Tezeusz Tezeusz
303
BLOG

Andrzej Miszk: Najpierw masło, potem morały

Tezeusz Tezeusz Gospodarka Obserwuj notkę 0

Praca –> pieniądze -> wolność

1 maja – Święto Pracy – wydało mi się dobrym dniem na podsumowanie mojej prawie trzyletniej przygody z biznesem, czyli tworzeniem i rozwijaniem Antykwariatu i Księgarni Tezeusza. Tak, jestem człowiekiem pracy, współtworzę świat pracy i ten świat stał się dla mnie ostatnio kluczowym doświadczeniem i wyzwaniem. Pracę zdefiniuję tu prosto: jako metodyczny i codzienny wysiłek, którego zasadniczym, choć nie jedynym celem, jest zdobycie materialnych środków do życia swojego i bliskich. Praca jest zawsze wpierw zarabianiem pieniędzy. Królestwem konieczności. Coraz częściej  niewolnictwem. Dobrze jest, jeśli staje się też istotnym źródłem ludzkiej godności i szacunku społecznego, inspiracją do rozwoju, służbą innym, wymiana darów, budowaniem społeczeństwa obywatelskiego, patriotyzmem, twórczością, radością czy nawet formą modlitwy. Jednak, jak mawiał Bertold Brecht: „Najpierw masło, potem morały!” Te wszystkie dodatki i uwznioślenia stają się możliwe, jeśli dzięki pracy możemy przetrwać: my i osoby, za które jesteśmy odpowiedzialni.

Brak pracy, zwłaszcza długotrwały, normalny człowiek doświadcza jako cierpienie i poniżenie, utratę godności osobistej i szacunku społecznego. Bezrobotny to człowiek społecznie i duchowo chory, a brak pracy w swojej istocie to choroba. Praca to zdrowie. I przekleństwo: „W pocie czoła będziesz zdobywał chleb”. Żeby przetrwać musimy robić coś użytecznego dla innych, by inni chcieli zrobić i dać nam coś, czego potrzebujemy. Tę wymianę wzajemnych pożytków regulujemy poprzez pieniądz. Nie wszyscy są ludźmi pracy. Niektórzy nie muszą pracować, np. ci, którzy żyją z kapitału. Inni nie mogą: głęboko niepełnosprawni, ich opiekuni, matki z wielodzietnych rodzin. (Oczywiście, uważam, że matki i opiekunowie w sensie szerokim też są ludźmi pracy: wykonują codziennie szereg zaplanowanych czynności z konieczności – zwykle powiązanej wprost z miłością – i choć nie dostają za to pieniędzy, jeśli chcieliby powierzyć te czynności „obcym”, musieliby za nie zapłacić).

Osobiście należę do tej grupy ludzi, która – gdyby nie musiała – nie pracowałaby zarobkowo, oddając się aktywności twórczej, bez myślenia, czy ktoś za to zapłaci. Moja twórczość intelektualna i pisarska, rozpoczęta dość późno, nigdy jednak nie stała się sprzedawalna na tyle, aby z niej się utrzymać. Nigdy też chyba nie umiałbym tworzyć, myśląc o pieniądzach, więc ta droga – łącząca niezależność myślenia i zarabianie - była dla mnie zamknięta. Nie jestem też człowiekiem, który szukałby trwałego bezpieczeństwa za cenę bezkrytycznej lojalności wobec jakiejś grupy: kościelnej, partyjnej, akademickiej, biznesowej czy mafijnej.Kilka lat temu zrozumiałem z pełną i gorzką jasnością, że jeśli mam przez resztę swojego życia robić to, co naprawdę chcę i być rzeczywiście niezależny, muszę stworzyć samodzielne i produktywne przedsięwzięcie biznesowe, które stworzy materialną bazę dla moich twórczych i społecznych pasji.  Po trzech latach, mogę powiedzieć, że się udało: zrobiłem biznes, który przetrwał, ma szansę rozwoju i wkrótce umożliwi mi pełną wolność: nie będę już więcej musiał zarabiać na życie codzienną pracą. Rzadki luksus. Upragniony przez wielu, doświadczany przez nielicznych. Nawet jeśli jest to złudzenie, jeśli wszystko może się jeszcze wydarzyć, jeśli nie będzie możliwe, bym stał się całkowicie bezpiecznym „rentierem”, moje życie nie będzie zdominowane przez konieczność zarabiania. Większość swego czasu, uwagi i energii będę mógł poświęcić sprawom „królestwa wolności”.

 

Czy to egoizm?

Moralistów czy ludzi naiwnych może nieco dziwić tak szczerze egoistyczny początek: autor nic nie pisze o dobru publicznym, służbie społeczeństwu, duchowych aspektach biznesowego doświadczenia czy  choćby wartości płynącej z tworzeniu miejsc pracy Tak, to wszystko jest ważne, istnieje po części w moim sercu i namyśle, ale jestem zbyt zmęczony, by ukrywać swój pierwszy motyw: tak ciężko harowałem przez ostatnie trzy lata, by nie musieć pracować zarobkowo przez resztę życia. Tak, chciałem wpierw wyzwolić się z królestwa konieczności, bolesnego i nieraz poniżającego mozołu, by móc otworzyć bramy królestwa wolności i móc robić, co naprawdę chcę i lubię. Zbyt dużo mnie to kosztowało, żebym nie miał odwagi bycia sobą na dobre i złe czy żebym chciał za wszelką cenę tworzyć i wmawiać innym jakiś idealny obraz swojego „ja”.  Nie ma i chyba nigdy nie było we mnie zgody na kondycją człowieka upadłego, trudzącego się w pocie czoła byle tylko przeżyć. Zawsze uważałem, że nasze miejsce jest w raju i że w walce o przetrwanie, jakkolwiek by ją uszlachetniać, zawsze jest coś poniżającego, a nawet upodlającego. Owszem, jeśli przyjmiemy to wyzwanie z całkowitą pokorą i z uznania konieczności uczynimy miarę naszej wolności, to praca zarobkowa może stać się drogą do królestwa wolności, a nawet do Nieba (tak sądziła Simone Weil). Miałem w swoim życiu kilka okresów, gdy tak właśnie przeżywałem swoją pracę, ale albo warunki dla tej pracy były zabezpieczane przez organizację kościelną czy polityczną, albo byłem wówczas w więzieniu, albo były to krótkoterminowe zajęcia.

 Na razie na boku zostawiam zasadniczy dylemat moralny: czy moje życie powinno raczej służyć wyzwoleniu innych z królestwa konieczności poprzez pokorę albo poprzez zdobywanie środków umożliwiającym innym samorealizację poza rynkiem? Czy egoistyczny wybór osobistego „wyzwolenia”, stawiany na plan pierwszy nie jest de facto rezygnacją z ewangelicznego radykalizmu? Wydaje się, że odpowiedź powinna być oczywista, ale dopóki trwa życie, również moje i wiele może się jeszcze wydarzyć, również w zakresie moich wyborów moralnych, nie mogę ujednoznacznić oceny swojego wyboru. Mówiąc językiem prudencjalnym: po prostu wziąłem odpowiedzialność za siebie i swoich bliskich w zakresie spraw materialnych, teraz i na przyszłość. A zamysł, aby stworzyć strukturę organizacyjno-finansową, która umożliwia przeżycie bardziej ze stworzonego kapitału i własnej pomysłowości, niż z codziennej pracy, nie musi być jednoznacznie moralnie zły, jeśli tylko nie realizuje się on kosztem krzywdy innych osób. Choć w głębi ducha jakiś głos mówi mi, że na razie, zyskawszy tak wiele, coś ważnego utraciłem, może bezpowrotnie. Ale o duchowych kosztach robienia biznesu napiszę w kolejnych tekstach.

 

Trochę liczb

Żeby moja opowieść zyskała nieco więcej realizmu, ciała i krwi, kilka zdań o moim przedsięwzięciu. Antykwariat i Księgarnia Tezeusza po dwóch latach stał się liderem na internetowym rynku książki używanej, a po trzech latach jedynym z liderów na rynku książki antykwarycznej. Dysponujemy średniej wielkości księgarnią internetową. Łącznie oferujemy około 100 tys. tytułów książek używanych (42 tys.), nowych (55 tys.) i antykwarycznych (3 tys.). Zakupy w naszych sklepach zrobiło już ponad 60 tys. klientów, sprzedaliśmy ok. 120 tys. książek, w większości unikalnych. Nasze obroty rosną rocznie o ok. 40%. W roku 2013 wyniosły ok. 1 mln 250 tys. (z czego sama książka ok. 1 mln 50 tys. zł), a w roku 2014 planujemy wpływy na ok. 2 mln zł (z czego sama książka ok. 1,6 mln). Strategicznym celem AiK Tezeusza jest posiadanie w ofercie wszystkich wartościowych książek po polsku i w obcych językach – nowych i używanych - w różnych formatach z ostatnich 65 lat oraz dużą ilość cennych antyków. Naszym zasadniczym klientem są Polacy w kraju i za granicą, okazjonalnie sprzedajemy też obcokrajowcom poprzez Amazon. Obok szerokiej wartościowej oferty naszą specyfiką jest szczególna troska o wysoki poziom obsługi.

Kluczem do sukcesu są w naszej branży dobre i duże zakupy księgozbiorów książki używanej i kolekcjonerskiej. Jako jedyna firma w branży w Polsce wyspecjalizowaliśmy się w zakupach dużych (od 1 tys. do 25 tys. i więcej książek) księgozbiorów prywatnych i instytucjonalnych, kupowanych w całym kraju. Można powiedzieć, że jesteśmy antykwariatem, który nauczył się kupować najlepsze, najcenniejsze merytorycznie i handlowo księgozbiory w Polsce. (Prowadząc biznes w górach na prowincji, trzeba było znaleźć unikalny sposób na zakupy książek na odległość. Z konieczności staliśmy się w tym mistrzem). Dzięki rozmachowi zakupowemu, rygorystycznej selekcji zakupów (odpowiadamy pozytywnie tylko na ok. 2% ofert, a wystawiamy tylko najlepsze i dobre tytuły) i dużym możliwościom wystawienniczym (miesięcznie potrafimy wprowadzić do sieci ok. 8 tys. tytułów książki używanej i 10-20 tys. tytułów książki nowej) możemy rzeczywiście „mieć wszystko” dziś czy w niedalekiej przyszłości. Większość książek sprzedajemy w umiarkowanych cenach, ale oferujemy też dużą pulę książek unikalnych i kolekcjonerskich w wysokich cenach. Szerokość oferty, dynamiczny wzrost ilości tytułów, synergia książki nowej i używanej, unikalny kontakt z klientem (np. jesteśmy dostępni telefonicznie codziennie od godz. 7.00 do 23.00), szybka i bezpieczna wysyłka, reklamacje załatwiane pozytywnie w 100% zawsze z korzyścią dla klienta sprawiają, że klienci do nas masowo wracają i robią coraz większe zakupy. Wybaczają nam też nieuniknione błędy i wpadki. Dla wielu stajemy się jedynym miejscem, w którym mogą dostać to, czego pragną. Sprzedażowo odnotowujemy ciągły wzrost; nawet obecnie, gdy wchodzimy w tak zwany niski sezon w branży, odnotowujemy miesięcznie wyższe sprzedaże (głównie dzięki książce używanej) niż w grudniu – najlepszym miesiącu w branży i w ogóle w handlu. W firmie pracuje 12-18 pracowników. Ich liczba zależy głównie od skali planowanych prac, związanych z wystawianiem książek na platformach handlowych. Posiadamy od przeszło 2 lat swój oryginalny sklep, który sprzedaje coraz więcej i efektywniej, ale Allegro wciąż jest dla nas dominującym kanałem sprzedaży (ok. 60-70% wartości sprzedaży).

 

Z moich doświadczeń

Poniżej przedstawię kilkanaście zasad i doświadczeń, które stały się moich udziałem podczas pierwszych trzech lat rozkręcania interesu. Być może stworzą one plan moich kolejnych tekstów.

  1. Własny biznes nie jest dla każdego. Szansę na sukces, a przynajmniej przetrwanie, mają tylko najzdolniejsi i najbardziej zdeterminowani. (W Polsce tylko 1 na 100 dorosłych prowadzi rzeczywiście samodzielny biznes, a 80% przedsięwzięć biznesowych upada podczas pierwszych 3 lat).
  2. Prowadzenie biznesu wymaga szeregu komplementarnych zdolności, z których najważniejsze to: żywa inteligencja i dyspozycja do ciągłego uczenia się, silny charakter, odwaga cywilna, wybitna zdolność do ryzyka, ponadprzeciętna odporność na stres,  gotowość do ciągłych zmian i niespodzianek, zdolność do kompromisów, również moralnych, talent biznesowy lub/i handlowy ogólny lub w określonych dziedzinach, w przypadku biznesów specjalistycznych zwykle konieczna jest wysoka kompetencja dziedzinowa. Liderzy branży zwykle mają pewien rys szaleństwa. 
  3. Koszty osobiste związane z własnym biznesem, zwłaszcza na początku są ogromne: nieustanny stres, brak wystarczającego kapitału, a potem pieniędzy na pokrycie bieżących kosztów, niepewność jutra i przetrwania, kilkunastogodzinna praca bez urlopów przez pierwsze kilka lat, rezygnacja z większości swoich zainteresowań i pasji, ciągłe kłopoty z pracownikami, kontrahentami, klientami, urzędami itp. Aby skuteczniej zagospodarować dom na potrzeby firmy, musiałem wyprowadzić się z niego i wynająć inne mieszkanie na kilka lat 20 km dalej. W przypadku brania kredytów i leasingów - niepewność rentowności inwestycji i poczucie pewnego zniewolenia na wiele lat. Dla ludzi o wrażliwym sumieniu i przywiązaniu do własnego idealnego ja prowadzenie biznesu jest trudną lekcją urealistycznienia własnego obrazu i utratą „niewinności”, choćby iluzorycznej. Może to prowadzić nawet do poważnych kryzysów tożsamościowych. Osobiście nie poleciłbym zakładania biznesu większości ludzi, których znam. Nawet gdyby sobie poradzili, koszty osobiste mogłyby okazać się dla wielu nie do udźwignięcia, a pewne ich możliwości zostałyby utracone bezpowrotnie. Ja sam jeszcze nie potrafię powiedzieć, czy uda mi się „powrócić” do siebie głębszego. 
  4. Biznes wymaga pewnej dozy determinacji, a nawet bezwzględności wobec innych. To jakby ciągła wojna, w której masz za mało żołnierzy, za mało karabinów, za mało sprzętu i jedzenia, a ciągle jesteś pod ostrzałem. Musisz wybierać, komu wpierw dać „posiłki”, czyli komu wpierw zapłacić, bo zawsze brakuje, kogo wysłać na pewną śmierć (zwolnić z pracy, zachęcić do odejścia), jak zachować w sobie i innych wolę zwycięstwa, gdy wszystkie plany wydają się nierealizowalne, a inwestycje nierentowne. Aby przetrwać, biznes kieruje się głównie logiką siły: płacisz wpierw tym, którzy najbardziej mogą ci zagrozić – słabsi muszą poczekać, zwalniasz wpierw tych, którzy najbardziej firmie szkodzą czy ją osłabiają lub po prostu przestają być potrzebni, nawet jeśli wcześniej byli użyteczni, bo przeszłe zasługi w zasadzie nie liczą się, jeśli przychodzą lepsi, a ktoś przestaje się rozwijać. Z czasem usłyszysz o sobie, zwykle od zwolnionych pracowników, że jesteś sk…nem, ch…m, diabłem, że nie zasługujesz na miano człowieka itp.
  5. Od początku młody biznes jest ofiarą sępów, czyli tych, którzy chcą zarobić na samym twoim istnieniu lub korzystają z braku doświadczeń początkującego. W moim przypadku instytucje państwowe i kontrolne nie zaszkodziły mi wprost prawie wcale. Natomiast podatki, złe wprawo, ZUS tworzą duże koszty, które uważam za haracz płacony państwu, odbierający firmom, zwłaszcza na starcie dużo środków, czasu i nerwów. Banki, instytucje pożyczkowe i leasingowe albo nie chcą pożyczać początkującym, albo zwykle dają im „drogie” pieniądze, czyli wyżej oprocentowane, niż oferta dla dojrzałych biznesów i czy zadłużonego państwa. To - z małymi wyjątkami - wampiry w majestacie prawa: dają życie i wysysają krew, czyniąc z ciebie niewolnika. Pracowników na początku musisz przepłacać, bo nie jesteś w stanie zapewnić im perspektywicznego bezpieczeństwa zatrudnienia: trudniej zdobyć dobrych ludzi na początku biznesu, płacisz więc więcej i słabszym, byle tylko ktoś pracował. Cały czas też musisz uważać, by nie stwarzać okazji do kradzieży lub nieefektywnego wykorzystania czasu pracy. Błędy pracowników potrafią zmniejszać przychody firmy od 10-20% miesięcznie. Kontrahenci żerują zwykle na twoim braku doświadczenia: dominują tu firmy telekomunikacyjne, informatyczne, ubezpieczeniowe, agencje reklamowe i pozycjonerskie. Są też firmy, które wprost specjalizują się w półlegalnym wyłudzaniu pieniędzy od innych firm, np. firmy pseudoprawnicze pozywające małe sklepy internetowe z powodu domniemanych braków w regulaminach sklepu. W szóstym miesiącu działalności zostałem zasypany 15 pozwami od takich naciągaczy. Gdybym przegrał wszystkie sprawy, być może musiałbym zwinąć interes, a przynajmniej usiadłby na mnie komornik.
  6. Główną czynnością umysłową przedsiębiorcy jest liczenie: liczysz nakłady, opłacalność, wpływy, straty, procenty itp. Uważam, że sukces biznesowy zależy przynajmniej w połowie od umiejętności ciągłego adekwatnego analizowania finansowego każdej aktywności w twoim biznesie. I musisz mieć to w głowie: ja mam wszystkie najważniejsze liczby duże i małe w głowie – znam na pamięć sprzedaż z każdego miesiąca z ostatnich trzech lat, uzyskiwane realne marże z danych zakupów, koszty opłat na Allegro, zarobki pracowników, średnie ceny książek w różnych dziedzinach czy typach, mam w głowie prognozy spadków sezonowych sprzedaży książek, inne dla używanej, inne dla nowej, potrafię z ilości i wartości wystawień książek w danym dniu czy miesiącu obliczyć, za ile sprzedamy te książki w ciągu najbliższych 6, 12 i 18 miesięcy. To są tysiące cyfr, setki wzorów. Możesz mieć to na papierze czy w kompie, ale najważniejsze, żebyś to miał w głowie: tylko dzięki temu możesz optymalizować każdą decyzję i oceniać efektywność każdej czynności. Kto tego nie potrafi lub psychicznie nie wytrzyma tego cyfrowego nacisku, nie poradzi sobie w samodzielnym prowadzeniu interesu. Dobrze jest, jeśli przedsiębiorca znajduje pewną przyjemność w swoich obliczeniach i tworzeniu prognoz - pomaga to w znoszeniu tego nudziarstwa.
  7. Najważniejszy, oprócz potencjału osobistego przedsiębiorcy, jest pomysł biznesowy, który z czasem staje się bardziej spójną całościową wizję przedsięwzięcia i strategią realizacji celów.  Udany biznes wprowadza coś nowego na rynek: albo w zakresie produktu czy usług, albo wydobycia nowych możliwości z dotychczasowych produktów czy usług, albo zaproponowania nowych procesów optymalizujących działania biznesowe. Mój pomysł na biznes był i jest bardzo prosty: chcę przez Internet zaoferować Polakom w kraju i za granicą każdą książkę (i produkty zbliżone: CD, DVD, gry itp.) nową, używaną, kolekcjonerską, papierową i e-book, którą są zainteresowani. Unikalność mojego pomysłu polega na wysokiej jakości i szerokości oferty, a także na synergicznym połączeniu korzyści sprzedaży książki używanej i nowej. Dużemu biznesowi trudno jest stworzyć dynamicznie rozwijający się dział książki używanej i kolekcjonerskiej, natomiast małe i średnie biznesy – takich jest większość polskich antykwariatów stacjonarnych i internetowych – nie potrafią działać na dużą skalę, a zwłaszcza pozyskiwać i opracowywać do sprzedaży internetowej dużych i cennych księgozbiorów, stanowiących warunek konieczny wysokiej jakości oferty. Wyspecjalizowanie się w sprzedaży e-commerce i rezygnacja ze sprzedaży stacjonarnej sprawia, że od początku znajdujemy się na najbardziej rozwijającym się rynku i mamy szansę ciągłego podnoszenia naszych kompetencji handlowych tam, gdzie najbardziej się to opłaca i zwraca.
  8. Ludzie są ważni. Bardzo ważny jest ktoś, komu możesz w pełni zaufać i kto pomoże ci w pierwszym okresie. Trudno jest prowadzić biznes samemu, a już niemożliwe jest jego rozkręcenie na większa skalę w pojedynkę. Dla mnie największym oparciem i pomocą na starcie oraz podczas tych pierwszych 3 lat była Małgorzata, która zajmowała się na początku obsługą klienta, sprawami administracyjno-księgowymi, urzędami, kadrami. Potrafiła tez zastąpić mnie w prowadzeniu portalu i Fundacji tak, abym mógł się w pełni poświęcić firmie, a jednocześnie, żeby nie utracić dorobku naszej i innych działalności twórczej i społeczno-kościelnej. Choć Małgorzata nie ma żyłki handlowej i biznesowej, świetnie się sprawdza w funkcjach szeroko pojętego zaplecza, a jest tych spraw sporo. Dzięki jej mrówczej aktywności ja mogę zajmować się w zasadzie tylko sprawami ważnymi, zapewniającymi firmie rozwój, nie zaniedbując tyłów, które też są konieczne, gdyż niedbałość o różne sprawy mogłaby doprowadzić do poważnego zagrożenia firmy, a nawet do jej upadku.
  9. Pracownicy. Mój pogląd na temat pracowników i ich funkcji  w firmie ewoluował. Wpierw myślałem, że ważne jest, aby po starannej selekcji wybierać najlepszych i starać się ich utrzymać w firmie tak, aby rotacja – zwłaszcza na ważniejszych stanowiskach – nie była wysoka. Mój biznes jest stosunkowo prosty, nie trzeba jakichś wielkich wcześniejszych kompetencji, w zasadzie prawie wszyscy pracownicy, łącznie ze mną, uczą się swojej pracy dopiero w firmie. Wysoko specjalistyczne prace: informatyczne, serwerowe, sieciowe, księgowe itp. wykonują firmy zewnętrzne. Prawidłowość, którą teraz dostrzegam, jest taka: na każdym etapie firma potrzebuje innego rodzaju ludzi i zdecydowana większość pracowników, również tych ważnych z pierwszego okresu, nie odnajduje się na kolejnych etapach. I trzeba ich zwolnić albo zachęcić do odejścia. Moja firma rozwija się zdecydowanie szybciej, niż większość jej kluczowych pracowników. A jednocześnie, czym firma jest bardziej rozwinięta i dojrzała, przychodzą coraz lepsze aplikacje i bardziej odpowiedni ludzie. Obecnie współpracuje ze mną 12-18 pracowników, z których kilku ma znaczenie kluczowe i kompetencje unikalne, zdobyte m.in. przez 2 lata pracy w mojej firmie: jest to specjalista ds. zakupów i kierowniczka główna, wcześniej odpowiedzialna za Biuro Obsługi Klienta. Te dwie kluczowe osoby są odpowiedzialne za najistotniejsze działania firmy i dopóki będą się rozwijać, ich obecność w firmie jest cenna - choć wciąż są to osoby zastępowalne. Ważny jest średni szczebel kompetencji: pracownicy odpowiedzialni za wycenę książek i wysyłkę. Dobrej wyceny książek używanych i kolekcjonerskich trzeba się uczyć minimum 6 miesięcy, a wysoką kompetencję nabywa się po 2 latach intensywnego wyceniania i obserwacji sprzedaży. Dobrym wysyłkowym staje się pracownik po 6 miesiącach pracy. Osobom wystawiającym książki na platformach handlowych wystarczy 2-4 tygodnie dla nabycia podstawowych kompetencji, a dobry „wystawiacz”, umiejący szybko i dobrze wystawiać trudne książki, potrzebuje ok. 6 miesięcy., by zyskać ten poziom kompetencji. Większość młodych ludzi – a z nich składa się moja ekipa – wypala się po 3-24 miesiącach pracy. Z różnych powodów pogarsza się jakość ich pracy i motywacji, mają nadzieję, że gdzie indziej „trawa jest bardziej zielona” itd. Po 3 latach dostrzegam większe korzyści rotacji pracowników szczebla podstawowego, a nieraz wyższego i kierowniczego. Obecnie za cenne i przyszłościowo obiecujące uważam 5-10 osób i w nie najbardziej inwestuję: korzystniej jest związać je z firmą, niż szukać i zamieniać je nowymi. Na obecnym etapie firmy najbardziej potrzebowałbym przynajmniej 1 bardziej utalentowanego handlowca z umiejętnościami analizy finansowej, specjalistę w e-commerce oraz 1 informatyka pracującego nad informatyzacją procesu wystawiania książek.
  10. Pieniądze w biznesie są ważne. I zawsze jest ich za mało. Wielką sztuką w biznesie, zwłaszcza na początku, jest z niczego robić coś. Ja startowałem, mając kilka tysięcy na koncie, małą własną biblioteczkę, podręczny laptop, kilka mebli, użyczony na potrzeby firmy kupiony na kredyt dom nam wsi. Moje własne aktywa materialne, nie licząc domu, wynosiły na starcie ok. 10 tys. zł. Obecnie, po 3 latach szacuję je na ok. 1 – 1,2  mln zł. (Pasywa, czyli kredyty, leasingi itp. też są, ale zdecydowanie mniejsze). Sam dokładnie nie wiem, jak to się stało: po prostu starałem się, inwestując np. 1 tys. zł, uruchamiać obrót wartości np. 20 -40 tys. zł i wszystkie nadwyżki - poza bieżącą konsumpcją - inwestowałem w firmę. Ze względu na intensywne inwestycje – głównie w środki obrotowe, zwiększanie zatowarowienia i powierzchni oraz wyposażenia magazynów, a także w ciągłą modernizację informatyczną sklepów – przez pierwsze trzy lata firma zawsze miała większe wydatki niż wpływy. Dopiero teraz zaczynamy równoważyć obie kolumny. Ważne jest, że wreszcie kumulują nam się  pozytywne efekty różnych inwestycji z ostatnich 3 lat: np. nasz własny sklep zaczął zarabiać poważniejsze pieniądze dopiero po 2 latach! Dopiero od 3 miesięcy nie muszę się nieustannie reklamować, pozycjonować, rabatować, by dużo z niego sprzedawać. Inwestycja w książkę nową i otworzenie księgarni internetowej zaczęła zwracać się dopiero po roku. Ta sama zasada jest z innymi inwestycjami. Coraz mniej przepłacamy i coraz skuteczniej oszczędzamy. Jako coraz większy partner możemy z kontrahentami liczyć na lepsze warunki współpracy. A mając większe doświadczenie w rentowności różnych inwestycji, lokujemy pieniądze tam, gdzie najlepiej się zwracają. Mamy tez dostęp do znacznie tańszych kredytów niż na początku, dzięki czemu mogliśmy pozbyć się dokuczliwych drogich pożyczek z pierwszego okresu działalności. Obniżyliśmy znacznie koszty obsługi pasywów i ich proporcję do aktywów firmy. Poradziliśmy sobie ze spadkami sezonowymi: w naszej branży niski sezon zaczyna się w drugiej połowie kwietnia i trwa do września (nie liczę specyficznego rynku podręczników). Po prostu kupujemy i wystawiamy 2 razy więcej książek używanych w tym roku, niż w zeszłym, a dzięki temu neutralizujemy spadki sezonowe, dochodzące nawet do 30-40% latem.
  11. Globalne spojrzenie i kapitał kulturowy. Nawet w inicjowaniu i prowadzeniu małego biznesu niezwykle istotny jest kapitał kulturowy przedsiębiorcy, czyli aktywna wiedza o rzeczywistości, dostrzeganie głębszych procesów i związków z różnych dziedzin, pewne globalne spojrzenie. Ja jestem z wykształcenia filozofem i teologiem, i wszechstronnie oczytanym – głównie w humanistyce i naukach społecznych – samoukiem. Z kulturą masową mam kontakt głównie poprzez film i Internet. Nie mam żadnego wykształcenie ekonomicznego, a przedmioty ścisłe, zwłaszcza matematyka były moją zdecydowanie słabsza stroną. Nie oglądam telewizji, nie słucham radia, telefon włączam wtedy, gdy sam chcę zadzwonić, korzystam głównie z Internetu, mieszkam w górach na wsi, nie funkcjonuję systematycznie w żadnym wielkomiejskim środowisku, nie jestem w żadnym szeroko pojętym układzie. Natomiast dużo w życiu przemyślałem, przeczytałem, brałem udział w kluczowych doświadczeniach polityczno-społecznych w latach 80-tych, mieszkałem w dużych interesujących miastach, działałem w unikalnych, elitarnych środowiskach, uczyłem się na dobrych uczelniach w Polsce i za granicą. I to wystarczyło, aby po 2-3 latach zostać liderem w niszowej branży, jaką jest internetowy handel książką używaną i antykwaryczną oraz stać się lepszym sprzedawcą niż pozostali antykwariusze w Polsce, ulokowani głównie w dużych miastach. I aby mieć jednocześnie realistyczną wizję rozwoju wprowadzającą nową jakość na polskim rynku książki. Zastosowane przeze mnie elementy kapitału kulturowego są niezwykle proste, wydają się być wiedzą oczywistą. Dla mnie samego niezrozumiałe jest, dlaczego inni na to nie wpadli czy tego nie realizują.

Ciąg dalszy nastąpi

Przeczytaj również:

Nieświęty biznesmen rozważa Ewangelię

 

 

Tezeusz
O mnie Tezeusz

Blog portalu Tezeusz; pod redakcją Michała Piątka Tezeusz jest portalem dla osób zainteresowanych problematyką religijną, kulturalną i społeczną. Zwracamy się jednak szczególnie ku katolikom i innym chrześcijanom, którzy pragną pogłębiania swej wiary, by móc pełniej żyć Ewangelią i owocniej świadczyć o Chrystusie w dzisiejszym pluralistycznym świecie. Wierzymy bowiem, że Jezus Chrystus jest źródłem sensu życia i zbawienia, a Kościół katolicki wspólnotą wiernych, powołaną do dawania świadectwa Bożej i ludzkiej miłości. Promujemy katolicyzm czerpiący z bogatej tradycji Kościoła, zdolny do twórczej obecności we wszystkich dziedzinach życia osobistego i publicznego oraz nie lękający się wyzwań współczesności.  Z "Misji" Tezeusza.  

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Gospodarka