Ktoś mi ukradł 100 złotych. Leżało na biurku, ktoś w nocy przyszedł i zabrał. Całe szczeście był monitoring, wszystko się nagrało i następnego dnia wiadomo było, kto to zrobił. Kolega z pracy. Proszę, żeby oddał. On na to, że jakiś czas temu naprawiał mi kran, i teraz uznał, że za mało mu zapłaciłem (mimo, że wcześniej mówił, że wszystko jest OK). No to przyszedł w nocy i zabrał. Mówię, żeby oddał, on na to 'nie'. I tak się kłócimy. Patrzą na to inni, i część z nich nie kuma o co chodzi - bo słychać głośniej jego krzyki o tym, że 'jestem mu winien' niż to, że wziął bez pytania w nocy. W pewnym momencie złodziej mówi mi 'nie kłóćmy się, przynajmniej, dopóki wizytacja z centrali z firmy nie wyjedzie'. I proponuje rozmowę o kompromisie jakimś. Ja mówię 'nie, żaden kompromis - oddawaj moje 100 złotych'. A on uparcie, żeby się nie kłócić, żeby porozmawiać i ustalić jak to rozwiązać. Ja, że 'oddaj 100 złotych', on 'wypracujmy kompromis'. I kolegom opowiada, jaki to kłótliwy jestem, że on chce sprawę polubownie załatwić, coś wypracowac rozsądnego, a ja warunki stawiam. A jak policją go straszę, to mówi, że takie sprawy to powinniśmy między sobą załatwiać, że kabel jestem i donosiciel.
Dziwna sytuacja, prawda ? Chyba nawet niemożliwa.