Sąd Najwyższy postanowił zmodernizować swoją stronę internetową oraz cały sieciowy system. Wydał na to ponad 500 tysięcy złotych. Sprawie bliżej przyjrzał się Urząd Zamówień Publicznych. I doszedł do wniosku, że SN naruszył prawo nie organizując przetargu na tak dużą inwestycję. Rzut oka do PZP i już wiadomo, iż przepisy wyraźnie nakazują organizowanie przetargu na każdy publiczny wydatek powyżej 14 tysięcy euro. To żadna wiedza tajemna - raczej podstawy znane każdym studentom.
Kontrowersje rozpoczęły się z końcem ubiegłego roku - wydatkowanie pół miliona złotych wyszło na jaw wskutek działań Fundacji ePaństwo. Po tekstach w "Dzienniku Gazecie Prawnej" sprawą zajął się Urząd Zamówień Publicznych, wszczynając kontrolę. Dziennikarze zasięgnęli między innymi opinii w branży internetowej, która jasno stwierdziła że tak duży wydatek Sądu Najwyższego w żaden sposób nie był uzasadniony merytorycznie. Sąd odniósł się do zarzutów Urzędu Zamówień Publicznych tak - przetargu owszem, nie ogłoszono. To żadne zaniedbanie, raczej działanie celowe. Bowiem zamawiano usługę powszechną, która w myśl przepisów indywidualnego podejścia nie wymaga. A że pół miliona? No cóż, wiadomo - nowe technologie to zabawka droga, a wszystko co robiliśmy, to i tak robiliśmy oczywiście z pełnym poszanowaniem dyscypliny finansów publicznych. Nowa strona internetowa była nam niezwykle potrzebna, sieciowy system wymagał modernizacji i tak dalej. Stara śpiewka - praktycznie słowo w słowo to szablon urzędnika przyłapanego na jakiejś nieprawidłowości.
Krajowa Izba Odwoławcza podtrzymała w swoim wyroku zarzuty Urzędu Zamówień Publicznych. Sąd Najwyższy złamał trzy artykuły prawa zamówień publicznych - mimo obowiązku zorganizowania przetargu, przetargu nie było. Miast tego zastosowano tryb którego zastosować w tym wypadku nie było wolno. A teraz zaczyna się najciekawsze - prezes Urzędu Zamówień Publicznych ma mnóstwo możliwości. Może podjąć kroki cywilne - skierować do sądu wniosek o unieważnienie całej umowy. Może też zawnioskować do rzecznika dyscypliny finansów publicznych o stosowne ukaranie urzędników winnych zaniedbania, chociaż rzecznik może być akurat zawalony robotą oceniania postępowania Joanny Muchy (koncert Madonny, bilety na koncert Madonny) i jej urzędników. Co najciekawsze i najbardziej absurdalne w tej sytuacji (mówimy przecież o Sądzie Najwyższym, do licha) - UZP ma pełne prawo złożyć do prokuratury wniosek w związku z podejrzeniem popełnienia przestępstwa. Zastosowanie niezgodnego z prawem trybu, wybór konkretnej firmy świadczącej usługi i narzekanie ekspertów na wydawanie grubej sumy zupełnie bez sensu całkowicie taką drogę postępowania UZP usprawiedliwiają.
Żyjemy przeto w kraju gdzie Sąd Najwyższy łamie prawo w bardzo niejasnych celach. I tłumaczy się tak, że zachodzą dwa - równie przykre - podejrzenia. Albo łamie prawo z premedytacją, albo tego prawa po prostu nie zna. I jak tu potem wierzyć w sprawiedliwość?
Inne tematy w dziale Polityka