Zanim przejdę do uzasadniania tytułu notki, to wspomnę tylko o innym ukochanym dziecięciu lewicy, czyli Żydach i państwie Izrael. Przez wiele lat lewica kochała to państwo, które jest państwem wyznaniowym, stosującym segregację rasową, mordującym przeciwników w sposób tak bezwzględny jak i widowiskowy i co? Kochali lewicowcy ten kraj jak nikt. Nawet im nie przeszkadzało, że Izrael jest wspierany przez globalnego policjanta, czyli USA.
Teraz im się jakoś odmieniło i zaczęli dostrzegać Palestyńczyków. Czym to jest spowodowane? Pewnie ilością Arabów w szeregach tej orientacji.
No dobra, wstęp był nieco długi, ale to tak dla Pani Kasi Pyzol było;)
Zacznijmy omawianie miłości lewicy do Rosji i Putina.
Tzw. stara lewica nie widzi tego, że:
- Rosja jest państwem szowinistycznym, czego najlepszym przykładem jest wielkie poparcie dla aneksji Krymu. To nie jest jakimś tam nacjonalizm prezentowany przez kiboli. To jest twarda agresja i aneksja części państwa, którego nienaruszalność terytorialną Rosja gwarantowała.
- Rosja jest państwem oligarchicznym, gdzie kilkudziesięciu oligarchów ma miliardy, ich przydupasy miliony, a szary człowiek cebulę i bimber.
- W Rosji robotnik jest nikim, a oligarcha bogiem.
- Demokracja jest fasadowa, a przeciwników politycznych się morduje.
- itd.
Najlepsza jest tzw. nowa lewica, która kocha Rosję i Putina:
- W Rosji pedałów i lesbijki Kozacy przeganiają nahajkami, a jak który/która podskoczy to pozna smak łagru. Rosja jest krajem LBG free.
- Kobity nie mają żadnych parytetów i są traktowane laniem w buzię.
- Parada równości jest nie do pomyślenia.
- Transwestyci też są uważani za dziwolągi.
No i mimo to lewica kocha Rosję i Putina.
Jeśli są jakieś przymiarki do sankcji, to w pierwszym szeregu protestujących jest lewica całej Europy.
Czemu to tak? Czy to nie jest dziwne?