Nie znałem dotąd posła Michała Jarosa z Platformy Obywatelskiej. Ponoć jest członkiem Parlamentarnego Zespołu ds. Wolnego Rynku, liczącego 50 ludzi - przeważnie z partii rządzącej. Biorąc pod uwagę posunięcia PO przez ostatnie kilka lat, jakiekolwiek mówienie o wolnym rynku zakrawa na ponury żart, ale nic to. Może być komisja do spraw wędkarstwa czy kosmosu, może być i taka "jajcarska". Michał Jaros dostał wszakże nowe zadanie, odpowiedzialne i samodzielne. Michał Jaros musi z ramienia Platformy Obywatelskiej opracować raport ujawniający ogromne koszty funkcjonowania związków zawodowych. Ujawniający raport ujawnia dzisiejsza "Gazeta Wyborcza".
Tak, mnie również krew zalewa gdy czytam że KGHM płaci na utrzymanie związków 10 milionów złotych. Kompania Węglowa trzy razy więcej. Kiedy wchodzę w skórę prezesa Poczty Polskiej i aby przeprowadzić jakikolwiek zmiany pracownicze muszę trwonić swój cenny czas na rozmowę z przedstawicielami 46-ciu (sic!) związków zawodowych. Z których każdy sobie rzepkę skrobie. Tak, denerwują mnie roztyci, rozwrzeszczani związkowi bonzowie, oddaleni od spraw pracowniczych mniej więcej tak daleko jak posłowie od spraw obywatelskich. Tak, zastanawia mnie dlaczego w miedziowym potentacie KGHM na etatach jest ponad 40 ludzi, których żadną miarą zwolnić nie sposób - a dalibóg, pewien jestem, że do prawidłowego funkcjonowania związku zawodowego wystarczyłaby jedna czwarta tej liczby. Nie umiem pojąć dlaczego w Poczcie Polskiej - 90 ludzi na "nietykalnych" etatach związkowcy zamykają się w luksusowych biurach o jakich zarząd mógłby tylko pomarzyć. Nie mieści mi się też w głowie dlaczego pocztowi związkowcy za zamach na związki zawodowe uznali wprowadzenie obowiązku podpisywania przez nich list obecności by kontrolować ich wychodzenie i przychodzenie do pracy. To wszystko prawda. Są związki wykonujące kawał dobrej roboty, są też siedliska patologii i przechowalnie "z zawodu działaczy".
Ale nie wchodząc głębiej w dyskusję czy związki są potrzebne czy nie - ilu Polaków tyle opinii - rozchodzi mi się o wyjątkową hipokryzję Platformy Obywatelskiej. Jasne, podobno ów "parlamentarny zespół wolnorynkowców" od dawna nagłaśnia nadmierne przywileje związkowców - ale to jakoś nie przebija się do opinii społecznej. Jest projekt ustawy, według której związkowcy mieliby się utrzymywać tylko ze składek swoich członków. Na papierze, bardzo dobry pomysł - tutaj zgadzam się z posłem Jarosem. Zwykli pracownicy utrzymujący swoich przedstawicieli mieliby na nich większy wpływ, a i sami "bonzowie" musieliby bardziej niż zwykle zabiegać o uwagę i interesy swoich sponsorów. Tylko nietrudno zgodzić się z OPZZ, który zapowiedzi powstania raportu zrozumiał jako zemstę. Ma rację - bo jak inaczej wytłumaczyć, że po 6 latach rządzenia, przy corocznych kuglarskich cudach Rostowskiego z dopięciem budżetu, dopiero teraz poseł Jaros będzie wysyłał do poszczególnych ministerstw zapytania o związkowców? Dlaczego po 6 latach uporczywego powtarzania o potrzebie oszczędności poseł Jaros pyta ministra rolnictwa ilu etatowych związkowców jest zatrudnionych w agencjach i innych jednostkach organizacyjnych podległych Kalembie? Dlaczego? Bo Platforma Obywatelska chce nagle wiedzieć ile to wszystko kosztuje? Panowie, taki audyt byłby wiarygodny i powitany z aplauzem w 2007, no może w 2011 roku, przy drugim rozdaniu. Ale wtedy mieliście wysokie sondaże i robiliście wszystko, byleby nikomu nie nadepnąć na odcisk. Byleby w kraju było fajnie - a fajnie oznacza brak niepopularnych reform, bo po co się stresować, skoro samo sprawowanie władzy jest takie super. A władza się zawsze wyżywi, jak mawiał klasyk.
Tymczasem teraz na odcisk nastąpili Platformie ("partii miłości") jaśnie państwo związkowcy. Na 11 września zapowiadają wielki strajk generalny i raport Jarosa ma być odpowiedzią na ten strajk. A raczej uderzeniem wyprzedzającym - pokazaniem Polakom, jakie to związki są rozpasane i ile kosztują każdego z nas. Mało w tym poważnego, roztropnego rządzenia. Raczej dziecinne i emocjonalne odbijanie ciosów, źle świadczące o partii która chce uchodzić (chociaż już mało kto w to wierzy) za propaństwową.
Ale jest iskierka nadziei. Skoro już w Platformie zapanował taki audytowi nastrój, to może zapowiadany między innymi przez Adama Szejnfelda na Twitterze (z rozczulającym wytłumaczeniem - "PiS jak zwykle jest przeciw") zespół do ograniczania biurokracji zapozna Polaków z wynikami kontroli, ile corocznie Skarb Państwa kosztują członkowie i znajomi Platformy Obywatelskiej umieszczeni we wszystkich instytucjach i spółkach? Robota iście benedyktyńska, no ale jak transparencja - to transparencja.
By żyło się lepiej!
Inne tematy w dziale Polityka