trescharchi trescharchi
3355
BLOG

Wysokie standardy PSL na Śląsku.

trescharchi trescharchi Polityka Obserwuj notkę 39

Jeśli ktoś myślał, że wysunięcie na stanowisko marszałka województwa pana Sekuły jest jakąś linią graniczną arogancji i nie poszanowania werdyktów społeczeństwa (przypominam - pan Sekuła z kretesem przepadł w wyborach samorządowych) to muszę rozczarować. Parafrazując klasyka - za pewną granicą znajdują się prawdziwe Dzikie Pola, step pustawy, na który nawet PO (by nie stracić do reszty mitu "nowoczesności" z jakim szła do wyborów) boi się zapuszczać. Tam właśnie w najlepsze hasa PSL, któremu naprawdę jest wszystko jedno - napisano i mówiono o ludowcach już tyle, że kolejna bulwersująca nominacja personalna nie zrobi na koalicjantach gotowych dogadać się z każdym najmniejszego wrażenia. To swoją drogą absurdalne: partia żywcem wyjęta z epoki słusznie minionej jeśli chodzi o rozdawnictwo stołków i trzymanie w ryzach jądra swojego najwierniejszego elektoratu potrafiła jako jedna z nielicznych przeprowadzić u siebie demokratyczne, normalne wybory władz ugrupowania. Tymczasem partie na każdym kroku wzmiankujące o demokracji, o odwoływaniu się do tradycji "Solidarności" i tak dalej rządzone są jednoosobowo twardą ręką. Ale kto mówił, że w polskiej polityce jest normalnie?

Wróćmy jednak do tematu. Tytułem wprowadzenia - w 2008 roku na biurko pana Waldemara Pawlaka (wówczas lidera ludowców) trafił gruby plik dokumentów śląskich działaczy PSL-u, w których to dokumentach "zbuntowani" politycy zarzucają panu Marianowi Ormańcowi, wicemarszałkowi województwa śląskiego z ramienia "Koniczynek" nepotyzm, wykorzystywanie stanowiska do własnych celów i działania niezgodne ze statutem partii. Zdaniem kolegów partyjnych pan Ormaniec szafował na prawo i lewo posadami w podległych sobie wydziałach Urzędu Marszałkowskiego i rozdawał rodzinie znaczące funkcje w śląskim PSL-u. Dla przykładu jego siostrzeniec, legitymujący się oszałamiającym doświadczeniem zawodowym (miał wówczas 19 lat) został mianowany dyrektorem biura zarządu wojewódzkiego partii. Odpowiadając na zarzuty kolegów z parti (chłopak nie dostał się nawet na studia) pan Ormaniec odpowiedział prostolinijnie: "...może i nic nie umie, ale się szybko uczy. A jak się komu nie podoba, to do pola!". Inny krewny pana wicemarszałka został zastępcą dyrektora w Urzędzie, jeszcze inny wiceprezesem Wojewódzkiego Funduszu Ochrony Środowiska, nie wspominając o grupce osobistych znajomych poupychanych na kierowniczych stanowiskach w spółkach podległych marszałkowi.

Pan Ormaniec nie powiedział oczywiście ostatniego słowa: za jego czasów Urząd Marszałkowski dofinansował stowarzyszeniu kierowanemu przez jego córkę wydanie płyty z kolędami (50 tysięcy złotych) - na okładce pojawiło się logo PSL-u i adres mailowy samego wicemarszałka. Wytłumaczył to następująco: "...urząd dofinansował śpiewnik i płytę. Ja osobiście okładkę płyty. Mogłem więc decydować, co ma na niej być....". W 2007 roku rozpisano przetarg (podpisany przez pana wicemarszałka) na 90-metrowe mieszkanie w samym centrum Katowic, należące do województwa. Lokal został wynajęty przez siostrzeńca pana Ormańca (za 800 złotych na miesiąc); już po przetargu na koszt samorządu zamontowano ogrzewanie centralne, wymieniono podłogi i okna, naprawiono instalację elektryczną, generalnie wpompowano w mieszkanie około 40 tysięcy złotych. W ośrodku wypoczynkowym w Beskidach Wojewódzki Urząd Pracy (nadzorowany urzędowo przez pana wicemarszałka) szkolił swoich pracowników (36 osób, koszt 800 złotych od osoby), co samo w sobie jest oczywiście potrzebne, natomiast sam ośrodek był własnością żony pana wicemarszałka (lub syna - tu relacje są sprzeczne).

Tego było już dla marszałka województwa za dużo - wówczas byl nim pan Śmigielski (PO) - i rozmówił się z panem Ormańcem o zarzutach pojawiających się w mediach. Zdaniem pana marszałka "jego odpowiedzi były albo niepełne albo nieprawdziwe". Zaś sam pan Ormaniec dowiedziawszy się o planach odwołania ze stanowiska wpadł w gniew: wydzwaniał do pana Pawlaka (pokonując dzielnie barierę czasu i wysokich rachunków, bowiem pan wicepremier wówczas bawił w Moskwie), straszył dziennikarzy sądem, wreszcie wtargnął (nieomalże siłą) na posiedzenie klubu PO i wrzeszczał na radnych wojewódzkich, grożąc, że jego odwołanie przeniesie się na relacje koalicji PO-PSL w rządzie. Na nic jego teatralne gesty: w tajnym głosowaniu przytłaczającą większością głosów (także tych z PO) pan Ormaniec został odwołany, zaś pan marszałek głośno opowiadał o utracie zaufania do jego osoby. Podobno nawet pan wicepremier Pawlak zrozumiał argumenty śląskich samorządowców i "postawił krechę" na wyjątkowo ambitnym działaczu. Warto też przytoczyć kilka wypowiedzi lidera śląskiej PO - pana Tomczykiewicza - o całej tej sprawie. "Czara goryczy w tym przypadku się jednak przelała", "...błędy, które popełnił stały się recydywą". Przy okazji zaś, pan Tomczykiewicz zapytany o to, dlaczego PO tak długo tolerowała nepotyzm i nadużywanie służbowego stanowiska z rozbrajającą szczerością odpowiada: "...Ze względu na dobro koalicji z PSL-em...".

Ktoś spyta - dlaczego poświęciłem tyle czasu i tekstu na przytoczenie postaci pana Ormańca? Posłuchajmy samego bohatera: "...o takich ludzi jak ja jest trudno, więc ciesze się, że spełniam te warunki", "...znam całe województwo na wylot, jestem niesamowicie dobrze zorientowany i przygotowany do tego zadania...", "...ludzie zabiegają o to, bym kandydował...jestem partyjnym wyrobnikiem, a u nas to się szanuje...". No dobrze, czas odkryć karty. Pan Piechociński - zapowiadający tuż po swoim wyborze oparcie się na młodych, ambitnych ludziach z wizją - bardzo chciałby by właśnie pan Ormaniec został nowym wicewojewodą śląskim. W miejsce starego wicewojewody, obecnego lidera PSL-u w regionie, który akurat przechodzi do tworzącego się od nowa zarządu województwa. Na stanowisku zrobił się zatem wakat, i podobno pan Ormaniec nie jest bez szans, by takie miejsce otrzymać, ba, jest jednym z faworytów. Decyzja, kogo ludowcy wysuną na swojego kandydata miała zapaść wczorajszym wieczorem na posiedzeniu PSL.

Jestem bardzo ciekawy, jak będzie się współpracowało panu wojewodzie Łukaszczykowi (PO) z człowiekiem który popełnia "...błędy stające się recydywą". Jestem ciekaw, kto podszepnął panu Piechocińskiemu kandydaturę człowieka doszczętnie skompromitowanego w śląskim samorządzie, którego nie chciała bronić nawet koalicyjna PO; jestem wreszcie ciekaw jak długo jeszcze ludzie wytrzymają to, że rządzący Nami bez żadnej żenady pokazują Nam "figę". Oczywiście przywoływanie znów przykładów na to, że na Zachodzie polityk odwołany za nepotyzm i nadużywanie swego stanowiska skazany byłby (na jakiś czas chociaż) na śmierć cywilną, mija się z celem. Nasza demokracja i maniery Naszej elity politycznej nie dojrzały jeszcze do wymuszania na czarnych owcach takich gestów.

Szkoda tylko Śląska i śląskiego urzędu wojewódzkiego - bo ktoś, komu weszły w krew "błędy stające się recydywą" raczej nie rezygnuje ze swoich przyzwyczajeń. No cóż, by żyło się lepiej!

trescharchi
O mnie trescharchi

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (39)

Inne tematy w dziale Polityka