Czas jakiś temu sejmowa komisja sprawiedliwości z zagubionym ostatnio w wielkiej polityce Ryszardem Kaliszem na czele, wespół z organizacjami pozarządowymi (między innymi Helsińska Fundacja Praw Człowieka) wymogła na rządzie nałożenie na Ministerstwo Spraw Zagranicznych obowiązku publikowania corocznych sprawozdań z wykonywania wyroków Trybunału w Strasburgu. Raporty miały być kompleksowe i w sposób wyczerpujący informować zainteresowanych o działaniach rządu. Urzędnicy Radosława Sikorskiego obowiązek wypełnili, ale w sposób dalece niezadowalający.
Z drugiej strony trudno się MSZ-owi dziwić. Niekiedy nie ma się czym chwalić - jak na przykład w sytuacjach, gdy Strasburg wytyka nam przewlekłość postępowań sądowych (przegraliśmy o to niemal 400 spraw) czy przewlekłość aresztów tymczasowych (prawie 200 spraw zakończyło się naszą porażką). Resort Sikorskiego musiał również wskazać porażki sądowe w sprawach o brutalność policji, niewykonanie aborcji nawet w przypadkach przewidzianych w prawie, złej opieki medycznej i przeludnienia w więzieniach. Doprawdy, niekiedy wyroki strasburskiego Trybunału więcej mówią o sytuacji państwa niż niejeden raport NIK, aczkolwiek mocno psuje to obraz Polski takiej, jaką chciałby ją widzieć rządowy PR.
Wspomniana Helsińska Fundacja Praw Człowieka zauważa pozytyw: rząd po raz pierwszy sprawozdaje, jak wykonuje wyroki. Potem już tak różowo nie jest. Raport urzędników Radosława Sikorskiego to po prostu...zbiór linków do stron internetowych Komitetu Ministrów Rady Europy. Procedura wykonywania wyroków Trybunału według rządu wygląda następująco: gdy zapada orzeczenie które poza nałożeniem obowiązku wypłaty odszkodowania dla skarżącego wymaga zmiany obowiązującego prawa lub praktyki, międzyresortowy zespół do spraw wykonywania wyroków organizuje konsultacje z odpowiednimi ministerstwami, organizacjami samorządowymi i Biurem Rzecznika Praw Obywatelskich. Praktyka na papierze prezentuje się imponująco, gorzej z terminami, skoro w raporcie plany działania dotyczą spraw sprzed kilku lat i w sumie nie wiadomo, co rząd Donalda Tuska w tych sprawach zrobił lub czego zaniechał.
Na wtorkowym posiedzeniu senackiej komisji praw człowieka (chyba tylko przez przeoczenie nie zająknął się o tym tak rzetelny w informowaniu senator Libicki) przedstawicielka Helsińskiej Fundacji opisując plan działania przygotowany w 2013 roku a dotyczący sprawy sprzed lat trzech powiedziała wprost: jestem zdumiona sposobem, w jaki rząd planuje wykonanie wyroku w tej sprawie. W tej sprawie głos organizacji pozarządowych oficjalnie konsultowanych nie został wysłuchany. I nie jest to bynajmniej jednostkowy przypadek, raczej potwierdzenie smutnej reguły, że konsultacje w większości są dla urzędników jedynie czasochłonnym obowiązkiem do odbębnienia.
Ktoś ten raport MSZ-u podpisał. Ktoś go ocenił przed opublikowaniem i zaakceptował jego treść, a raczej brak treści. Trudno nie odnieść wrażenia, że urzędnicy Sikorskiego potraktowali zalecenia sejmowej komisji sprawiedliwości jako uciążliwe dodawanie im roboty - dlatego raport straszy pustkami merytorycznymi przykrytymi linkami do innych stron, gdzie kto inny wykonał pracę.
Bardzo to mało profesjonalne. A przecież w tym rządzie w ministerstwach od sześciu lat zasiadają profesjonalni, wybijający się (cytat akurat z ministra Sienkiewicza, który fikcją operuje nie gorzej niż jego słynny przodek) urzędnicy.
Inne tematy w dziale Polityka