skórą
Inne tematy w dziale Rozmaitości