Jadąc samochodem usłyszałem w radiu niezwykłą wiadomość: Wojciech Olejniczak zaproponował podczas sejmowej dyskusji nad bezpieczeństwem energetycznym, aby utworzyć „białą księgę” dotyczącą starań wszystkich rządów po 1989 r. w celu zapewnienia dostaw gazu. Niezwykle się ucieszyłem. W końcu nie kto inny, jak Leszek Miller zaprzepaścił największą prawdopodobnie szansę Polski na znaczne uniezależnienie się od rosyjskiego kierunku dostaw ruchem, który być może nadawałby się do Trybunału Stanu.
Dopiero po powrocie do domu miałem okazję przekonać się, o co tak naprawdę Olejniczakowi chodziło. Otóż biała księga idzie w pakiecie promocyjnym z „grubą kreską”, jednym z najbardziej spornych konceptów zastosowanych w polskiej praktyce politycznej po 1989 r. Z tym, że nie chodzi o „grubą kreskę” dla Leszka Millera, lecz dla innych rządów, bo samo SLD robiło przecież tylko dobre rzeczy, przyczyniając się np. do największego wzrostu wydobycia krajowych złóż gazu, który jest najtańszy.
Oczywiście ta logika jest pokrętna. Krajowe złoża gazu są być może najtańsze, ale nie to jest najważniejsze. Wartości bezpieczeństwa energetycznego nie da się tak łatwo przełożyć na pieniądze. Choć dziś być może są one główną alternatywą dla dostaw z Rosji, pamiętać należy, że nie zapewnią nam całości potrzeb. Poza tym nigdzie nie uciekną, gdyż są na miejscu. Tymczasem, gdybyśmy dziś mogli korzystać z dostaw norweskich, nasza przyszłość energetyczna wyglądałaby inaczej – mając te dostawy oraz dodatkowo możliwość rozwijania wydobycia z własnych złóż bylibyśmy dla Rosji zdecydowanie bardziej wymagającym partnerem. No i nie drżelibyśmy dziś tak ze strachu.
Pamiętać należy, że pod koniec lat 90-tych rządy w Rosji były słabe i kraj ten miał ograniczone pole manewru wobec nas. Dziś sytuacja wygląda zupełnie inaczej. Choć Stanisław Biełkowski (Rosja robi Ukrainie przysługę, wywiad dla Justyny Prus, „Rzeczpospolita” z 10.01.09 r.) uważa, że obecny konflikt gazowy ma przede wszystkim podłoże biznesowe, nie można nie doceniać politycznego aspektu tej konfrontacji, jakkolwiek w dobie kryzysowego stanu finansów publicznych w Rosji zejść mógł on na drugie miejsce.
Olejniczak boi się oczywiście, że biała księga bez grubej kreski przerodzić mogłaby się w „czarną księgę” polskiej energetyki. Zdaje się zatem, że czując, iż temat ten będzie drążony, stara się wyjść mu naprzeciw i zmniejszyć siłę jego oddziaływania. Na to jednak nie można się zgodzić. Winni tego fatalnego czynu powinni zostać ukarani, jeżeli znajdą się do tego podstawy. Choćby po to, aby w przyszłości nikomu nie przychodziło już do głowy robić rzeczy w sposób oczywisty niezgodnych z polską racją stanu. Fakt bowiem, iż do takich rzeczy doszło wynikał z zastosowania pierwszej grubej kreski w polskiej historii powojennej.
Inne tematy w dziale Polityka