Niknące dowody, zastraszani świadkowie, telefony z pogróżkami - to ciąg dalszy historii właściciela klubu towarzyskiego z Katowic
Jan Osuch jest właścicielem sklepów i dwóch klubów nocnych. Swoich interesów się nie wstydzi, dlatego zezwala na ujawnienie swego nazwiska.
– Prowadzę zarejestrowaną działalność gospodarczą, mam sklepy i dwa kluby– „Relaks” w Katowicach i „Sfinks” w Chorzowie. Płacę podatki, nie byłem karany, ale przez wymiar sprawiedliwości jestem traktowany jako obywatel drugiej kategorii… - mówi zdenerwowany Osuch.
Kiedy w lipcu 2008 r. do jego domu weszli policjanci, nie wiedział o co chodzi. Dopiero potem zrozumiał, że biznesy, które prowadzi można zaliczyć do „grupy wysokiego ryzyka”.
Po zatrzymaniu policjanci przewieźli Osucha do Prokuratury Rejonowej w Tarnowskich Górach. Tam usłyszał zarzut, że „w marcu 2008 r. miał nakłaniać niejakiego Marka C. do stosowania wobec Adama B. gróźb bezprawnych”.
Osuch nie przyznaje się do zarzutu. – Nikogo do niczego nie namawiałem. Tym bardziej Marka C., którego nie znam i tak naprawdę nie wiem, kim on jest– wyjaśnia.
Marek C. miał do tej „roboty” wynająć Dariusza K., który pracował w zakładzie w Krupskim Młynie, gdzie produkowane są materiały wybuchowe. Adam B. jest właścicielem agencji towarzyskiej „Styks”. Policjanci, zawiadomieni przez niego o grożącym zamachu zatrzymali Dariusza K., który zeznał, że „słyszał od Marka C., że za tym zleceniem stoi Jan Osuch”. Jednak z podsłuchanej wcześniej przez policjantów rozmowy pomiędzy B. a Dariuszem K. wynika, że zastanawiają się „jak mogą sprawę z bombą skierować na Osucha, żeby to poszło na Osucha?”.
Z informacji, do jakich dotarł właściciel „Sfinksa” wynika również, że Marek C. zeznał w prokuraturze, iż „nie zna Osucha, nie wie jak on wygląda i czym się zajmuje”. Natomiast Dariusz K potwierdził, że w lutym 2008 roku ukradł materiały wybuchowe z zakładu w Krupskim Młynie. Przesłuchiwany powiedział, że nie zna J. Osucha, ani nawet nie wie, gdzie jest jego klub nocny.
– Takie zarzuty, jak te postawione Osuchowi stawia się wtedy, kiedy brak jakichkolwiek dowodów. Na podstawie pomówienia, bo tak trzeba historię opowiedzianą policjantom przez tego B. potraktować, każdego można wsadzić do więzienia –usłyszałem od dwóch prokuratorów zajmujących się przestępczością zorganizowaną.
Intryga zaczęła się sypać
Podczas przesłuchania Adam B. i Dariusz K. twierdzili, że się nie znają. Jednak później siedmiu świadków, w tym trzech pracowników B. zeznało w prokuraturze, że są dobrymi znajomymi od kilku lat, a K. często przychodził do „Styksu”. W biurze Adama B. omawiali w cztery oczy jakieś sprawy. Mało tego - rozpoznali też Dariusza K. podczas okazania, najpierw niewidoczni za lustrem weneckim, a potem w czasie konfrontacji „twarzą w twarz”.
Po tych konfrontacjach na kilku ze świadków zaczęły się naciski. - Najpierw odbierałem telefony, że jak nie wycofam zeznań, to będę jeździł na wózku inwalidzkim. Głos dzwoniącego był zniekształcony, tak jakby ktoś obawiał się, że mogę go łatwo rozpoznać. Potem ktoś podłożył kilkanaście gramów amfetaminy pod zewnętrzne lusterko samochodu. Dowiedziałem się przypadkiem o tej prowokacji i zawiadomiłem policję, która nie wykryła sprawców – mówi Krzysztof K.
Drugi ze świadków, Artur B. dostawał nie tylko telefony, ale i sms-y. – Było tego sporo. Najłagodniejsze z nich to „Ty łysy chuju, masz odwołać zeznania z Tarnowskich Gór, bo cię zajebiemy”. Jeden z esemesów był wysłany z telefonu… B. – twierdzi. Trzeci ze świadków został tak nastraszony, że złożył doniesienie w tej sprawie do prokuratury.
Brudne chwyty
Konkurencja w tej branży jest ostra. I wszystkie chwyty są dozwolone. Osuch miał wielokrotnie wybijane szyby w lokal, wysłannicy „konkurencji” oblewali farbą tablice reklamujące jego „Relaks” i „Sfinks”. W 2007 roku zawiadomił policję o próbach podrzucenia narkotyków w „Sfinksie”: pierwszy raz przez kobietę, która obecnie pracuje w konkurencyjnej agencji i jest znajomą Adama B., a drugi raz – przez pracownika agencji „Styks”. W marcu ubiegłego roku do agencji Osucha w Katowicach wszedł mężczyzna, który zaczął strzelać wokół z rewolweru „Magnum”. Na szczęście nikt nie zginął, a „rewolwerowiec” został zatrzymany przez policję.
– Adam B. to figurant, „słup”. Z informacji operacyjnych wynika, że jego szefami są tak naprawdę bracia Tomasz i Robert Sz. Naszym zdaniem właśnie oni stoją za tą całą akcją wokół Osucha– mówi nasz informator z wydziału kryminalnego chorzowskiej policji.
Prokurator się śpieszy
Mimo, że Osuch leczy się psychiatrycznie i neurologicznie prokurator Halina Barwinek–Folek z prokuratury w Tarnowskich Górach nie przesłuchała właściciela „Sfinksa” w obecności adwokata, jak nakazują przepisy. Nie trafił do aresztu, ale prokuratura dała mu na wpłacenie 30 tys. złotych poręczenia majątkowego tylko trzy dni.
Przez pół roku prokurator nie dopuszczała też dowodu z opinii sądowo-psychiatrycznej na okoliczność poczytalności podejrzanego. Podważała również wiarygodność biegłego psychiatry, który wydał opinię o stanie zdrowia podejrzanego. Powiadomiła Śląską Izbę Lekarską, że psychiatra Jerzy C. wystawił zaświadczenie o stanie zdrowia podejrzanego nie widząc go na oczy. Samorząd lekarski nie potwierdził podejrzeń śledczej wobec lekarza.
Psychiatra stwierdził, że Osuch przez co najmniej pół roku nie może brać udziału w czynnościach procesowych. Prokurator jednak uważa, że jest on zdrowy i wyznaczyła termin kolejnych badań w przychodni psychiatrycznej, niedaleko prokuratury w Tarnowskich Górach.
Osuch pisze dramatyczne listy do ministerstwa sprawiedliwości i rzecznika praw obywatelskich. Adwokaci właściciela „Sfinksa” żądają przeniesienia postępowania do innej prokuratury i wyłączenia prokurator z prowadzenia postępowania. Jako powód podają uchybienia, do jakich doszło w sprawie.
Nie powiadomiono J. Osucha i jego adwokatów o prowadzonych przesłuchaniach kilkunastu świadków, a tym samym uniemożliwiono im udział w tych czynnościach. Według adwokatów złamano w ten sposób zasadę lojalności procesowej.
Niewidzialna ręka
Jak wynika z zeznań niektórych świadków, Adam B. miał twierdzić: „Mam taki „układ” w prokuraturze i policji, że to czy Osuch będzie oskarżonych, czy nie, zależy tylko ode mnie”. Ten watek jednak jest pomijany w postępowaniu.
Z telefonów Osucha, które były zdeponowane na policji w Tarnowskich Górach, zostały wykasowane sms-y, które są ważnym dowodem w sprawie. Telefony były zamknięte w kasie pancernej na komendzie policji. Kto wykasował wiadomości? Nie wiadomo. Sprawę wyjaśnia prokuratura w Zabrzu.
Prokurator nie umożliwiła Osuchowi złożenia uzupełnienia do wyjaśnień. Musiał napisać pismo. Odrzucono wiele innych wniosków dowodowych jego obrońców. Także ten o wszczęcie postępowania przeciwko Adamowi B. i Dariuszowi K., których podejrzewa o preparowanie dowodów. – Tego K. nigdy nie widziałem na oczy. Zawiadomiłem prokuraturę, że obaj uknuli spisek przeciwko mnie. Ale prokurator nawet mnie nie przesłuchała!– oburza się Osuch.
- Wniosek o wyłączenie prokuratora prowadzącego sprawę został odrzucony przez szefa Prokuratury Rejonowej w Tarnowskich Górach. To postępowanie jest od samego początku pod nadzorem naszej prokuratury, która na razie nie ma zastrzeżeń, co do sposobu jego prowadzenia – wyjaśnia Michał Szułczyński, rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Gliwicach.
Dlaczego jednak sprawa od samego początku jest pod nadzorem tej prokuratury? Tego nie wiadomo.
Sposobem prowadzenia tej sprawy zainteresowała się Prokuratura Krajowa, która poleciła zbadanie akt postępowania.
Inne tematy w dziale Polityka