Wpis miał się nazywać Moje spotkania z chrześcijanami, ale intro rozrosło się w trakcie pisania.
...ale nim zacząłem pracę w Arcybiskupstwie spędziłem trzy pracowite letnie miesiące na szwedzkiej wsi, w idyllicznych otoczeniach południowej Szwecjie, niedaleko rodzinnych okolic Astrid Lindgren, w pobliżu miasteczka Lyckeby (Szczęsliwa wieś) jak wyjętego z jej opowieści, i wojewódzkiego miasta Karlskrona, jednego z głównych portów szwedzkiej marynarki wojennej. Jeśli powiem, że i Karlskrona ze swoimi 30 000 mieszkańców też wyglądała jak letnia idylla z powieście Astrid Lindgren, to się powtórzę?
No więc najbardziej idyllicznie wyglądało miejsce moich zajęć, dwór Augerums Gård, składający się z trzech części, dwuskrzydłowego, drewnianego, piętrowego budynku reprezentacyjnego - bo ja wiem, coś w skali pośredniej między polskim rozłożystym dworem szlacheckim a Wilanowem, z budynków gospodarczych, w których rezydował ówczesny gospodarz majątku (około tysiąca hektarów pól i lasów), wreszcie położonego w lekkim oddaleniu osiedla domków służby, pracowników i dzierżawców. Jeden z tych domków został wyrychtowany na mój pobyt, a ja miałem okazję zastanawiać się nad celowym niszczeniem polskiej,wiejskiej architektury drewnianej i nad pieczołowitym zachowaniem takiejże architektury w Szwecji.
Budynek główny przestał pełnić funkcję mieszkalną gdzieś pod koniec XIX i od tej pory służył rodzinie spadkobierców, na co dzień mieszkającej i działającej w Sztokholmie jako z rzadka odwiedzany domek letniskowy - od mniej więcej największego szwedzkiego święta Midsommar po sierpniowe święto połowu raków. Zjeżdżali wraz z zaproszonymi gośćmi na kilka dni przedłużonego weekendu i znów dwór zostawał w moim wyłącznym posiadaniu.
Zwiedzałem więc pozostawiony w stanie właściwie nienaruszonym budynek (nieco nowoczesności wprowadziła elektryczność i kuchnia), ze sprzętami pochodzącymi z okresu świetności, gdy był siedzibą jednego ze szwedzkich kanclerzy, przedstawiciela warstw oświeconych i nowoczesnych, zwolennika nowoczesnych rozwiązań prawnych i wolnego handlu. Stoły, krzesła, szafy biblioteczne, umeblowanie dziecinnych pokoi na piętrze, obrazy, nawet tapety i tekstylia, ba, nawet drobniejsze sprzęty kuchenne, miska i dzban do mycia w łazience, miały po sto lat.
Szafy biblioteczne, z nienaruszoną, a często, jak się okazało nieczytaną zawartością od razu przyciągnęły moją uwagę. Z tymi ciężkimi obowiązkami, to nieco przesadziłem, miałem mnóstwo czasu wolnego, który poświęciłem na studiowanie księgozbioru kanclerza. Oczywiście, duża część księgozbioru odzwierciedlała jego zawodowe zainteresowania - a był zwolennikiem wolności religijnej, równych praw majątkowych kobiet i dysponowania przez kobiety zamężne zarobkiem z pracy, równych praw dziedziczenia dla nieślubnych zstępnych, przeciwnikiem kary śmierci.
Ale znalazłem tam powieści Edwarda Bulwera-Lyttona, twórcy nieśmiertelnego cytatu It was a dark and stormy night.Mimo że żona kanclerza była Angielką, to powieści Bulwera-Lyttona, wówczas stawiane za wzór szlachetnej prozy wyraźnie ją (jak i mnie) nudziły, bo chociaż oprawione w skórę i ustawione na poczesnym miejscu biblioteki prywatnej, to jedynie pierwsze kartki były rozcięte. Na strychu zaś, za rzędami literatury prawniczej znalazłem upchnięte, nieoprawione, zaczytane na śmierć groszowe powieścidła. przy których Trędowata jest quality literature. Jedną z nich pamiętam, historia Żyda, który pod wpływem córki nawraca się na chrześcijaństwo.
Towarzystwo kanclerza von Kocha stanowiły postacie z samego świecznika intelektualnego owych czasów. Był pod wielkim wpływem, przynajmniej oficjalnie, intelektualnego giganta i jednego z twórców nowoczesnej szwedzkiej samoidentyfikacj Erika Gustafa Geijera. NIc dziwnego, zdążył w ciągu swojego intensywnego życia być romantykiem, konserwatystą, by umrzeć liberałem.
Mimo duchowego pokrewieństwa z Geijerem kanclerz nie stronił od romantyczno-nacjonalistycznych jego głównego przeciwnika w rozumieniu historii, bardzo swojego czasu popularnych dyrdymałek Andersa Fryxella.
Ba, znalazłem tam nawet prawdziwe rarytasy. Jednym z nich była Atlantyda (Atland eller Manheim) Olofa Rudbecka starszego, moim zdaniem wzorowanej na arcysarmackim koncepcie Wojciecha Dębołęckiego i jego Wywodzie jedynowłasnego państwa Świata. Podobieństwa są zbyt narzucające się, by mogły być dziełem przypadku. Tyle że Olof Rudbeck, co prawda swoim dziełem ukształtował obraz własny Szwedów na kilka pokoleń, nim zostało ono poddane druzgocącej krytyce, ale był również odkrywcą układu limfatycznego, gdy tymczasem Wojciech Dębołęcki pozostał tylko śmiesznym przypisem w polskiej historii intelektualnej, obok innego księdza, Benedykta Chmielowskiego. Tyle erudycji i wysiłku na nic.
Drugim był Hercules ojca poezji szwedzkiej, Georga Stiernhielma, i o ile starą poezję polską da się czytać z przyjemnością, a Kochanowskim można się do woli rozkoszować, to utwór Stiernhielma jest niestrawny od początku do końca, nie mówiąc już o tym, że da się tylko czytać w tłumaczeniu na współczesny szwedzki.
Nawet Lycksalighetens öAtterboma, czołowe dzieło szwedzkiego romantyzmu próbowałem czytać, z marnym powodzeniem. Na tyle jednak się niedokończona lektura przydała, że mogłem przy jakiejś okazji nawiązać rozmowę z prapraprawnukiem, Danielem Atterbomem.
Do kręgu przyjaciół należała również jedna z pionierek feminizmu, pisarka i dziennikarka Fredrika Bremer. Jej książki z osobistymi dedykacjami zajmowały szczególnie wyeksponowane miejsce, a i poglądy kanclerza ukształtowały się zapewne pod wpływem kontaktów z jej kręgiem. Powiedzmy sobie szczerze, całe zło związane z gender, głupawymi ideami o wolności majątkowej niezamężnych kobiet, kształceniem dziewcząt i temu podobne bzdury zaczęło się od Fredriki Bremer.
I tak, przegryzając się przez stuletni, zakonserwowany w stanie nienaruszonym księgozbiór poczułem się gotów do penetracji współczesnej Szwecji. Z całkiem niezłym rezultatem.
A jesienią tego roku rozpocząłem pracę w Arcybiskupstwie. Tam też była bogato wyposażona biblioteka.
Ale o tym moim doświadczeniu i o spotkaniach z chrześcijanami będzie albo i nie będzie w następnym odcinku.
Inne tematy w dziale Kultura