O dziwo – decyzja o zamrożeniu pieniędzy na budowę polskich dróg ucieszyła Naszego ministra spraw zagranicznych. Zdaniem pana Sikorskiego takie działanie Unii Europejskiej de facto wzmacnia pozycję Polski w Europie – zwłaszcza biorąc pod uwagę kalendarz; niebawem kolejna tura trudnych negocjacji nad unijnym budżetem. I właśnie to zamrożenie wielkich środków ma być w opinii pana ministra Naszym handicapem – bo przecież skoro „…polskie instytucje, polska prokuratura są zdolne do wykrycia zmowy cenowej, to pokazuje nasz autorytet i pokazuje, że państwo polskie sprawnie działa…”. Co więcej, takie „sprawne działanie” (dlaczego zabrakło uniwersalnych słów o „zdawaniu egzaminu”?) daje Nam „…dodatkowe argumenty w naszych negocjacjach o szczodry budżet europejski…”. To interesujące zdanie, chociaż akurat w tym wypadku bardziej zawierzałbym pani minister Bieńkowskiej, która podeszła do sprawy pragmatycznie: zakasała rękawy, uzbroiła się w garść przepisów i ruszyła do Brukseli. Nawet jeśli to działanie obliczone pod publiczkę – to chociaż coś robi, w przeciwieństwie do snującego „political fiction” pana ministra Sikorskiego, który co rusz udowadnia Nam wszystkim jakich to on nie ma doskonałych stosunków z Unią Europejską; a tu proszę, klops, nikt z „przyjaciół” odpowiednio wcześniej nie dał mu cynku i obudziliśmy się z ręką w nocniku.
Pan minister spraw zagranicznych przy okazji jeszcze raz udowadnia swoją maestrię w sztuce dyplomacji i ogłady, odzywając się w te słowa (odnośnie tego, że Polska miała udowodnić zero tolerancji dla przestępczości) : „…pamiętajmy, że tolerowanie takiej przestępczości – nie będę nazywał krajów, ale wszyscy wiemy o które chodzi – przez wiele dekad przyczyniło się do kryzysu i obniżenia wiarygodności tych krajów, więc tu Polska punktuje w Unii…”. Klasyczne „wiem, ale nie powiem”- może i przydatne w krajowych przepychankach politycznych, ale na arenie międzynarodowej zupełnie niepotrzebne. Pan minister zapomniał również nadmienić, że zanim zaczniemy punktować na plusie, musimy z wszystkich sił starać się zatrzeć negatywne wrażenie, jakie powstało choćby po dwóch „cwaniackich” posunięciach Naszego rządu: przerzuceniu części funduszy unijnych z kolei (na co były przeznaczone) na drogi (na co bardziej ich potrzebowaliśmy) czy wywindowanie w górę cen za przejazdy autostradami powstałymi za pieniądze Wspólnoty (Unia groziła wówczas najbardziej „proeuropejskiemu” rządowi w III RP wręcz odebraniem dotacji na budowę kolejnych odcinków dróg, a pan premier z ekranu telewizorów przekonywał dość nieładnie mijając się z prawdą, że on sam wpadł na pomysł ulżenia „ciemiężonym” kierowcom i obniżenia cen przejazdu). Nie łudźmy się – może i jest tam paskudna biurokracja i paraliż decyzyjny, może nie potrafią się dogadać do budżetu, może Brytyjczycy pokażą im wszystkim figę, ale beton urzędniczy w Brukseli dobrą pamięć ma i takie wpadki jak te opisane doskonale pamięta.
Najciekawsze jest jednak to, że ze słowami swojego kolegi partyjnego absolutnie nie zgadza się jeden z eurodeputowanych PO, pan Jacek Saryusz – Wolski, uchodzący nad Wisłą za jednego z najbardziej doświadczonych w kwestiach unijnych polityków i wypowiadający się na tematy brukselskie ze sporym znawstwem tematu. Oto mamy więc zagwozdkę; z jednej strony pan minister spraw zagranicznych, całym sobą sprawiający wrażenie pozjadania wszelkich obecnych w okolicy rozumów, z drugiej strony trzymający się w cieniu pracowity europejski „wyrobnik”. Jak dla mnie siłą rzeczy większą wiarygodność ma ten drugi, choćby z faktu niemal codziennego przebywania na miejscu i świetnych kontaktów z unijnymi urzędnikami, czym na pewno nie może pochwalić się zamknięty w swojej wieży z kości słoniowej pan Sikorski. Zdaniem pana Saryusza – Wolskiego wstrzymanie funduszy na budowę dróg w Polsce bardzo osłabia Nasz kraj przed najbliższym, niedalekim już szczytem budżetowym Unii Europejskiej; co więcej, jego zdaniem – poza chwilowym podnieceniem i zamieszaniem w mediach – to jest właśnie najpoważniejszy skutek decyzji Komisji Europejskiej. Do zamrożenia środków doszło w „fatalnym momencie”, a Polska musi jak najprędzej wdrożyć odpowiednie procedury naprawcze zalecane przez Brukselę.
Dwóch polityków tej samej partii – dwie diametralnie różne opinie. Nie sposób odpędzić się od wrażenia, że Nasz minister spraw zagranicznych żyje w jakimś na wpół wirtualnym świecie myślenia życzeniowego; skoro on – sam Radosław Sikorski – jest utwierdzony w przekonaniu, iż tak naprawdę zamrożenie środków to Nasz sukces (stąd tylko krok do karkołomnej tezy, żeśmy sami zakulisowymi działaniami sprokurowali taką decyzję Komisji Europejskiej, by mieć na szczycie asa w rękawie) – to tak właśnie musi być. Jest też druga wersja, gorsza od pierwszej: pan minister dobrze wie, że argumenty pana Saryusza – Wolskiego są o wiele sensowniejsze od jego argumentów i z rozmysłem opowiada opinii publicznej wierutne bzdury, licząc, że kogoś przekona; a przede wszystkim, że zaskoczonych żółtą kartką ze strony Brukseli „Europejczyków” ze swojego elektoratu porządnie uspokoi. Widać jednak, że pan Sikorski nie zadał sobie nawet trudu zadzwonienia do eurodeputowanych z własnego ugrupowania, by chociaż poznać ich opinię na ten temat. Może wówczas ten dwugłos nie byłby tak krzykliwie niepoważny – zwłaszcza w partii chcącej uchodzić za poważną i nowoczesną.
Inne tematy w dziale Polityka