Jeśli: posiadasz amerykańskie obywatelstwo, pracujesz w Stanach na podstawie „zielonej karty”, masz tam adres korespondencyjny albo po prostu przebywasz za Oceanem przez dłuższy czas, to masz problem. Będąc klientem polskiego banku starczy spełnić jeden z powyższych warunków, żeby osobiste dane trafiły do urzędu podatkowego w Stanach Zjednoczonych. Tak wygląda umowa, jaką z USA podpisze polski rząd. Znaleźliśmy się w wąskim gronie – dotąd podobne ustalenia Ameryka poczyniła jedynie z 10 państwami na świecie. Zielone światło od premiera Tuska negocjatorzy dostali w połowie czerwca, we wrześniu mają się zacząć rozmowy, do końca roku umowa ma być gotowa.
Jej wejście w życie to poważne konsekwencje zarówno dla klientów polskich banków i instytucji finansowych. Trzeba będzie wypełnić specjalny formularz, w którym trzeba przyznać się do jakichkolwiek związków ze Stanami Zjednoczonymi. Mało tego, operacje finansowe dotychczasowych posiadaczy kont będą lustrowane pod kątem przelewów płynących z USA. To wszystko pokłosie obowiązującej w Ameryce ustawy FATCA o ujawnianiu informacji o rachunkach zagranicznych na cele podatkowe. Teoretycznie regulacje te nie dotyczą innych państw, ale obcym bankom które nie podporządkują się FATCA grożą ze strony USA niemałe konsekwencje – obłożenie transakcji przeprowadzanych na amerykańskim terytorium karnym podatkiem w wysokości 30 procent.
Polskie banki i instytucje specjalnego wyboru nie mają. Są jednak pewne wątpliwości natury prawnej. Pojawiają się głosy, że każda forma przekazywania danych obywateli polskich do Stanów Zjednoczonych jest niepokojąca, bowiem tamtejsze prawo nie zabezpiecza adekwatnie danych osobowych. Generalny Inspektor Ochrony Danych Osobowych to potwierdza, wyciągając dość karkołomną tezę – umowa z USA jest krokiem w dobrym kierunku, aczkolwiek to swoisty wyjątek w ochronie danych osobowych (sic!). Zdaniem inspektora, Wojciecha Wiewiórowskiego umowę pod kątem zgodności z konstytucją powinien ocenić Sejm (tam raczej przejdzie, skoro to dziecko rządzącej koalicji) i ewentualnie Trybunał Konstytucyjny. Co zdarzy się w wypadku niezgodności umowy z konstytucją, trudno powiedzieć. Nie wiadomo czy Amerykanie zechcą coś w swoich propozycjach zmienić.
Umowie towarzyszą więc już od początku znaki zapytania. Resort finansów, pilotujący całą sprawę nie był łaskaw odpowiedzieć na pytania dziennikarzy czy deal z Amerykanami działał będzie w dwie strony. Milczenie jest chyba najlepszą odpowiedzią, a jak dodamy do tego głosy doświadczonych bankowców, którzy przyznają że nie mamy co liczyć na wzajemność ze strony USA w przekazywaniu danych mogących zainteresować naszego fiskusa, no to chyba nie ma wątpliwości kto jest stroną rozdającą karty.
Teraz tylko trzymać kciuki za naszych negocjatorów, żeby uratowali co jest do uratowania i uzyskali jakieś wymierne korzyści. Najlepiej coś więcej niż przyjacielskie poklepanie po plecach przez kogoś ze Stanów.
Inne tematy w dziale Polityka