W dzisiejszych programach informacyjnych obok dramatycznej sytuacji w Grecji najwięcej mówiono o tzw. "Białej Księdze" PiS-u, dotyczącej przyczyn katastrofy smoleńskiej. Większość komentatorów na czele z hiperaktywnym dzisiaj Edmundem Klichem na tym raporcie nie zostawiło suchej nitki. Na pytanie Jarosława Gugały o to czy "Biała Księga" ma jakąś wartość pułkownik Klich bez zastanowienia odpowiedział, że wartości nie ma żadnej.
Ja może tak ostro bym nie odpowiedział, ale w znacznej części muszę przyznać rację Edmundowi Klichowi.
Po pierwsze: Nie znamy jeszcze raportu komisji Jerzego Millera, ale już słychać w PiS-ie głosy, że ów raport nie może być wiarygodny, bo przecież strona rosyjska nie przekazała nam wszystkich potrzebnych dowodów, na czele z wrakiem TU-154. Dodam, że te głosy są jak najbardziej uzasadnione, ale jeśli komisja Jerzego Millera nie ma dostępu do tych dowodów to czy można w ogóle domniemywać, że komisja Antoniego Macierewicza może mieć pełniejszy obraz katastrofy od komisji rządowej? Od razu zaznaczę, że nie uważam, że raport Macierewicza będzie na pewno gorszy od raportu Millera, a sądzę, że ani jeden ani drugi nie będą zamykały ostatecznie wszelkich mniej lub bardziej realnych domniemanych przyczyn katastrofy smoleńskiej.
Po drugie: Antoni Macierewicz na dzisiejszej konferencji prasowej powiedział, że jego raport w dużej mierze opiera się na ... doniesieniach prasowych. Można przypuszczać, że chodziło mu tutaj o szereg artykułów z "Gazety Polskiej", "Naszego Dziennika" czy "Uważam Rze". Zdecydowana większość tych artykułów jest jak najbardziej wiarygodna, ale czy mogą być podstawą do postawienia zarzutów którejkolwiek ze stron (polskiej czy rosyjskiej)? "Biała Księga" byłaby bardziej przydatna gdyby nie odnosiła się do wspomnianych artykułów ale do dowodów, które były motorem napędowym tychże artykułów.
Według mnie plusem "Białej Księgi" jest zebranie wszelkich materiałów w jedną całość, a przede wszystkim opis tzw. "tragedii posmoleńskiej", bo działania zarówno naszych, jak i rosyjskich władz bezpośrednio po katastrofie też mogą być ważnym dowodem w sprawie.
Jutro PiS ma przedstawić drugą część "Białej Księgi", w której zaprezentuje przyczyny katastrofy za które odpowiada strona polska. Według PiS-u to strona rosyjska ponosi większą winę za katastrofę, ale nie trzeba być geniuszem by stwierdzić, że to właśnie jutrzejsza konferencja spotka się z gwałtowną reakcją obozu rządzącego.
Na pewno będą jutro padały słowa, że jedynym wartościowym raportem w sprawie przyczyn katastrofy będzie raport komisji Millera. Jak już wspomniałem na wstępie, trudno się z tym zdaniem zgodzić, gdyż strona polska nie miała i nadal nie ma dostępu do wszystkich dowodów. Ciekawa jest też inna kwestia. W momencie opublikowania raportu przez MAK strona rosyjska nie tłumaczyła go na język polski tylko zaraz po zakończeniu prac zorganizowano pokazową konferencję prasową. My dziś, choć raport od kilku dni jest już na biurku premiera, raportu nie upubliczniamy, bo czekamy na jego przetłumaczenie na język angielski i rosyjski. Wczoraj w radiowej Trójce słyszałem, że nad tłumaczeniem raportu pracuje jedynie 3 tłumaczy. Jakiś inny tłumacz wypowiadał się, że dziennie jeden tłumacz jest w stanie dokładnie przetłumaczyć 10 stron. Raport ma stron 300, więc nie trudno policzyć ile dni powinniśmy jeszcze czekać na upublicznienie raportu Millera.
Trudno więc oprzeć się wrażeniu, że zarówno PiS jak i PO chcą grać tragedią smoleńską w kampanii wyborczej. Z tą różnicą, że PiS jak najszybciej, bez stuprocentowych dowodów chce obarczyć winą PO, a PO chce po pierwsze maksymalnie opóźnić publikację raportu Millera, ale zapewne w tym raporcie i tak pojawi się sugestia, że przynajmniej częściową odpowiedzialność za katastrofę ponosi śp. Lech Kaczyński... a Putin się cieszy...
Inne tematy w dziale Polityka