Starosta Melsztyński Starosta Melsztyński
68
BLOG

Na kogo nie zagłosuję w wyborach prezydenckich?

Starosta Melsztyński Starosta Melsztyński Polityka Obserwuj notkę 52

Tak się złożyło, że mogłem z bliska obserwować oficjalny start kampanii wyborczej w kwietniu 1989.

Och, wiem, były to wybory niegodne, kampania wyborcza poszczególnych kandydatów polegała na wspólnym zdjęciu z Lechem Wałęsą. Kim zaś jest LW tutejszej publiczności nie trzeba wyjaśniać - jeśli jest kto gorszy od Wojciecha Jaruzelskiego, to jest nim właśnie LW.

Wybory wyłoniły sejm kontraktowy Sejm kontraktowy, kunktatorski, ostrożny, powolny i kompromisowy.

Nie było rewolucyjnego przejmowania władzy, nie było spektakularnych erupcji przemocy i krwawych rozliczeń, czego do dziś nie mogą przeboleć opozycjoniści późnej godziny, którzy na pewną ostrożną odwagę zdobyli się po - bo ja wiem? - sierpniu lub wrześniu 89? Wyobrażają sobie widać, że nic pewniej nie zmyłoby z ich dusz tchórzostwa niż zanurzenie dłoni we krwi.

Ale ja nie o tym - elita Polski niezależnej robiła sobie zdjęcia przed stocznią z Lechem Wałęsą, do każdego celebryty można było podejść z bliska i dotknąć, wokół kłębiły się ekipy telewizyjne, dziennikarze i fotoreporterzy - choć przyznaję, w ilościach skromniejszych niż gdy Doda udziela audiencji, z magmy zdarzeń niepewnych tworzyła się spiżowa historia - bo tak właśnie upadał System. Polska zdzierała z siebie błonę podłości w atmosferze pikniku i beztroski bardziej niż karnawału.

W tych dniach wielkiej nadziei musiałem zadać sobie pewne pytanie i szczerze na nie odpowiedzieć.

W pierwszym porywie wydało mi się oczywiste, że  będę głosował w tych najważniejszych wyborach lat powojennych, przecież podobnie jak większość społeczeństwa chciałem odsunięcia komunistów od władzy. Już, już wybierałem się do konsulatu by odnowić paszport i dokonać stosownych formalności. Czas naglił - a ja z nieświadomych dla mnie przyczyn jednak zwlekałem. I wreszcie zrozumiałem - owszem, z Polską łączy mnie gorący sentyment - ale nie codzienność. W nowym kraju miałem obowiązki obywatelskie, bo tutaj mieszkałem. Tych obowiązków nie miałem w Polsce.

Nie wziąłem więc udziału w żadnych wyborach po 89 roku. Nie wezmę i w obecnych - co by kibice politycznie obu stron nie wykrzykiwali - zupełnie ordynaryjnych i wcale nie przełomowych. Bo przełomowe były wybory 1989.

Dziwię się też emigrantom od dawna nie planujących powrotu do Polski, że w wyborach udział czynny biorą.

Albowiem - nie płacę w Polsce podatków, ani tam nie mieszkam. Nie mam więc prawa narzucać Polakom miłych mi decyzji politycznych, jeśli nie ponoszę ich konsekwencji.

Nie wolno mi przedkładać budowy autostrad nad budowę kościołów lub odwrotnie, jeśli to nie ja płacę i ponoszę skutki. Nie wolno mi wybierać kandydata, który prowadzić będzie politykę zagraniczną koncyliacyjną lub konfrontacyjną - bo nie mnie dotkną tej polityki rezultaty.

Owszem, mam swoje sympatie polityczne. Polityczne, nie partyjne, i nigdy tak wyraziste i dosadne jak u większości uczestników S24.

Mam przekonania i doświadczenia, którymi czasami chciałbym się podzielić - choć, gdy słucham tutejszego jazgotu i przyglądam się nieprzystojnym nawalankom odchodzi mnie ochota - bo niby komu mam je przekazywać?

Więc nie zagłosuję na Jarosława Kaczyńskiego, ani na Bronisława Komorowskiego, nie dostanie mojego głosu Grzegorz Napieralski niw Władysław Pawlak. Nie będzie miał mojego poparcia egzotyczny i mimowolnie zabawny plankton polityczny.

I tylko tyle.

spacer 2

 

Patriotyzm jest ostatnim schronieniem szubrawców. Samuel Johnson    

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (52)

Inne tematy w dziale Polityka