Teologia Polityczna Teologia Polityczna
210
BLOG

Marek A. Cichocki: Co nam po Grekach?Federalistyczne eksperyment

Teologia Polityczna Teologia Polityczna Polityka Obserwuj notkę 8

Zgodnie z powszechnym przekonaniem Europa odziedziczyła po starożytnych Grekach wzorzec demokratycznego ustroju. Jednak niektórzy historycy mocno powątpiewają w to, czy demokracja  greckiego polis ma w ogóle cokolwiek wspólnego ze współczesnym modelem demokracji przedstawicielskiej (parlamentarnej), charakterystycznej dla prawie wszystkich państw w dzisiejszej Europie[1].

Słusznie czy nie demokratyczne polis uważa się jednak za podstawową spuściznę politycznej tradycji Greków, odziedziczoną przez nowoczesną Europę. Skłonność Europejczyków do swobodnego powoływania się na tą tradycję jest bardzo silna. Dlatego zapewne z tego powodu w 2004 roku twórcy traktatu konstytucyjnego UE (wśród nich przede wszystkim Valery Giscard Estaing) uznali za rzecz całkiem naturalną, by na wstępie preambuły traktatu umieścić zaczerpnięty z Tukidydesa cytat, w którym Perykles wykłada credo greckiego demokratyzmu: „Nasz ustrój polityczny nazywa się demokracją, ponieważ opiera się na większości obywateli, a nie na mniejszości”. W ten sposób autorzy pomysłu chcieli podkreślić, że budując zręby konstytucyjnego porządku Europy szczególnie mocno czują się spadkobiercami demokracji ateńskiego polis. W takiej deklaracji tkwiła jednak poważna dwuznaczność. Unia Europejska, która ze swej różnorodności uczyniła sztandarowy postulat, odwoływała się do modelu greckiej demokracji, zbudowanego na jednorodności i ekskluzywizmie. Model ten zakładał przecież polityczną homogenizację wspólnoty przez równość wszystkich obywateli (znaczenie wszelkich naturalnych różnic zostaje przez ten typ równości zakwestionowane jako przejaw szkodliwych partykularyzmów) oraz wyraźne odróżnienie ich od wszystkich pozostałych grup nie-obywateli. Grecki model demokracji stanowił więc szczególny wyraz przywiązania do nierówności.[2] Ponadto łączył się z jednoznaczną koncepcją ludzkiego szczęścia oraz pozytywnie określał warunki niezbędne do jego osiągnięcia. W przekonaniu Greków ustrój polityczny (politeia) był rodzajem wspólnoty działania i komunikowania się równych obywateli. Warunkiem działania i komunikacji była wolna, publiczna przestrzeń polis. Dzięki publicznej aktywności ludzie stają się ludźmi w pełnym sensie, co pozwala im osiągnąć prawdziwe szczęścię (eudaimonię).[3] Jest to zgodne z Arystotelesowskim założeniem, że szczęście leży w działaniu, a wolna aktywność w sferze publicznej jest obok filozofii najdoskonalszy przejawem ludzkiego życia.[4] Mówiąc krótko – w greckim modelu politycznym ludzie jako równi obywatele mieli dostęp do maksymalnego szczęścia w obrębie własnej jednorodnej wspólnoty politycznej.

Taki ideał polis, kontynuowany później także przez rzymski republikanizm[5], może być z punktu widzenia praktyki i zasad dzisiejszej integracji europejskiej wyjątkowo kłopotliwy. Homogeniczność, ekskluzywność, wreszcie pozytywna koncepcja szczęścia w ramach wspólnoty politycznej – wszystko to z trudem odnieść można do współczesnej Europy. Dwuznaczność greckiego modelu demokracji rośnie jeszcze bardziej, jeśli przypomnimy znaczenie, jakie dla politycznej tożsamości Greków posiadał kult religijny. To wokół niego właśnie powstawały polityczne wspólnoty Greków, jak wyczerpująco pokazał Fustel de Coulanges w swej klasycznej pracy z połowy XIX wieku[6]. Greckie poleis były de facto wspólnotami religijno-publicznymi, a integracyjnej funkcji polityki w świecie greckim nie sposób byłoby oddzielić od życia religijnego. Z tego punktu widzenia analogie między antyczną tradycją polityczną a obecnym projektem europejskim, jednocześnie zbudowanym na założeniu sekularyzacji przestrzeni publicznej oraz jej heterogenicznym, policentrycznym charakterze, muszą budzić spore zastrzeżenia a przynajmniej daleko posuniętą ostrożność. Wiele takich odniesień do politycznej spuścizny polis w kontekście ewentualnych prób konstytucjonalizacji Unii Europejskiej (z najbardziej prominentnym przykładem Giscard Estaing) trzeba uznać za swoistą „literaturę”, retorykę, której celem jest wywołanie wrażenia związku z antyczną tradycją, jakiejś ideowej kontynuacji. W tym kontekście jeden ze współczesnych, zachodnich konstytucjonalistów poczynił całkiem słuszną uwagę:

„Przede wszystkim musimy uwolnić się od idei demokracji jako zasadniczo odnoszącej się do pojedynczych ludzi, a w konsekwencji do demosu, zdefiniowanego etnicznie lub kulturalnie. W przeciwnym razie zamknęlibyśmy przed Europą jakąkolwiek demokratyczną przyszłość, która musi operać się na pluralizmie narodów i populacji. To że taka idea demokracji jest błędna łatwo można przedstawić na przykładzie kolebki naszego rozumienia demokracji. Ateny (począwszy od reform Kleistenesa) były ukonstytuowanym zgromadzeniem demów z regionu Attyki, stąd liczba mnoga – Ateny (Athenai). Ich jedność była postrzegana jako twór do pewnego stopnia konwencjonalny, a nie jako efekt naturalnego rozwoju. Kiedy więc demos skłaniał się do etnicznego lub naturalnego ujęcia swej jedności, traktowano to jako rodzaj degeneracji a nie rzecz pożądaną. Kiedy Perykles postanowił ograniczyć dostęp do obywatelstwa odwołując się do etnicznego kryterium, znalazł się w oczywistej opozycji do wcześniejszej tradycji. W pewnym sensie to dobrze więc, że wykreślono słowa Peryklesa z mowy pogrzebowej (przekazane nam przez Tukidydesa) z preambuły do traktatu konstytucyjnego UE”.[7] 

Nie jest prawdą, że polityczna tradycja starożytnych Greków nie dostarcza nam żadnych pożytecznych obserwacji lub wskazówek dla współczesnych procesów integracyjnych w Europie. Bez wątpienia podstawową formą politycznego istnienia Greków było polis, państwo-miasto. Jest jednak rzeczą na ogół mało rozpoznaną, że oprócz modelu demokratycznego polis Grecy przekazali w spadku współczesnej Europie równie istotne politycznie przykłady łączenia państw, plemion oraz miast w unie, związki, stowarzyszenia, przymierza (tzw. symmachie) – wreszcie w ponadpaństwowe byty sfederowane, określane jako koinon, amfiktionia lub sympoliteia[8]. Rozdrobnienie starożytnej Grecji składającej się z rozlicznych państw-miast (Hansen szacuje ich liczbę na ok. tysiąca), niebezpieczeństwo zewnętrzne ze strony scentralizowanych despotii, Persji a później Macedonii, ale także naturalna potrzeba współpracy i ustalenia wspólnych reguł sprzyjały różnym typom politycznej konsolidacji. Pozostaje kwestią otwartą, na ile można uznać Greków za prekursorów europejskiego supranacjonalizmu. Niemniej ich doświadczenia w tym względzie są bardzo interesujące i dostarczają pozytywnych jak i negatywnych przykładów międzypaństwowej integracji.

Cały obszerny fragment przygotowywanej książki[1] Por. Moses I.Finley, Antike und moderne Demokratie, Reclam 1999; M.H.Hansen, Demokracja ateńska w czasach Demostenesa, Wydawnictwo DiG, Warszawa 1999.[2] Carl Schmitt, Verfassungslehre, Duncker & Humblot, Berlin 1993, s. 223-238.[3] Hannah Arendt, Kondycja ludzka, Fundacja Aletheia, Warszawa 2000, s. 36-37, 194-199. [4] Arystoteles, Polityka, 7.3 [5] Cyceron, O państwie, 3,5.[6] Fustel de Coulanges, La cite antique, 1864.[7] W.T.Eijsbouts, The European Way. History, Form and Substance, „European Constitutional Law Review”, 1/2005, s. 7.[8] Zob. H. Swoboda, Die griechische Bünde und der moderne Bundesstaat, za Ernst Deuerlein, Föderalismus, Bonn 1972, s. 20.

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (8)

Inne tematy w dziale Polityka