Kto czytał „Paragraf 22” ten musiał natknąć się na postać pułkownika Cargilla. Kto nie czytał niech wie, że dżentelmen ów przed wojną „…był złym handlowcem. Był tak okropnym handlowcem, że wyrywały go sobie firmy zmuszone ze względów podatkowych wykazać straty (…) potrafił zrujnować najlepiej prosperujące przedsiębiorstwo. Doszedł do tego własną pracą…”. Ponieważ historia lubi się powtarzać, a absurdy to już w ogóle uwielbiają zahaczać o Polskę, mamy przeto sytuację jak z kart powieści: oto fatalny zarządca województwa, doprowadziwszy je do pół miliardowego długu, odchodzący w niesławie po klęsce swojego sztandarowego pomysłu otrzymał już propozycję nowej, odpowiedzialnej pracy. Były marszałek województwa śląskiego, pan Adam Matusiewicz (PO) ma zostać dyrektorem w miejskiej spółce wodociągowej w Siemianowicach Śląskich. Odbyły się już odpowiednie rozmowy, a prezes spółki przyznaje, że ktoś taki jak pan Matusiewicz „bardzo by się nam przydał”. Oczywiście w normalnym regionie, nie w ŚRK (Nasza lokalna odpowiedź na brak ustawy metropolitalnej – Śląska Republika Kolesi) osoba tak skrajnie skompromitowana na najwyższych stanowiskach byłaby trzymana z daleka od wszelkich funkcji związanych z finansami publicznymi, ale cóż – chwała nam i naszym kolegom…pan prezes tejże spółki wodociągowej był zresztą w swoim czasie obiektem zainteresowania odpowiednio CBA, nadzoru prawnego wojewody i stowarzyszenia Bona Fides – jako współwłaściciel spółki która wygrywała najbardziej lukratywne przetargi w mieście, a jednocześnie radny tego miasta. Widać pan Matusiewicz dobrze czuje się w towarzystwie osób podejrzanej konduity (ów pan prezes) lub wariatów (były prezes Kolei Śląskich – pan Worach).
Ten przydługi wstęp miał za zadanie jeszcze raz podkreślić wszelkie zasługi zawodowe pana Matusiewicza na stanowisku marszałka województwa; notka pewnie nie powstałaby, gdyby ów zechciał zająć się prywatnym biznesem (co zapowiadał). Niestety – skoro nadal pcha się między publiczne środki, trzeba przypominać o cieniach i blaskach marszałkowskiego CV. Nie będę zresztą ukrywał, że do osoby która przez okres swojej kadencji zniweczyła większość szans na rozwój Górnego Śląska i doprowadziła do rozpasanego festiwalu kolesiostwa w całym województwie (słynna ksywka „wielki kadrowy”) mam stosunek jednoznacznie negatywny, toteż wszelka subiektywność jest zamierzona. A zatem: nowy marszałek województwa, pan Sekuła złożył zawiadomienie do Prokuratury Okręgowej w Katowicach. W zawiadomieniu podejrzewa przestępstwa przy umowach na zakup i remont taboru kolejowego. Pismo wyraźnie wskazuje winnych – cały zarząd Kolei Śląskich powołany bez żadnego konkursu przez byłego marszałka, pana Matusiewicza, w tym oczywiście prezesa, skazanego pod koniec stycznia na karę więzienia w zawieszeniu, zatem właściwie musiałbym pisać o nim per pan Marek W.
Do marca ma być gotowy audyt finansowy – ogłoszony potem zarówno radnym sejmiku jak i udostępniony mieszkańcom województwa. Trzeba tu pochwalić przynajmniej werbalne zapowiedzi transparencji nowego pana marszałka i trzymać kciuki, że przedstawi Ślązakom nawet najboleśniejszą prawdę. Do czasu ogłoszenia audytu Urząd Marszałkowski nabiera wody w usta, ale nowe władze Kolei Śląskich już trochę „sypnęły”: za sam tylko grudzień kary umowne i koszty komunikacji zastępczej wyniosły 3,5 miliona złotych – płatne oczywiście z wojewódzkich, publicznych pieniędzy. Według ostrożnych szacunków, audyt finansowy wykaże straty co najmniej kilkunastu milionów złotych. Przypominam: człowiek, który wybrał bez postępowania konkursowego nieudolny zarząd Kolei Śląskich i naraził województwo na miliony złotych jest szykowany na dyrektora spółki operującej publicznymi pieniędzmi.
Na temat Kolei Śląskich i ich kompromitującego falstartu powstały dwa raporty: Urzędu Transportu Kolejowego i ekspertów z zespołu doradców TOR. Wyniki raportów są nieubłagane: świadomie łamano prawo – między innymi narażając pasażerów na ryzyko utraty życia lub zdrowia przez wysyłanie niezgodnie z przepisami maszynistów na nieznane im trasy. W jednym z wywiadów telewizyjnych pan Matusiewicz – wypowiadając się jeszcze jako marszałek województwa – przyznał oficjalnie, że o łamaniu prawa wiedział, ale „no trudno”. Podróżni jeździli składami które nie miały niezbędnych zezwoleń. Brakowało podstawowej dokumentacji dotyczącej systemów bezpieczeństwa. Rozkład jazdy przygotowany na start Kolei Śląskich był „za ambitny” i rozchodziło się tylko o to, by odtrąbić wielki sukces w mediach. W dodatku zaprojektowano rozkład w taki sposób, że wykonanie go było możliwe tylko w przypadku posiadania co najmniej 203 maszynistów (a żeby uniknąć wszystkich opóźnień – 333); tymczasem Koleje Śląskie miały na etatach ledwo 141, w dodatku 74 procent z nich dotyczył „brak znajomości szlaków kolejowych jakimi mieli się poruszać”. To z kolei prowadziło do całkiem ludzkiego odruchu asekurowania się i prowadzenia pociągów z prędkością nie większą niż 40 kilometrów na godzinę, nawet w miejscach przeznaczonych do szybszej jazdy. Wymyślony „na styk” hurraoptymistyczny rozkład jazdy musiał się rozsypać – i rozsypał się doszczętnie zimową porą, pozbawiając ludzi szans dojazdu do pracy i szkoły, zmuszając Koleje Śląskie do wynajmowania autobusów zastępczych.
Tabor Kolei Śląskich cechował się niemal całkowitym brakiem rezerwy eksploatacyjnej – a odsetek zepsutych pojazdów przekraczał w grudniu nawet 40 procent. Dlaczego? Bo najprawdopodobniej była to konsekwencja „…pozyskiwania pojazdów o niedostatecznie zbadanym stanie technicznym…”. Innymi słowy – kupowano byle co, byle jak i byle szybciej, bo terminy musiały się zgadzać. W momencie przejęcia przewozów w województwie Koleje Śląskie miały wprawdzie niedobór maszynistów, ale za to nadrabiały liczbą wyższej kadry: prócz trzyosobowego zarządu przygotowano ciepłe posady dla dwunastki „z zawodu dyrektorów”, naturalnie wybieranych wedle swoich „kolejowych kompetencji”. Nie zapominajmy też o rzeczniku prasowym będącym jednocześnie radnym miejskim PO i mamy uroczy, partyjny komplecik.
Teraz sytuacja się już trochę uspokoiła, oczywiście. Jest nowy zarząd, są ważniejsze sprawy medialne. Nowy marszałek nie zdołał się jeszcze z niczym wygłupić, w urzędzie i spółkach podległych trwa trwożliwe oczekiwanie, czy okaże się miotłą sprzątającą etaty po poprzedniku, czy jednak pozostawi te stada zatrudnianych po linii partyjnej i towarzyskiej nieudaczników na swoich stanowiskach. No cóż, musimy poczekać – i na audyt, i na wyniki prac prokuratury, bo może się okazać, że styczniowy wyrok nie będzie ostatnim w karierze pana ex-prezesa Marka W., który tak okrutnie „zawiódł zaufanie” znającego go od połowy lat 90-tych pana Matusiewicza, gotowego postawić na niego i na doświadczony w transporcie (co widać po cytowanych raportach) zarząd Kolei Śląskich wybierany bez konkursu, bo sprawdzanie wiedzy i umiejętności takich ludzi byłoby dla nich ujmą.
Mieszkańcom Siemianowic życzę wiele szczęścia z nowym dyrektorem w miejskiej służbie wodociągowej. Jak to ktoś napisał w komentarzach: lepiej już zawczasu magazynować wodę, bo cholera wie kiedy zabraknie.
PS. Oczywiście śląska PO ani jednym słowem nie potępiła zachowania swoich członków i osób przez siebie rekomendowanych - zarówno byłego marszałka, członków zarządu Kolei Śląskich i tego tabunu dyrektorów - za narażenie województwa na gigantyczne straty finansowe.
By żyło się lepiej!
Inne tematy w dziale Polityka