Nawet mi się nie chce wnikać w zawiłości wieku emerytalnego i przepisów dotyczących emerytur.
Kiedyś to dosyć sensownie opisał Kolega Barbie.
Sprawa jest prosta. Pracujący w Polsce finansują emerytury tych, którzy już nie pracują. Jeśli składki na ZUS z wydatkami na emerytury się nie bilansują, to do ZUS dokłada się z podatków VAT, CIT i PIT lub zaciąga się dług.
No i właściwie mógłbym zakończyć notkę, ale …
No dołożę jeszcze kilka zdań:)
Taki system działa i się bilansuje, gdy:
- jest niskie bezrobocie, czyli ten, kto jest normalny ma szansę na znalezienie pracy (zwróćcie Państwo uwagę na zachwyty reżimowych mediów opowiadających o bezrobociu zbliżającym się do 10%, jako sukces:) Tu ryknę, 10% ludzi nie odprowadza składki na ZUS!!!
- jest powszechny. To znaczy, że każdy płaci składkę i nie ma cudów w postaci umów śmieciowych (te grosze robią miliardy) i optymalizacji podatkowej ludzi zarabiających ogromne pieniądze,
- przy powyższych zastrzeżeniach, baza podatkowa musi być przynajmniej stała, a nie tragicznie zubożona przez ucieczkę 3 000 000 (to trzy miliony) zagranicę z perspektywą ucieczki kolejnych setek tysięcy.
Oczywiście można by pisać dużo i zawile, ale sprawa jest prosta. Te pisma z ZUS, co to nam pokazują kapitał początkowy i hipotetyczną emeryturę można wywalać do śmieci.
Jeśli Polska ruszy z kopyta,a bezrobocie spadnie to poziomu czeskiego, czyli ok. 6% lub niżej jak w USA. Jeśli płace wzrosną do poziomu europejskiego i Polacy przestaną z Polski masowo uciekać, to wtedy możemy liczyć na jakieś emerytury.
Jeśli tak się niestanie, to podwyższanie wieku emerytalnego do lat stu, podwyższanie podatków bezpośrednich i pośrednich nic nie da. Człowieka w wieku starszym czekać będzie tylko szperanie po śmietnikach, a jak bieda przyciśnie całkiem to recepta Niesiołowskiego, czyli wygryzanie szczawiu z nasypów kolejowych i mirabelki (no, ale to tylko do zimy).