Teutonick Teutonick
832
BLOG

Historia wraca jako farsa

Teutonick Teutonick Wybory Obserwuj temat Obserwuj notkę 19
   Oto ryży piłkarzyk z zaczeską po raz kolejny szczeknął, jak to na wiernego ratlerka cioci Angeli przystało, odgrażając się, iż poczuje się w obowiązku wystartować w naszych krajowych wyborach prezydenckich, jeśli tylko wraży Kaczor zdecyduje się na to samo. Pozostaje ciekawostką czy miałby nasz Dondinho kandydować jedynie po to, aby za wszelką cenę spróbować pogrążyć znienawidzonego Kaczora, a jednocześnie byłby ów „człowiek czynu” tym samym w stanie przemóc się do piastowania tak nieciekawej funkcji, w której przez całą kadencję byłby zmuszony ograniczać się do pilnowania żyrandola (przypomnę, że ta fraza to właśnie jego patent). Czy może postanowił on jedynie „odszczekiwać się swoim prześladowcom” z bezpiecznych pozycji na „prasłowiańskiej gruszy”, doskonale przy tym zdając sobie sprawę, że stary niedźwiedź nijak nie da się tym sposobem z gawry wywabić aby pouganiać się za tak wysoko wywindowanym przez swoich oficerów prowadzących politycznym młokosem, którym w istocie zawsze był i nadal - wysiadując brukselski stolec jako dyżurny szatniarz tamtejszych pijaczków – nim pozostaje.
   Nasz europrezydencki prowokatorek usiłuje puścić przy tej okazji do ciemnego ludu komunikat, w myśl którego to mściwy Kaczafi jest nadal wszechwładnym demiurgiem i wrażym orwellowskim Goldsteinem, na którym winny skupiać się wszelkie negatywne emocje wszystkich KODiarzy, kociarzy i innych łobywateli, a obecnie urzędujący premier wraz z regularnie sypiącym przez okres ostatniego roku piach w tryby Dobrej Zmiany prezydentem, są tylko nic nie znaczącymi kukiełkami owego kaczystowskiego Master of Puppets, tak jak wystruganą z banana kukłą stanowi sam twórca owego przekazu. Trochę to, zwłaszcza po wspomnianych prezydenckich wyczynach, nieszczególnie mająca cokolwiek wspólnego z rzeczywistością narracja, ale w końcu kogo to tak naprawdę może obchodzić. Grunt, że w pewnych kręgach ma szansę odpowiednio się sprzedać. Leminżeria wraz z sojowym latte spije wszystko co tylko spłynie z rerająco-szepleniących ust donkowych, nie dbając o skład i sens wydobywających się z owych czeluści słów, a co najwyżej podcierając się przy tym egzemplarzem Konstytucji.
   Co sobą reprezentuje ów brukselski ciećwierz, wykrzywiający swą zmiętą twarz w klaunich grymasach, mających w zamyśle jej posiadacza odzwierciedlać najpewniej na zmianę to lekko zawstydzone rozbawienie, to zaś pełną troski powagę, to chyba dla nikogo spośród w miarę uważnych obserwatorów krajowej sceny politycznej nie stanowi jakiejś głębszej tajemnicy. Toż ta chłopina nadal tkwiąca obiema krzywymi nóżkami w mentalności chłopaczka z podwóreczka w za krótkich majteczkach, doświadczona dotkliwie uderzającą w jej własne wybujałe ego porażką z wyborów 2005 roku, zwyczajnie nie jest w stanie stawić czoła komukolwiek, w starciu z kim, w głównej mierze dzięki odpowiednio przygotowanemu podkładowi medialnemu, nie jest z góry skazana na zwycięstwo. Biorąc pod uwagę powyższe okoliczności na chwilę obecną jedynym osiągalnym celem dla owego, znanego ponoć nadal lokalnie ze swoich dawnych damsko-bokserskich wyczynów oraz przysłowiowej wręcz pracowitości, sopockiego pajacyka, pozostaje jedynie nieszczęsny Grzech Schetyna, który wbrew swym dawnym przewagom i jeszcze dawniejszej reputacji, zdaje się być coraz bardziej politykiem pozbawionym ikry i nomen omen kłów, których substytuty tak chętnie zwykł prezentować w promiennym uśmiechu.
   Jednak owa pozorowana chęć do zapasów, skutkująca podjudzaniem do wyjścia na ring nieco bardziej utytułowanego zawodnika (choć już częściowo „retired”), podczas gdy w narożniku oczekuje już gotowy przeciwnik podobnej wagi, choć nieco młodszy i lepiej przygotowany (także lingwistycznie i to nie tylko w języku rodzimym), przywodzi na myśl kampanię bodajże z 2007 roku, kiedy to Kaczafi długo wzbraniał się przed telewizyjną debatą z trójmiejskm kopaczem (nie mylić z co najmniej równie wybitną następczynią) traktując go jako poślednią postać w obozie przyjmującym sobie za punkt honoru restaurację układu III RP (a nieco później restaurację u Sowy) i coś na kształt pomagiera w tym dziele, pozostającego na żołdzie realnego przywódcy stojącego na czele sił głównych, jako którego ówcześnie definiował Kaczor samego ex-prezydenta dwóch kadencji, a późniejszego kandydata do najwyższych urzędów w NATO, ONZ-ecie i gdzie bądź jeszcze, dziś za to chętnie, w obliczu dolegliwości zdrowotnych różnego rodzaju, występujących u mniej lub bardziej pruskich junckrów, wymienianego ze swoją chorobą filipińską i dolegliwościami goleniowymi jako niewątpliwy trendsetter.
   Trochę się ówcześnie mister Naczelnik pomylił. Raz, że chyba nie dość w porę dostrzegł zjawisko określane powszechnie jako przestawienie wajchy (choć pierwszy akt tegoż miał miejsce 2 lata wcześniej przy okazji wykolegowania mości Cimoszewicza seniora z marzeń o prezydenturze). A dwa, że  permanentnie do tego kroku podpuszczany, zechciał jednak skorygować zawczasu przyjętą linię, ostatecznie przyjmując zaproszenie do medialnego pojedynku, nie doceniając przy tym siły przekazu telewizyjnego bazującego na „spontanicznych” reakcjach sproszonej tłumnie do studia publiczności oraz tandetnych, do urzygu populistycznych zagrywkach mości interlokutora z przygotowanymi pytaniami o ceny chleba i jabłek na czele. 4 lata później jakoś nikt nie wpadł na pomysł by dla odmiany porównać aktualne ceny tych samych produktów z tymi obowiązującymi w 2007 roku, z czego m. in. co poniektórzy byli w stanie ukuć w owym czasie tezę, mówiącą o tym, że liderowi PiS zamiast sięgnąć po władzę, zwyczajnie wygodniej jest pozostawać w opozycji, nie będąc za nic realnie odpowiedzialnym, którą to teorię w nieco zmodyfikowanej formie, eksploatuje się w niektórych środowiskach do dzisiaj. Ale cóż wtedy było powodem niewykorzystania okazji aby zatłuc przeciwnika jego własną  bronią, pozostanie już chyba na zawsze tajemnicą. Może w obliczu wydarzeń roku 2010 po prostu nikt z obozu obecnie rządzących nie wpadł na to, że należałoby tak prozaiczne narzędzie bezwzględnie wykorzystać. Ale owe zaprzeszłe, ale i całkiem współczesne strategie wyborcze to jest już zupełnie inna historia…



Teutonick
O mnie Teutonick

szydercza szarańcza

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka