trescharchi trescharchi
1525
BLOG

Faszyzm według Wyborczej.

trescharchi trescharchi Polityka Obserwuj notkę 41

Pamiętacie może Państwo genezę sformułowania "kibol"? Drzewiej mawiało się: pseudokibic, chuligan. Potrzeba było dopiero prawdziwej krucjaty "Gazety Wyborczej" by nowy termin wszedł do powszechnego użytku. Odbywało się to trochę na zasadzie masowej, to znaczy właściwie wszystkie rozróby z udziałem młodych ludzi były przez redaktorów dziennika, któremu nie jest wszystko jedno traktowane z góry jako "ataki kiboli". Na Śląsku do legendy przeszedł zwłaszcza artykuł lokalnego dziennikarza "Wyborczej". Ów dziennikarz zatytułował swój tekst (dokładnie nie pomnę) w stylu: kolejny atak kiboli. To, że napastnicy byli "kibolami" wywnioskował (jak dowiedzieliśmy się dopiero z tekstu) z faktu posiadania przez nich breloczków z emblematami chorzowskiego Ruchu. Można? Można. Fakty przecież muszą zgadzać się z tezą. Przy okazji nakręcono umiejętnie spiralę - kibice nie przepadają za "Wyborczą", która paskudnie generalizuje te sprawy i wrzuca ich wszystkich do jednego worka. A że to chłopcy niekoniecznie grzeczni, to agresję werbalną spotykającą biednych dziennikarzy można bez trudu przedstawić jako łobuzów. Żeby nie było - głupków demolujących stadiony, pociągi i naparzających Bogu ducha winnych "cywilów" nie bronię. Jest to jakiś odsetek grup kibicowskich. Tylko nie można generalizować jeśli chce się uchodzić za obiektywną gazetę.

Minął czas jakiś i "kibole" przestali być już atrakcyjni politycznie. Rozrób większych nie ma, stadiony są nieźle chronione, żaden polityk nie świadczy za nimi w sądach i na policji. Teraz na topie są "faszyści", przy czym w znakomitej większości przypadków rozpętujący tą terminologię dziennikarze absolutnie i świadomie mijają się z prawdą, wyolbrzymiając wszystko tak, by ładnie pasowało do kolejnej tezy - trzeba zgnieść ruch narodowy w zarodku. Wertując lokalne wydania "Wyborczej" bez trudu znaleźć można przykłady takich artykułów; dziwna zbieżność czasu wśród dziennikarzy nie poświęcających dotąd temu zagadnieniu wiele uwagi nasuwa podejrzenia o konkretnym "prikazie" płynącym z góry. Każda redakcja terenowa musi na swoim obszarze faszystów znaleźć, opisać, rozedrzeć szaty i basta. Wracając znów na śląskie podwórko - mamy nawet do czynienia z apelami (poważnej wydawałoby się) gazety o nie dopuszczanie do legalnych manifestacji ONR-ów czy innych takich grup. Można się z łysymi chłopcami nie zgadzać, można ich krytykować, ale dopóki nie wykrzykują na swoich spędach niczego niezgodnego z prawem - niewiele więcej można zrobić. Nawoływanie do cenzury prewencyjnej nie jest zgodne z duchem demokracji i wolności słowa.

Najświeższy przykład to Bydgoszcz. W Bydgoszczy jakiś idiota napisał na murze "Je.ać Żydów wszystkich". Jak może być zatytułowany artykuł w "Gazecie Wyborczej"? Ależ oczywiście, "Faszyści wracają i piszą na ścianie". Swoją drogą, pogratulować. Redaktor już ustalił, że było ich więcej niż jeden i z całym przekonaniem wie już, że za sprawą stoją faszyści. Minimalna znajomość historii mogłaby nasunąć raczej tytuł "Naziści wracają", bowiem włoski faszyzm w swoim stosunku do Żydów nawet nie może się równać z niemieckim nazizmem. Ale cóż, "prikaz" przyszedł i trzeba z góry takie głupkowate hasła zaliczać do odradzającej się hydry faszyzmu. Warto zauważyć, że tuż obok antysemickiego hasła (być może) ten sam faszysta wyraził chęć zrobienia tego samego co z Żydami z niejaką Adą, będącą starą przedstawicielką najstarszego zawodu świata. Spłycam celowo - równie dobrze można by przecież napisać, że to "Antyfeminiści" tudzież "Seksiści" wracają pod ten mur i malują kolejne hasła. Czy każdy chuligan, wyrabiający sobie na "dzielni" opinię mazaniem po ścianach musi być automatycznie faszystą? Czy to nie za duże słowo, które za łatwo przychodzi? Czy ten sam redaktor z Bydgoszczy nazwałby Bożenę Dykiel (za jej osławione "żydzić") faszystką, skoro też powiedziała coś uchodzącego za antysemityzm?

Smutne jest to, że czytelnicy chwytają te wielkie słowa - bo są proste, bo wszystko opisują aż nadto i nie wymagają stawiania dalszych pytań - i w ten sposób (jak dla mnie z całą świadomością) nakręca się kolejną spiralę. Widać to zresztą w komentarzach, gdzie większość domaga się wypalenia tego rzekomego "faszyzmu" ogniem i mieczem bez żadnej reakcji ze strony moderatorów forum "Wyborczej". A jednocześnie dziennikarz potrafi zakończyć swój artykuł konstatacją, że właśnie od takich napisów może się zaczynać. A potem nadchodzi eskalacja przemocy. A pomyślał pan redaktor, czy taka eskalacja może nastąpić tylko po jednej stronie?

trescharchi
O mnie trescharchi

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (41)

Inne tematy w dziale Polityka