Partia wodzowska, to antydemokratyczny twór, który nie ma bliżej określonych celów. Liczy się tylko jak najdłuższe utrzymanie przy władzy. Struktury są pod nieustanną kontrolą, a wszelkie inicjatywy oddolne traktowane są jako zło, jako zagrożenie dla niepodzielnej hegemonii aktualnego wodza.
Kiedy partia posiada określoną linię programową, łatwo jest zdecydować wyborcom, czy chcą na nią głosować. Jednak w momencie, w którym w danej partii politycznej liczy się tylko jedna osoba, tak naprawdę nie ważne są założenia ideologiczne, nie ważne jest z jakich środowisk się partia wywodzi – liczy się tylko co myśli i robi jej przywódca. W momencie zaistnienia zagrożenia dla wodza, partia będzie gotowa poświęcić swoje deklarowane uprzednio obietnice, poświęcić przekonania, będzie gotowa na nowo napisać program, a wszelkie przewiny i wady przywódcy, będą w danej strukturze traktowane jako cnoty.
Jeśli był agentem, to znaczy, że pomagał państwu – był bohaterem. Jeśli nie był agentem, to znaczy, że pozostał czysty, nieumoczony pomimo wielu nacisków – był bohaterem. Jeśli wódz ma kryzys wieku średniego i szuka na gwałt kobiety, to znaczy, że jest prawdziwym mężczyzną. Jeśli stroni od kobiet, bo nie potrafi z nimi rozmawiać, to znaczy, że ma wyższe cele – jest święty. Tak naprawdę dla wiernych nie ma znaczenia co robi wódz – ważne że dalej przewodzi.
Niepowstrzymany pochód w kierunku przyszłości jest najważniejszy. Dzięki istnieniu przywódcy jest on dla wiernych łatwy, ponieważ przyszłość, a w związku z tym strach przed nią, przysłania monumentalna sylwetka idącego na czele – wodza.
Wódz musi być zdrowy, dynamiczny, aktywny, stateczny i odzywać się rzadko, a mądrze – ważne jest, by mówił głębokim głosem. Jeśli którejś z powyższych cech mu brakuje, wtedy podkreślać się będzie, że jest człowiekiem – jak każdy ma wady. Jednak jego wady, tak samo jak jego sztuczne zęby, są jakby bielsze.
Nieznana jest droga narodu, któremu przewodzi wódz pojedynczej partii. Jeśli wódz nie posiada konkurencji, to znaczy że jest skutecznym politykiem, a im dłużej taki nienaturalny stan rzeczy się utrzymuje, tym więcej wódz musi być politykiem i mniej ma czasu na swoją życiową misję – przewodzenie. Wkrótce jedynym celem jego życia, staje się utrzymanie przy władzy. Władza staje się wszystkim, jej brak ostateczną klęską – gorszą nawet od śmierci.
Radykalizacja postaw jest takiego stanu rzeczy naturalną konsekwencją. Radykalizm w demokracji z kolei, w naturalny sposób dąży do ostatecznego zniszczenia swojej konkurencji, za pomocą mafijnej dyktatury, czyli wsadzania na intratne synekury własnych ludzi.
Dlatego nie podoba mi się model partyjny, w którym zamiast programu ważniejszy jest konkretny człowiek. Po pierwsze gdy go zabraknie, mozolnie budowany wizerunek konkretnej partii, praca wykonywana przez tysiące jej zwolenników ulega zmarnotrawieniu. Schedę po przywódcy przyjmuje jakiś jego cień, człowiek bez własności, natomiast dobrze znający układy i potrafiący prowadzić krwawą wojnę na górze. Równie prawdopodobnym scenariuszem utraty wodza, jest całkowity rozpad partii.
Aby nasze życie polityczne było stabilne, nie możemy postrzegać ugrupowań politycznych jako listka figowego dla konkretnej twarzy. Nie możemy postrzegać partii, przez pryzmat jej aktualnego lidera. Partia ma mieć program, wizję, poglądy, a nie bilbordy. Polityk ma mieć takie poglądy jakie ma jego partia. Jak mu się nie podobają, powinien honorowo odejść, co zrobił Marek Jurek i za co wielu ludzi do dzisiaj go podziwia.
Partie niszowe, głównie sprzeciwiające się czemuś i nie mające aspiracji przewodzenia, co prawda jeszcze mogą w modelu wodzowskim sprawnie funkcjonować. Mają dzięki temu większą siłę przebicia i potrafią lepiej pokazać establishmentowi, co naprawdę przeszkadza jej zwolennikom w aktualnym podziale dóbr. Dopóki nie dochodzą do władzy, takie działanie i model funkcjonowania sprzyjają demokracji.
Dlatego można ścierpieć Andrzeja Leppera przewodzącego niezadowolonym rolnikom, można zrozumieć Korwina Mikke walczącego o niższe podatki dla mas.
Jednak początkowo forsowany pomysł, aby Donald Tusk został prezydentem, zachowując jednocześnie kontrolę nad partią, był tak samo poroniony, jak czasy w których premierem był Jarosław, a prezydentem jego brat.
To dobrze, że w Platformie Obywatelskiej dochodzi do rozłamu i podziału władzy. Dzięki temu ta partia może dalej skutecznie rządzić. Natomiast to, co się dzieje w PiSie, źle wróży przyszłości tej partii. Idea wszystkich rąk na pokład i trzymania przez jedną osobą wszystkich sznurków – monopolu partyjnego i prawdopodobnej prezydentury kraju, niszczy nadzieję na to, że PiS stanie się partią konserwatywną z prawdziwego zdarzenia, mającą w XXI wieku reprezentować ludzi XX wiecznych.
Bardziej prawdopodobne będzie, że po przegranych wyborach Jarosław Kaczyński utraci kontrolę nad swoimi pragnieniami. Nie będzie wiedział czego chce, a chciał będzie wiele. Natomiast jeśli wygra, czeka nas scenariusz dużo gorszy – będziemy musieli jako kraj, ponownie zmierzyć się z masowym ruchem milionów ludzi popierających nie program, lecz konkretnego człowieka.
Wtedy każda porażka wodza, będzie powodem do śmiechu przeciwników i nienawiści wiernych. Każdy sukces wodza, będzie powodem do propagandowego umniejszania go przez nieprzyjazne media i nienawiści wiernych.
Nienawiść na nowo odżyje w naszej debacie publicznej, a po tragedii Smoleńskiej wielu miało nadzieję, że to uczucie odeszło już od nas, przynajmniej na jakiś czas.
ZibiKendo