Pod koniec ubiegłego roku dotarła wiadomość o zamieszaniu na dyplomatycznej placówce w niemieckiej Kolonii; motywując sprawę godnymi pochwały oszczędnościami MSZ chciał przeprowadzić konsulat do budynku w centrum miasta, by sprzedać (z zyskiem, miejmy nadzieję) zabytkową willę i zmniejszyć nieco koszty obsługi placówki. Zaprotestowała wówczas pani konsul, zaprotestowały środowiska polskie w tamtejszym regionie Niemiec, niemniej argument o oszczędzaniu pieniędzy był mocnym asem w nienagannie wykrochmalonym rękawie pana Radka Sikorskiego. Nawet jednak całkowity laik ekonomiczny wie, że najważniejszą kwestią w trudnej sztuce oszczędzania jest konsekwencja. Najnowsza ocena NIK-u dotycząca gospodarowania w resorcie pana Sikorskiego pokazuje, że tej żelaznej konsekwencji tu zabrakło. Chociaż daty, jakimi za chwilę będę szermował wskazują, że czerwienić się ze wstydu powinni też poprzedni ministrowie w poprzednich rządach.
W raporcie Najwyższej Izby Kontroli znajdują się przykłady, które - nieco popadając w tabloidową przesadę - powinny polskiemu podatnikowi zjeżyć włosy na głowie. Oto w magazynach resortu znajdują się dwa zestawy satelitarne (służą do przetwarzania informacji niejawnych, więc tym bardziej dziwi fakt, że są praktycznie nieużywane) - od ponad dekady kurzą się na półkach (o, przepraszam, jeden z nich był wykorzystywany przez 9 miesięcy, z tym że dwanaście lat temu), a ich wartość to ponad 260 tysięcy złotych. Od początku 2000 roku ministerstwo "chomikuje" sprzęt komputerowy ( w sumie około 650 sztuk), oczywiście dziś nadający się tylko do muzeum, a kosztujący Nas w sumie 3 miliony złotych. Pamiętacie Mercedesa, kupionego na potrzeby polskiej prezydencji, którym obecnie pan minister Cichocki wozi córkę do szkoły? No cóż, przynajmniej z tym "gadżetem" coś się dzieje; MSZ w imię godnego pokazania się podczas tejże prezydencji zakupił krzesła i stół konferencyjny za 580 tysięcy złotych, ale obecnie nieużywane meble powędrowały do magazynu, za który - by było śmieszniej - tylko w pierwszej połowie 2012 roku trzeba było też zapłacić, całe 16 tysięcy. Wreszcie creme de la creme - 830 tysięcy złotych wpakowano w remont pałacyku Przezdzieckich, jakkolwiek nieruchomość ma wielke szanse być zwróconą w ręce spadkobierców byłych właścicieli.
Na odpowiedź pana ministra Sikorskiego nie trzeba było długo czekać. Na Twitterze zaćwierkał oburzony, że NIK najpierw prezentuje raport mediom, a dopiero potem zapoznaje z nim najbardziej zainteresowane efektami kontroli MSZ. Niestety, pan minister mija się z prawdą (pozostaje wierzyć, że coś mu się "pokićkało" z nadmiaru obowiązków) - audyt w ministerstwie skończył się 30 czerwca 2012 roku, a papiery pokontrolne skierowano na ręce szefa resortu 17 września. Dziennikarze opisujący całą sprawę (i denerwujący pana ministra swoją dociekliwością) po prostu odnaleźli stosowny raport w BIP-ie, gdzie był zresztą powszechnie dostępny, również dla urzędników ministerialnych, co do których nie potrafię uwierzyć, że nie byli zainteresowani wynikami kontroli. MSZ poczuł się też zobligowany do zaprotestowania odnośnie owego nieszczęsnego stołu konferencyjnego z czasów prezydencji: po prostu "...nie było imprez, w których można go wykorzystać, ale będzie się tak działo w przyszłości...". Tak na poważnie, to zastanawiam się dlaczego rząd nie stworzy (podpowiadam - to kilkanaście pewnych miejsc pracy dla "fachowców") jakiegoś centralnego magazynu infrastruktury dla ministerstw, w którym przechowywane będą potrzebne meble czy inne sprzęty i użyczane konkretnym resortom po otrzymaniu sensownie umotywowanej prośby. Taka infrastrukturalna "biblioteka" - bo Bóg jeden wie, ile gratów kupowanych za ciężkie pieniądze zalega w piwnicach wszystkich ministerstw. Nie muszę przypominać, za czyje ciężkie pieniądze kupowane.
Trochę szkoda, że efektem tych oszczędności w polskiej dyplomacji był ośmieszający Nas w Niemczech konflikt - wszystko byłoby łatwiejsze do przełknięcia, gdyby ministerstwo zaczęło od siebie. No i gdyby pan minister nie szedł na Twitterze w zaparte.
Inne tematy w dziale Polityka