Model wahadła jest dobrym przybliżeniem sposobu naszego myślenia i dyskutowania. Większość zdań naszych zawiera nazwy pojęć i czas. Czas zaś ukryty jest w czasownikach. Niewiele znaczy powiedzieć „światło”. Ale: „światło jest” już zaczyna coś znaczyć, bo w wyrażeniu tym pojawia się czas w postaci czasownika „jest”. Zaczyna się w ten sposób dzianie (się). A co będzie jak powiem: „światło jest falą”? Dokonam, w ten sposób „wahnięcia” od jednego pojęcia (światło) do drugiego (fala) z łącznikiem, którym jest opis czasu (jest).
I tak jest z każdą naszą rozmową, z każdym zapisem naszym. Nasze myśli „wahają” się pomiędzy pojęciami które już znamy (i które stale uzupełniamy), a tym co je łączy - są nasze określenia czasu (ciągle uzupełniane).
Wiedzieć, zrozumieć, dostrzegać, ostrzegać ... ileż określeń czasu jest w naszych wypowiedziach. Wstawiamy je mimowolnie pomiędzy dobitne akty stwierdzeń-określeń: to jest to, a to jest to ... Jak w wahadle. Model naszego myślenia, oparty na modelu wahadła, przedstawia rysunek poniżej. Pomiędzy każdym kolejnym pojęciem, które chcemy powiedzieć (pomyśleć), wprowadzamy zawsze element czasu.

Co więcej - nie jest to wahadło swobodne, bo jego czasy przebiegu wymuszane są oddziaływaniem grawitacyjnym obiektów (ciał) znajdujących się w wiecznym ruchu, poza nim. Ktoś powie: ależ to nie ma znaczenia. Dla naszych praktycznych potrzeb, wystarczy przybliżenie „makro”, które doskonale spełnia się w życiu codziennym, a nawet tym kosmicznym (lot rakiet). I będzie miał rację. Bo jego prawo – idealizować. (Wniosek filozoficzny: skoro nie ma wahadła swobodnego, to nie ma tzw. wolnej woli, bo wszystkie nasze działania w życiu są wymuszone.)
Rysunek poniższy obrazuje zmiany wartości natężenia pola grawitacyjnego, „w granicach błędu”, wywołane drobnymi zmianami zewnętrznego pola grawitacyjnego, oraz ich związek z powstawaniem kolejnych nazw-pojęć w myślach.

Jaka jest w takim razie prawda mówiąca o naszej relacji z Wszechświatem?
Nie ma wielkości mierzonej w świecie, o której moglibyśmy powiedzieć, że dokładnie jest taka – jaką ją mierzymy. Wszystko co mierzymy jest przybliżeniem. Ba, wykonujemy czasami dziesiątki, setki pomiarów by daną wartość określić. Żyjemy w świecie liczb rzeczywistych – nie naturalnych. Bo, czy ktoś wie ile wynosi dokładnie wartość stałej grawitacji G, lub innych stałych? A z jaką dokładnością „wiemy”, że długość wzorca w Serve pod Paryżem wynosi 1m?
Rysunek poniższy przedstawia, wyniki pewnego hipotetycznego pomiaru fizycznego (np. okresów wahań), który można rozciągnąć na każdy pomiar. W zbliżaniu się do ideału „wypowiadamy” nieskończoną liczbę wielorakich pojęć, ale żadne z nich nie będzie zgodne z ideałem.

Teoria Wszystkiego nie jest możliwa do odkrycia, bo jakakolwiek by ona nie była, zawsze będziemy o niej dyskutowali, wyrażając swoje wątpliwości. Jedynym rozwiązaniem wydaje się być to wynikające z demokracji: teoria zostanie przyjęta na zasadzie większości, ale nie bezwzględnej. Będzie ideałem hołubionym przez jedne kultury i zaprzeczanym przez inne. Podobnie jak to się dzieje z wiarą.
Oczywiście o ile demokracja przetrwa ...
(Możemy także wszystkie nasze dociekania zastąpić słowem Bóg – i wtedy wszystko jest jasne).
Istnienie wrodzonych struktur gramatycznych w naszym mózgu, zasugerował znany, kontrowersyjny lingwista Noam Chomsky, w pracy „Syntactic Structures”, wydanej w 1957r.
ps.
Inspiracją do napisania notki była analiza tekstów zamieszczanych w blogu Salon24.pl, a szczególnie dwóch: „Okresy” oraz „Metoda Einsteina”, prof. A. Jadczyka, no i ... spacer z moim psem Kajratem)
Inne tematy w dziale Technologie