Z niedowierzaniem czytałem wynurzenia naczelnego (nazwa na pewno nie ma nic wspólnego ze ssakami) Dziennikana temat anonimowych quasikomentatorów, wędrujących po różnych internetowych "forumach". Z niedowierzaniem - bo tekst ten powstał (że najprawdopodobniej po pijanemu, tu już sprawa tego gównia..., przepraszam, dziennikarza) w konsekwencji walki nie z jakimś anonimowym tałatajstwem wypełniającym forum Dziennika (i notabene - nabijającym mu statystyki oglądalności) tylko z konkretną osobą, która występowała tu pod jednym nickiem, a jej siłą były zawsze argumenty, a nie obelgi.
"Pocałujcie mnie w dupę... - tak powinien zaczynać się list do Was, gdybym się chciał trzymać Waszej konwencji"
Panie(?) Krasowski.
Z chęcią spełniłbym ten wyrafinowany postulat, dostrzegam tylko jedną przeszkodę na drodze do spełnienia tej prawdziwie pańskiej zachcianki. Mam bowiem przed sobą nie lada dylemat - w którąż z dup miałbym Pana ucałować?
Czy chodzi Panu o tę tradycyjną, której używa się nie tylko do celów wskazanych przez Pana, czy tę nowatorską, której Pan, ekesperymentalnie najwyraźniej, używa do wygłaszania poglądów?
Bo, wie Pan, po zapachu nie jestem w stanie rozpoznać.
Inne tematy w dziale Polityka