Z godką śląską spotkałem się dosyć wcześnie. Ja mieszkałem w Bielsku, gdzie się mówiło ekstra po polsku, ale miałem kuzynów z Tychów i oni jechali godką jak trzeba.
Wtedy traktowaliśmy kuzynów jak dzieci szczególnej troski. Jak Gienek był u nas na wakacjach, to moja Mama próbowała go uczyć polszczyzny, ale trud był daremny.
Drugie spotkanie to studia w Katowicach. Miałem na roku kolegów z Chorzowa i Bytomia i to było coś! Ci goście, jak chcieli, to tak godali, że nic nie rozumiałem.
To byli jednak spoko goście i zrobili mi kurs godki. Się nauczyłem i egzamin zdałem. Wiem co to jest np. uberiba, a nawet i knola. Potrafię powiedzieć na jednym wydechu: sznajder swarc angezach hantJ
Trzecie spotkanie to moja Żona.
Wżeniłem się w osiedle górnicze. Umy teściowej żałowały durnego zięcia, co to na grubie nie robi. Byłem tam dziwolągiem, ale jakoś mnie zaakceptowali.
Tam były określone autorytety. Pan Krzemień potrafił wszystko naprawić i to jest fakt. Pomógł mi przy malowaniu mieszkania, bo potrafił idealnie rozmieszać farbę z klejem, no i ławkowcem operował niesamowicie.
Intelektualista, to był Pan Janulek. Postać niesamowita proszę państwa. Pan Janulek coś tam na grubie robił, ale zasadniczo to zegarki naprawiał i grał w szachy.
To granie w szachy to jest mało. Pan Janulek ogrywał koncertowo każdego. Ja też z Panem Janulkiem grywałem i ogrywał mnie okrutnie. Porażki pozwalała mi znieść tylko wiśniówka, którą ten dżentelmen mnie częstował.
Tu się chciałem pochwalić, bo kiedyś Panu Janulkowi dałem mata – z książki Pani Litmanowicz ukradłem mata Legala.
Wracajmy jednak do Śląska. Tego mojego Śląska już nie ma. Umy już na ławeczkach nie siedzą. Starzyki już w szachy nie grają. Nie ma już Pana Krzemienia, który wszystko potrafi naprawić. Nie ma już Pana Janulka, który tak świetnie grał w szachy.
Teraz Ślązacy mają Gorzelika. Czy to dobrze?
Inne tematy w dziale Rozmaitości