Dwa lata temu, aby zapobiec praktyce zawierania przez samorządy umów z hyclami, Sejm uchwalił nowelizację ustawy o ochronie zwierząt. Zmiany rekomendował i przygotował Parlamentarny Zespół Przyjaciół Zwierząt – dotąd gminy płaciły schroniskom od sztuki zwierzęcia, ale nie sprawdzały potem ile kotów czy psów znajduje się na ich terenie. Wobec braku systemu identyfikacji zwierząt nie sposób było możliwe ustalenie ich dalszych losów. Nowelizacja przygotowana przez posłów nałożyła na gminy obowiązek uchwalania rocznych planów opieki nad bezdomnymi zwierzętami. Samorządy muszą też finansować sterylizację w schroniskach oraz określenie warunków które musi spełnić schronisko. Wspomniano też o obowiązku cyklicznej kontroli warunków w miejscach przetrzymywania zwierząt. Na papierze – wszystko elegancko, przemyślanie, odpowiedzialnie.
Samorządowcy skrytykowali nowelizację, twierdząc że nie mają środków na ponoszenie kosztów wymienionych w nowych przepisach. Jedyną ich bronią był bojkot. Najnowszy raport Najwyższej Izby Kontroli nie pozostawia wątpliwości – większość skontrolowanych samorządów realizuje tylko zadania wynikające z ustawy o przestrzeganiu porządku i czystości w gminach, nie przejmując się zapisami nowelizacji. Więcej niż połowa gmin zlecało odławianie zwierząt bez zapewnienia im miejsca w schroniskach. Efekt? W kontrolowanym Olkuszu 117 psów wyłapanych przez hycla „zniknęło”. Co kryje się za tym pięknym eufemizmem, chyba wiadomo. 67 procent samorządów zawierało umowy z hyclami którzy nie posiadali stosownych uprawnień do takiej działalności (!), a w ogólnym ujęciu do hycli trafiło ponad 80 procent wszystkich środków jakie gminy wydawały na bezdomne zwierzęta.
NIK wystawia surową ocenę: jedna trzecia pieniędzy wydanych na opiekę nad zwierzętami została wydana nielegalnie lub niegospodarnie; a kwoty od złapanego psa zaczynają się od stu złotych wzwyż, nie są to więc sumy bagatelne. Dalej: połowa samorządów nie ma czasu ani ochoty sprawdzać co dzieje się ze zwierzętami po złapaniu ich przez hycli. Ponad połowa nie stawia zresztą hyclom i schroniskom żadnych specjalnych wymagań w podpisywanych umowach. Mimo obowiązku prawnego, samorządy nie domagały się prowadzenia ewidencji zwierząt (aż 80 procent). Do czego to prowadzi? Schronisko w Białogardzie przyznało się, że uśmierciło 40 procent przebywających u nich psów. Od każdego psa (jednorazowo, co ważne) schronisko otrzymywało od gmin mniej więcej 1200, do 1500 złotych. Im szybciej pies znikał, tym większy zysk – i miejsce w klatce na kolejny „zarobek”. W pobliżu schroniska znaleziono nielegalne cmentarzysko.
NIK skontrolował też schroniska. Psów było trzykrotnie więcej niż miejsc w klatkach, kotów aż pięciokrotnie więcej. Co czwarte zwierzę w schronisku umiera lub jest zabijane. Niektóre samorządy celem oszczędzenia sobie kosztów i roboty uznają z góry wszystkie bezdomne zwierzęta na swoim terenie za „niebezpieczne zagrożenie” i korzystają w ten sposób z furtki prawnej, która pozwala im po odłowieniu zwierzę natychmiast zabić. Kontrolerzy z NIK zauważyli też, że państwowa inspekcja weterynaryjna utrzymywana z naszych podatków właściwie w ogóle nie wywiązuje się ze swoich obowiązków kontroli schronisk, przytulisk i hoteli dla zwierząt.
Mamy przeto klasyczny przykład gaszenia ognia benzyną – nowelizacja zamiast pomóc, jeszcze powiększyła bałagan prawny, otwierając dla „przedsiębiorczych” włodarzy gmin nowe furtki prawne pozwalające maksymalnie oszczędzić/dać zarobić zaprzyjaźnionym przedsiębiorstwom na bezdomnych zwierzętach. Przykład to tragiczny, bowiem masowo giną psy i koty, a państwo nie robi nic, by ze swoich obowiązków się prawidłowo wywiązać. A w dodatku, co gorzko ale trafnie zauważył jeden z kontrolerów NIK – sytuacja obecna jest praktycznie wszystkim na rękę. Każdy oszczędza, każdy zarabia, psy i koty nie mają prawa głosu.
Może czasami warto pochylić się nad realnymi problemami zamiast tworzyć parlamentarne zespoły miłośników kosmosu czy plany Polskiej Agencji Kosmicznej?
Inne tematy w dziale Polityka