"Damięcki stwierdził, że nie zaszkodził swoim kolegom ze środowiska aktorskiego: - Co ja mogłem powiedzieć złego na temat Kondrata, Olbrychskiego czy na temat innych ludzi, ja nic złego nie mogłem powiedzieć, po prostu koleżeńskie stosunki nas łączyły i to jest tyle.
Naprawdę sam nic nie pisałem o nich, po prostu wkładali mi w usta wszystkie zasłyszane plotki czy sprawy, o których można się było dowiedzieć, oni prawdopodobnie brali za to pieniądze"
Jak powszechnie wiadomo SB zajmowało się wytwarzaniem na masową skalę dokumentów, w których wkładało w usta Damięckich, Passentów czy innych Wielgusów, zasłyszane plotki. W rzeczywistości bowiem, nie było w Polsce donosicieli - wszystkie zeznania wyprodukowała przecież SB.
Nie pamiętam sytuacji, aby do współpracy ktoś się u nas dobrowolnie przyznał - dopiero w obliczu oczojebnych dokumentów, coś tam bąkał, że ano, faktycznie, coś tam kiedyś podpisał, ale przede wszystkim - w ogóle nie szkodził.
To jak mantra powtarza się w każdym przypadku - "
ja nikomu nie szkodziłem".
Nikt nie donosił, nikt nikomu nie szkodził a najważniejsze - i tak wszystko przecież produkowała SB.
Takie służby utrzymywane przez Państwo, które były samowsytarczalne i mogły obejśc się bez informacji od kapusiów. Istne perpetuum mobile!
Niedługo się pewnie okaże, że nie było kilkudziesięciu lat komuny - a wszyscy tak tylko udawali, że jest. Takie tam zbiorowe przywidzenie i szaleństwo.
Inne tematy w dziale Polityka