80 procent ceny papierosów w Polsce to akcyza i podatki. Budżet państwa przez palaczy zasilany jest corocznie kwotą 24 miliardów złotych. Jesteśmy największym producentem papierosów w Unii Europejskiej, sam nasz eksport wart jest 1,4 miliarda euro. Mówiąc bardziej obrazowo - co dziesiąta złotówka trafiająca w coraz bardziej drżące z zagubienia ręce Jacka Rostowskiego to złotówka pochodząca od palacza. Do ostatnich trudnych spraw okołobudżetowych doszło zatem ministrowi finansów kolejne zmartwienie. Bruksela się ocknęła i postanowiła walczyć z nałogiem. Walczyć po swojemu, czyli najkrócej mówiąc nikt nic nie wie. Na pewno rozchodzi się o wprowadzenie zakazu sprzedaży papierosów slim i mentolowych. W Polsce te gatunki stanowią niemal 40 procent wszystkich wypalanych papierosów. We Francji czy Niemczech - odchodzą już powoli do lamusa, dlatego ewentualna brukselska prohibicja nie dotknie ich tak mocno jak nas.
Poza wymienionymi powyżej kwotami - przemysł tytoniowy w Polsce zatrudnia mnóstwo ludzi. Mamy 60 tysięcy plantatorów tytoniu, którzy w razie czego nie zmienią branży z tygodnia na tydzień. Z drugiej jednak strony, trudno przeoczyć, że niemal 700 tysięcy Europejczyków umiera co roku na choroby które można powiązać z paleniem tytoniu, a zdaniem części ekspertów po slimy i mentole sięgają młodzi, nieuzależnieni palacze, dopiero rozpoczynający swoją "przygodę" z nałogiem. Na razie w Brukseli ścierają się cztery strony konfliktu. Pierwsza chce zostawić slimy/mentole jeszcze na jakiś czas na rynku, wymyśleć jakiś akceptowalny okres przejściowy. Najbardziej radykalna grupa domaga się natychmiastowego i całkowitego zakazu. Komisja Europejska sama nie wie, czego chce, a Polska usiłuje całej reszcie wytłumaczyć, że planowany zakaz przyniesie nam wielkie szkody gospodarcze i zerowe korzyści dla zdrowia obywateli. Nie wspominając już o tym, że na prohibicji (jak zawsze i wszędzie) utuczy się zorganizowana przestępczość.
Przemytnicy już teraz mogą zacierać ręce. Przez unijne wymagania, z których skwapliwie skorzystał poszukujący wpływów do budżetu minister Rostowski, paczka papierosów w Polsce jest bardzo droga. W krajach gdzie przepisy unijne nie występują - Białoruś, Ukraina, Rosja - te same papierosy od tego samego producenta potrafią być trzykrotnie tańsze. Wyłącznie logistyczną kwestią jest więc zwiększenie przemytu zza wschodniej granicy, by rozmiłowani w slimach i mentolach mogli otrzymać swój zakazany owoc. Na tym straci zaś wyłącznie fiskus, czyli my wszyscy. Dodajmy do tego planowaną przez Brukselę reformę wyglądu opakowań - niebawem palaczy straszyć mają trupie główki czy płuca przeżarte rakiem. Wielu palaczy nie tyle rzuci nałóg, by nie oglądać tego obrzydlistwa, jeno przerzuci się na powszechnie dostępne (w każdym mieście wystarczy po prostu poszukać) papierosy z przemytu.
Przed naszymi władzami niełatwe zadanie. Muszą zadbać o wpływy do budżetu i o utrzymanie tysięcy miejsc pracy. Muszą też zadbać o względny spokój na wschodnich - zewnętrznych - granicach Unii Europejskiej. Broniąc palaczy przed unijnymi zakazami narażą się jednak na krytykę, że nie zależy im na zdrowiu obywateli. Trudny wybór, ale w naszej sytuacji 24 miliardy złotych piechotą nie chodzą. Szansy trzeba upatrywać w tym, że w samej Brukseli nie ma zgodności co do prohibicji - zawsze można kogoś przekabacić na swoją stronę i uratować niemałe wpływy do budżetu, kosztem niestety zdrowia.
Tylko czy ktoś w Unii zechce nas w tej sprawie wysłuchać? Na razie nasze wysiłki spełzają na niczym.
Inne tematy w dziale Polityka