Można mieć kłopot ze słowami: „Jeśli kto chce pójść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech weźmie krzyż swój i niech Mnie naśladuje.”
Po pierwsze, dlaczego mam się siebie zapierać? Po drugie, dlaczego mam brać krzyż? Po trzecie, dlaczego mam naśladować Jezusa? On robił takie niewiarygodne i trudne rzeczy. Sam przeciwko całemu porządkowi społecznemu, miał tylko garstkę uczniów, którzy się rozpierzchli, gdy nadeszły trudne chwile.
O co chodzi z zapieraniem się siebie? Zaprzeć się – odwrócić się, powiedzieć: nie znam cię, nie chcę cię znać. Można to odczytać w taki sposób, że zapieram się egoisty, egocentryka, który we mnie siedzi. Zaprzeć się tego, który wszystko garnie, drze do siebie. Coraz bardziej i bardziej, aż to wszystko staje się mniejsze i mniejsze, i nie ma nic – tylko pustka. Egoista ciągnie do siebie, sprawia, że jego świat jest mniejszy. Altruista oddaje – zwiększa tym samym swój obszar posiadania. Zaprzeć się siebie to zaprzeć się w sobie tego wszystkiego, co jest złe, co prowadzi do zła.
Zaprzeć się nawet wtedy, kiedy to złe prowadzi przez przyjemne okolice, które znieczulają mój umysł, sumienie, rozsądek.
Przypomina mi się teraz „Podział ostateczny” C.S. Lewisa, w którym napisał, że piekło, zło jest nieskończenie małe, dlatego człowiek dobry nie wejdzie do piekła – bo się w nim nie zmieści. Musi zmaleć, wyzbyć się wszystkiego, co dobre, zassać w siebie nicość.
Zaprzeć się tego wszystkiego, co jest we mnie złe – brzmi rozsądnie. Tylko jak zaprzeć się przy okazji niejako tych wszystkich przyjemnych rzeczy, które są oferowane w pakiecie ze złem?... Być może to jest właśnie następny krok: weź swój krzyż, wyrzecz się wszystkich przyjemnych rzeczy, okoliczności, wydarzeń które prowadzą do zła.
Dlaczego mam wziąć krzyż?
Jezus przeciwstawił się zastanemu porządkowi, niesprawiedliwości, obłudzie, kłamstwu. „Porządnym” wysoko postawionym obywatelom, którzy stali na straży owego nieporządku powiedział – „nie”. „Nie” dla zakłamania, „nie” dla konwenansów. Wiedział, że jeżeli podtrzyma swoje „nie” dla zła, to Go ukrzyżują.
Wziąć swój krzyż to przyjąć cierpienie, któremu czasami nie możesz, a czasami nie chcesz zapobiec. Przyjąć krzyż to powiedzieć Bogu – „tak”, a wszystkim złym rzeczom, pozorom, zakłamaniu, zniszczeniu, pustce – „nie”. „A zatem proszę was, bracia, przez miłosierdzie Boże, abyście dali ciała swoje na ofiarę żywą, świętą, Bogu przyjemną, jako wyraz waszej rozumnej służby Bożej. Nie bierzcie więc wzoru z tego świata, lecz przemieniajcie się przez odnawianie umysłu...”
Dlaczego mam naśladować Jezusa?
...A jednak zrobił to, powiedział „nie”, wziął krzyż i doszedł do końca, który dla nas wszystkich wygląda tak samo – śmierć. Ale Jezus koniec przemienił w nowy początek. „Bo kto chce zachować swoje życie, straci je; a kto straci swe życie z mego powodu, znajdzie je”.
Na końcu czeka coś, do czego wszyscy (świadomie czy nieświadomie) tęsknimy – spotkanie z Bogiem, twarzą w twarz. Nowe życie, bez zła, bez bólu, bez pustki – życie w całej niewyobrażalnej pełni, niepokaleczone złem, które zabija radość.
Kiedyś ktoś powiedział, że gdybyśmy mogli zobaczyć skutki naszych wyborów, to nigdy nie wybralibyśmy zła. Może właśnie to jest sztuka, aby przeczuć skutki naszych wyborów. Nie widzimy przyszłości, ale możemy zaufać Bogu: „...abyście umieli rozpoznać, jaka jest wola Boża: co jest dobre, co Bogu przyjemne i co doskonałe.” Możemy uwierzyć, że Bóg wie, co jest dla nas dobre i z czego najbardziej będziemy się cieszyć. Dlatego mam naśladować Jezusa, który powierzył siebie, swoją drogę, swoje czyny Bogu i wygrał wszystko dla nas. Odblokował nam drzwi niedostępne, drzwi do życia w pełni.
Drugi stopień zaparcia się siebie, taki, który pokazał Jezus. Zaparł się siebie dosłownie, wiedział, że na drodze, którą podąża, czeka ból, męka, śmierć. Mógł tego uniknąć, wyjść z ogrodu Getsemani, schronić się w bezpiecznym miejscu. A jednak został, zaparł się siebie, wydał się na mękę i śmierć. Myślał na sposób Boży, z tej ofiary wyszło odkupienie. Żeby zaprzeć się siebie w ten ostateczny sposób, trzeba być na wyżynach i myślę, że pomaga świadomość istnienia czegoś więcej niż tylko ten świat, który znamy (dla osób wierzących, posiadających łaskę wiary). Św.
Maksymilian Maria Kolbe zaparł się siebie w ten ostateczny sposób. Oddał życie w zamian za życie drugiego człowieka. Poszedł dobrowolnie na śmierć głodową. Czyn piękny, szlachetny i mało kogo stać na podobny. Trzeba być w sytuacji ekstremalnej, aby się przekonać, czy zachowam się szlachetnie i pięknie, czy złamie mnie strach o siebie, swoje życie. Wtedy zaprzeć się siebie znaczy oddać wszystko, co mam na tym świecie, ale ocalić swoją duszę. W dzisiejszych czasach rzadko stajemy przed wyborem, czy zaprzeć się siebie w ten ostateczny sposób, natomiast codziennie stajemy przed wyborem, czy zaprzeć się w sobie tego, co prowadzi do zła. Życzę dobrych wyborów sobie i Wam.
Rozważanie na XXII Niedzielę Zwykłą, rok A1
www.tezeusz.pl
Blog portalu Tezeusz; pod redakcją Michała Piątka
Tezeusz jest portalem dla osób zainteresowanych problematyką religijną, kulturalną i społeczną. Zwracamy się jednak szczególnie ku katolikom i innym chrześcijanom, którzy pragną pogłębiania swej wiary, by móc pełniej żyć Ewangelią i owocniej świadczyć o Chrystusie w dzisiejszym pluralistycznym świecie.
Wierzymy bowiem, że Jezus Chrystus jest źródłem sensu życia i zbawienia, a Kościół katolicki wspólnotą wiernych, powołaną do dawania świadectwa Bożej i ludzkiej miłości. Promujemy katolicyzm czerpiący z bogatej tradycji Kościoła, zdolny do twórczej obecności we wszystkich dziedzinach życia osobistego i publicznego oraz nie lękający się wyzwań współczesności.
Z "Misji" Tezeusza.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Rozmaitości