Mikeregion Mikeregion
194
BLOG

Rozcieńczyć słowa

Mikeregion Mikeregion Nauka Obserwuj temat Obserwuj notkę 2

Rozcieńczyć myśli. Rozcieńczyć słowa tak bardzo by prawie ich nie było. Oto sposób na zrozumienie drugiego człowieka i samego siebie. Z fizycznego punktu widzenia rozcieńczaniem myśli nazywam przejście w skali od sił elektromagnetycznych do sił grawitacyjnych – prawie 10 do potęgi 40 słabszych. Mówi się, że człowiek jest istotą elektromagnetyczną bo budowa jego ciała wynika z oddziaływań tych sił, pomiędzy cząsteczkami zbudowanymi głównie z węgla, wodoru, tlenu, azotu, fosforu. Zupełnym milczeniem pomijamy siły grawitacji istniejące między tymi atomami (cząsteczkami) – zgodnie z przyjętym w  fizyce modelem te siły w wymiarze cząsteczkowym czy atomowym nie mają znaczenia.

Ale „rozcieńczyć roztwór” to zapożyczenie z Homeopatii - pseudonauki nie uznawanej przez oficjalną medycynę. Skuteczność leczenia środkami homeopatycznymi zależy bowiem od rozcieńczenia substancji. W krańcowych przypadkach substancji w roztworze nie ma, a tym co ma właściwości lecznicze jest informacja zapisana w wodzie.

A więc powróćmy do naszej myśli na początku. Często mówi się potocznie: nic na siłę. To znaczy, że działając zbyt gwałtownie możemy odnieść wprost przeciwny skutek. I nasze próby zmiany sytuacji lub kogoś spełzną na niczym. Powinniśmy raczej oddziaływać delikatnie, słowami, gestami. Prawdopodobnie najlepszy skutek jest wtedy, gdy w ogóle nic nie mówimy, lecz po prostu jesteśmy. Druga osoba jakby „nasiąka” naszą obecnością i naszą odmiennością. I ta „bezsłowna” odmienność ją zmienia. Zresztą nas również. Wiecie co to jest? No tak – to jest ta znana nam miłość, która nie potrzebuje słów, żeby się potwierdzać.

Jakie jest wyjaśnienie tego? Otóż przeczytałem artykuł Pana Janusza Dąbrowskiego dotyczący homeopatii (http://eiba.pl/97) i znalazłem tam takie stwierdzenie: "wyniki wszelkich badań naukowych dają wyraźne dowody na to, że właśnie słabe sygnały działają skuteczniej na organizm na poziomie komórkowym niż sygnały silne"

Acha! Ależ to genialna obserwacja! Byłem właśnie na spacerze Kajratem i słuchałem „Romeo and Juliet” Czajkowskiego i pomyślałem sobie: Jak to jest, że tak delikatne dźwięki mogą wywoływać u nas tak silne wrażenia? Czyż nie jest to związane z zasadą, że aby pobudzić najmniejsze elementy naszego umysłu potrzeba impulsów bardzo delikatnych? Bo przecież „nic na siłę” a jedynie poprzez dopasowanie rezonansowe energii można coś pobudzić.

No i potem to już była fala myśli i różnych przykładów:

- chirurg wykonujący operację oka potrzebuje bardzo delikatnych instrumentów, takich których siła działania nie zniszczy skomplikowanej struktury oka. No przecież nie da się wyleczyć oka młotkiem!

- w fizyce modele budowy atomu w ogóle nie uwzględniają siły grawitacji. Jest zbyt mała, więc zamiata się ją pod naukowy dywan sił elektromagnetycznych. Ale przecież one istnieją, tylko są bardzo, bardzo, bardzo (trzeba powtórzyć chyba z milion razy) małe, a więc wymagają bardzo „delikatnego” przyrządu który mógłby ich oddziaływanie na tym poziomie zbadać. I jakby na przekór badaniom w LHC stosującym ogromne moce, chciałoby się powiedzieć – Nie! Żeby zrozumieć istotę materii trzeba iść w drugą stronę i stosować moce coraz słabsze! No i tu natrafiamy na dylemat: Jakie urządzenie dysponuje wyjątkowo słabymi siłami – wprost niemierzalnymi? Ano, wydaje się, że jest nim nasz mózg. On potrafi zobaczyć np. elektron poruszający się w dowolny sposób w atomie, choć zasada Heisenberga ze świata elektromagnetycznego – mówi, że to niemożliwe. Zastosujmy do badania elektronu „homeopatycznie rozcieńczone” słabsze siły grawitacji – a historia życia elektronu ukaże się nam w całej okazałości!

- inny przykład, też z fizyki dotyczy ruchów Browna drobin w zawiesinie, ujętych we wzory przez Einsteina. Wszystko jest ok., jeśli patrzymy na nie statystycznie. Ale spróbujmy zamontować kamerę na pojedynczej drobinie i zapisać całą historię jej ruchów. I nie w tym rzecz jakiej marki byłaby kamera, ale w tym jak dużą czułością i jak małymi energiami musiałaby dysponować, żeby w ogóle takie zjawisko obserwować;

- z podobnego wynika podobne (podobne trzeba leczy podobnym) – tak w przybliżeniu brzmi zasada homeopatii, którą można by również ująć w ten sposób: małe badaj małymi siłami, bo zbyt duże zakłocają obiekt i nic nie zobaczysz. Dlatego - zgodnie z homeopatią - dokonując niewielkich zmian w pojedynczych komórkach, po pewnym czasie możemy uzyskać zmiany całego kompleksu komórek, i w efekcie całego organizmu;

- i jeszcze o grawitacji, która wydaje się homeopatyczną siłą współczesnej fizyki kwantowej. Zgodnie z prawami fizyki, siła grawitacji, a właściwie jej natężenie maleje wewnątrz ciała liniowo do zera. Wartość zerową ma więc grawitacja w „środku” obiektu materialnego – np. naszej głowy. Pomijam w tym momencie „toporną” siłę grawitacji Ziemi, z którą cały czas musimy walczyć. Chodzi mi o wartości grawitacji bliskie zera, tuż w pobliżu środka głowy (mózgu). I tu na scenę wchodzi Astrologia (haha!). Pseudonauka o oddziaływaniu obiektów niebieskich poruszających się po ekliptyce. Otóż siły oddziaływania tych obiektów – Słońca, planet, księżyców – są bardzo, bardzo małe. Rzędu nano (10 do -9) - piko (10 do- 15) Niutonów!. Zgodnie z  myślą przewodnią tego artykułu mogą mieć one swoje rezonansowe energie w naszym mózgu – właśnie w pobliżu jego środka, gdzie wartość natężenia grawitacji musi być podobnego rzędu! I tak być może powstaje świadomość. Być może również, rząd energii odpowiadający tym siłom "bliski jest" rozmiarom atomów i cząsteczek. Dlatego astrologia może mieć uzasadnienie w prawach rządzących homeopatią, a według mnie również nauką oficjalną. Bo wszystko w gruncie rzeczy jest kwestią czułości urządzeń pomiarowych, którymi dysponujemy i sposobu dokonywania pomiaru. Wszystkie do tej pory posługują się siłą elektromagnetyczną, która jest zbyt „silna” by naturę rzeczy bardzo małych zobaczyć. Jak na razie jedynym przyrządem, który ma odpowiednią czułość jest nasz mózg, który potrafi czytać siły grawitacji.
 

Post scriptum:

1. Nie jesteśmy w stanie uniknąć słów w naszym życiu. Bo tworzenie słów jest jakby permanentnym procesem fizjologicznym wynkającym z ciągłego metabolizmu składników pokarmowych. Wytwarzanie słów (i pisanie) jest naszą fizjologiczna potrzebą, oczyszczania naszego mózgu. W jego efekcie w naszym umyśle powstaje miejsce na nowe słowa i przemyślenia, które znowu musimy niejako wyrzucić (wywalić) na zewnątrz. I ten cykl powtarza się - dopóki jemy. A gdy głodujemy - organizm odżywia się komórkami wewnątrz. Długotrwała głodówka prowadzi do śmierci - i w konsekwencji do zaniku słów. A więc nie chodzi o to, żeby w jakiś sposób deformować słowa i je ograniczać - bo to niemożliwe. Chodzi tylko o zaobserwowanie ich wzrastającej mocy wraz ze zmniejszaniem się ich liczby. Tak jak w homeopatii, w któej bardzo niewielka - bliska zeru - liczba cząsteczek ma największy wpływ leczniczy.

Często mówi się, że milczenie jest złotem. I jest to stan, gdy niepotrzeba słów, by być dobrze odbieranym, by czuć się dobrze. To właśnie stan, gdy stężenie roztworu homeopatycznego osiąga zero. I istnieje wtedy tylko informacja zawarta w wodzie, "bezsłowna", lecząca.

2. Rozwodnienie czy rozcieńczenie słów to tylko przenośnia zapożyczona z homeopatii. Zauważ, jak bardzo dobitnie działają na nas pojedyncze słowa. Często długa wypowiedź kończy sie jednym zaakcentowanym słowem, które jest podsumowaniem całej myśli i które ma największą moc oddziaływania. Jeżeli sędzia czyta wyrok najważniejsze jest nie to co wygłasza w uzasadnieniu, ale to co jest jego najistotniejszą częścią, czasami jednym lub dwoma słowami np. dożywocie, kara śmierci - i to najbardziej zapamiętujemy i powtarzamy.

Warto również przyjrzeć się poezji, którą często odbieramy z dokładnością do pojedynczo wypowiadanych słów. Gdy wypowiem bardzo długie podrzędnie zbudowane zdanie i zdań tych kilka, rozciagnietych aż na parę stron, istotne będzie dla mnie wyłuskanie kwintesencji tego co one zawierają. A ta kwintesencja, po pierwsze jest krótsza, a w niektórych wypadkach zamyka się tylko paroma słowami lub nawet jednym słowem.

W polityce często zdarza się podsumowanie długiej wypowedzi posła jednym słowem np. kłamstwo!, oszczerstwo!. I moc tych najkrótszych słów jest największa bo najbardziej trafia w sedno i najmocniej rozdrażnia przeciwnika. Tak więc wydaje się, że moc wypowiedzi - z punktu widzenia odbiorcy - jest największa dla pojedynczych słów a nie dla całych zdań. Widocznie te pojedyncze słowa najbardziej rezonują z pojedynczymi nawet komórkami naszego ciała. (mówimy, że niektóre słowa mogą wyprowadzić nas z równowagi).

3. Wróciłem ze spaceru i przyniosłem garść myśli. Również tych o słowach. Struktura natury powinna być prosta. I raczej w prostocie jej związków powinniśmy szukać sposobu jej działania.

A więc, najprostsza koncepcja słowa, powinna łączyć długość związków chemicznych z jego długością (słowa). A mogło by to wyglądać tak. Długość słowa (liczba liter) wynika z długości związku organicznego. Jeżeli związek taki ma 6 atomów węgla to taka jest równiez długość słowa z nim związanego. Słowa składają się ze spółgłosek i samogłosek. Atom węgla z podstwnikami wodoru, tlenu, azotu, fosforu i ich kombinacji to odpowiednik spółgłoski. Wiązanie pojedyncze pomiędzy węglami to odpowiednik samogłoski. Zauważmy, że podstawniki (H, O, S, F i inne) działają na samogłoskę (C). I tak jest w istocie: gdy chcemy wymówić spółgłoskę zawsze musimy użyć również samogłoski (np. spółgłoska b, wymawiana jest jako "by", lub "be").

Najwięcej jest słów 6, 7- literowych (w każdym utworze literackim w dowolnym prawie języku) - a to dlatego, że podstawowy związek zasilający nasz mózg to glukoza, która ma 6 węgli w łańcuchu. (Najdłuższe znane cukry to heptozy o 7 węglach w łańcuchu). No więc np. słowo "kocham" to związek posiadający 6 węgli w łańcuchu, przy czym spółgłoski są wynikiem połączenia węgla z podstwanikami, a samogłoski odpowiadają węglowi bez podstawników (np. wtedy gdy ma on wiązanie podwójne lub potrójne - czyli nienasycone - hihi - to tak jak w miłości).

Oczywiście model ten to hipoteza out of the blue. Ale łatwiej jest mi zrozumieć istotę naszego myślenia jeśli się nią posługuję.

Mikeregion
O mnie Mikeregion

Dawny fizyk, teraz filozof.

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (2)

Inne tematy w dziale Technologie